Nie zmiana, lecz korekta – o książce Kingi Kosińskiej „Brudny róż”

Maciej Duda

Zacznę przewrotnie: „Brudny róż” to opowieść o szczęściu. Główna bohaterka w pierwszoosobowej narracji przedstawia nam najważniejsze epizody swojego życia. Pisząc „epizody”, odnoszę się do formy, nie treści książki. Nie mamy tu części, rozdziałów, tylko kolejne akapity ciągłego tekstu. Następujące po sobie obrazy są szkicowe, pozbawione szczegółów. Zamiast miejsc i sytuacji opisuje stan emocjonalny, w którym znajdowała się w danym momencie. Nawet jeśli mówi o czynnościach, czytelniczka skupia się na jej motywacji, nie na przebiegu zdarzeń.

duda

W tym sensie wspomnienia Kosińskiej (bo „Brudny róż” to opowieść autobiograficzna) chcę nazywać epizodami. Pod względem treści każde szkicowane przez nią wydarzenie podporządkowane jest głównemu wątkowi opowieści: korekcie płci, jaką przechodzi bohaterka. Na poziomie fabuły „Brudny róż” czyta się więc jak opis procesu dojścia do siebie, uzgodnienia psychiki i ciała. Nie ma tu ucieczek, retardacji, wątków pobocznych. Nie ma galerii pełnokrwistych postaci drugoplanowych. Nie ma rozproszeń, a dywagacje dotyczą tylko psychicznej kondycji bohaterki.

W tym miejscu pojawia się pierwszy problem. W powyższym akapicie pisałem o bohaterce. W związku z korektą płci, o której traktuje „Brudny róż”, pojawić może się wątpliwość: skoro recenzent pisze o bohaterce, to znaczy, że za chwilę będzie pisał o bohaterze. Albo odwrotnie. Zależnie od tego, czy rozpoczynając szkic, wybrał perspektywę głównej postaci sprzed czy po operacji.

Nic z tych rzeczy. Zmiany języka nie będzie. „Brudny róż” to od początku do końca historia kobiety. Narracja pisana w rodzaju żeńskim. Głównym powodem utrzymania jednolitej rodzajowo formy jest samopoczucie autorki, która w momencie pisania wiedziała (a wcześniej przeczuwała), że – mimo biologicznie męskiego ciała – od urodzenia była dziewczynką, a później przeistoczyła się w kobietę. To właśnie wymiar emocjonalny pozwala Kosińskiej prowadzić wspomnienia w adekwatnej dla siebie kulturowej formie. Ta forma doskonale pokazuje, jak ważny jest język, którym opisujemy innych i siebie. Nie zmiana, lecz korekta. Nie ciało, lecz psychika/poczucie. Nie zdarzenie, lecz motywacja.

„[…] moja pozorna męskość leży gdzieś na dnie mnie. […] Dla wszystkich byłam chłopakiem, a dla siebie właściwie nikim. […] Nie jestem mężczyzną. No niby jestem, przecież się masturbowałam. Ale czym jest dla mnie mój penis? Wrogiem? Sama nie wiem. Nie umiem być mężczyzną”. (s. 33)

Ciało jest terytorium, na którym nie kształtuje się „ja” bohaterki. Ciało to dla niej wielka głowa, pryszcze, pogłębiająca się skolioza. Ciało to przyczyna noszenia nieforemnych i nielubianych strojów. Źródło upokorzenia, ale też przyjemności, jaką daje samotna masturbacja, której poddaje się nastoletnia bohaterka w męskim ciele. Z perspektywy czasu wyraźnie dostrzega jednak, że fizyczne samozadowolenie było kompulsywną odpowiedzią na pragnienie zaznania jakiejkolwiek przyjemności. Niestety, zamiast przynosić rozwiązanie, niosło chwilową ulgę i pogłębiało stan samotności oraz izolacji, w jakiej znajdowała się bohaterka.

Samotność to wynik działania wielu zazębiających się czynników: mieszkanie w małej miejscowości, brak rówieśniczej akceptacji, pełnienie roli kozła ofiarnego, brak wzorów postępowania, niezrozumienie swoje sytuacji, strach, lęk oraz internalizacja przydzielonej społecznie roli odmieńca. Kolejne przeciwności budują zaporę i uniemożliwiają bohaterce wyjście z patowej, złej, okropnej (jakiegokolwiek określenia tu użyję, będzie mało adekwatne) sytuacji.

Przywołując szkolne epizody, Kosińska pokazuje duszną atmosferę polskiego miasteczka lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Na marginesie jej opowieści widzimy jak zmienia się struktura polskiego rynku, polskich mediów. Wiemy, jakie gazety czyta bohaterka, jakie programy telewizyjne ogląda, jakiej muzyki słucha. Kolejne dekady wyznacza dostęp do nowych technologii, filmów wideo, Internetu, mediów społecznościowych. Widzimy jaki – z możliwych w małym mieście – schemat edukacji wybiera oraz co i na jakich warunkach oferuje jej rynek pracy. W ten sposób Kosińska kreśli matnię polskiej mentalności, którą kontrastuje ze wspomnieniami krótkich pobytów za granicą. Ich zestawienie jest biegunowe, sprowadza się do antynomii zamknięte – otwarte.

Czytając, stajemy się świadkami tego, jak bohaterka podąża za zewnętrznymi opiniami. Skoro inni twierdzą, że jest pedałem, to tak musi być. Przecież jest zniewieściała. Podążając za wskazówkami innych, znajdzie ogłoszenia, filmy porno, wreszcie odkryje też, że „świat gejowski to nie samo porno” (s. 26). Niestety, uwewnętrznienie różnych etykiet nie spowoduje samoakceptacji. Nie da poczucia zgodności ze sobą. Ani bycie mężczyzną, ani bycie kimś, kto przedstawiany jest jako zniewieściały mężczyzna, nie było dla bohaterki poprawną odpowiedzią na pytanie: kim jestem? Ta niezgodność doprowadzi ją do kresu, do przeświadczenia o niemożliwości egzystencji.

Narracja Kosińskiej jest przepełniona żalem do kolegów, koleżanek, sąsiadów.  Pierwszym wypomina agresję, drugim brak akceptacji, trzecim zarzuca brak empatii lub odpowiedniej opieki. Obrazy znudzonych, zgorzkniałych, niezainteresowanych lub zbyt zajętych lekarzy są zastanawiające. Postawa lekarzy, terapeutów, seksuologów powoduje dyskomfort bohaterki. Czuje się niewystarczająco dobrą, nieinteresującą pacjentką. Myśli, że nie spełnia wymagań lub nadziei terapeutów. Jest przekonana, że traktują ją jak kolejny nieistotny przypadek. Na dowód streszcza jedną z ostatnich opinii „znanego i cienionego” specjalisty, który po konsultacji z lekarzami prowadzącymi jej terapię, wystawia dokument, w którym pod nazwiskiem bohaterki znajduje się opis życia innej pacjentki. Pomyłka? Znudzenie? Praca metodą kopiuj/wklej bez skupienia i uwagi? To wzbudza złość i żal narratorki.

Abstrahując od słuszności jej odczuć, czytelniczy dystans daje mi możliwości innego spojrzenia na tę sytuację. Opisane postępowanie lekarzy paradoksalnie udowadnia, że korekta płci nie jest zabiegiem wyjątkowym, dziwnym, niespotykanym. Wymaga terapii, jest doświadczeniem kształtującym samych pacjentów i pacjentki, którzy zasługują na najlepszą opiekę, ale dla otoczenia powinno być tym, czym jest dla terapeutów, sędziów i lekarzy biorących udział w procesie korekty – codziennością, doświadczeniem, które wymaga empatii i zrozumienia. Nic więcej. Bez zbędnych dyskusji.

W tym miejscu należy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w pierwszym zdaniu tego szkicu napisałem, że „Brudny róż” to opowieść o szczęściu? Jakim cudem? Otóż, jeśli z powyższej opowieści zdejmiemy otoczkę żalu, zauważymy, że kolejne dramatyczne epizody splatają szczęśliwe zbiegi okoliczności. Bohaterkę ocali wsparcie rodziców i dalszej rodziny. W odpowiednim czasie znajdą się oszczędności, które pozwolą na realne uzgodnienie ciała i płci, a sama narratorka odnajdzie wspólnotę, która ją zaakceptuje. Nie da się ukryć, że „Brudny róż” to zapis procesu terapeutycznego, który nadal się toczy. „Jestem wdzięczna, że dożyłam momentu takiej samoświadomości. Ocalałam” – napisze bohaterka (s. 124).

Tematyka „Brudnego różu” uruchamia lekturę etyczną i empatyczną. Kosińska pisze prosto. Niczego nie komplikuje. Nie musi. Nie uwodzi nas wysublimowaną literackością. Nie kreśli propagandowej historii. Nie pozwala na uproszczoną polityczną, partyjną, wyznaniową czy rynkową interpretację.

Bohaterka nie zabiega o względy dla siebie. Po prostu daje nam świadectwo. Pokazuje, ile kosztuje samotne przetrwanie wśród kulturowych schematów i stereotypów powodujących niezrozumienie, odrzucenie, ocenę. Budując swoją narrację, ma świadomość istnienia wielu społecznych i psychologicznych mechanizmów, sposobu ich działania i tego, czym grożą. Próbuje je rozbić. Wie też, że to niekończąca się praca. W ostatnich słowach napisze:

„Uwalniam się od wyobrażeń, jaka powinnam być, od zamartwiania się, jak mnie widzą inni. Chrzanić to. To ciągłe porównywanie się z innymi… Nie chcę tak. Chcę być po prostu sobą, Kingą”. (s. 133)

Banał? Pewnie. Tylko ilu z nas potrafi go praktykować?

kinga-kosinska-brudny-roz-wydawnictwo-nisza-2015-11-09


Maciej Duda – doktor nauk humanistycznych, związany z Poznaniem i Szczecinem, trener, wykładowca (m.in. Gender Studies UAM, Podyplomowe studium Gender mainstreaming przy IBL PAN). Prowadzi szkolenia równościowe i antydyskryminacyjne. Autor książki „Polskie Bałkany. Proza postjugosłowiańska w kontekście feministycznym, genderowym i postkolonialnym. Recepcja polska”.

design & theme: www.bazingadesigns.com