Czerniawski: Bezdomni = Współobywatele
Bezdomni to jeden z najgorętszych tematów, przewijających się w mediach i prywatnych rozmowach. Nawet znajomi afiszujący się z lewicową wrażliwością i liberalnymi poglądami potrafią zaskoczyć wiązanką pod adresem bliźnich w tramwaju. O ile dziennikarki i dziennikarze starają się często zachować obiektywizm, o tyle w listach od czytelników przewijają się te same od lat argumenty i wezwania do rozwiązania brzydko pachnących problemów. Zakaz wstępu do środków komunikacji miejskiej, zamykanie dworców, ławki pochyłe albo z kolcami – stosunkowo łatwo bezdomnych odczłowieczyć i potraktować jako obcych intruzów. A może warto w tej kwestii zwyczajnie wyluzować? Oto najczęstsze mity związane z naszymi współobywatelami w kłopotach.
1. Bezdomni roznoszą choroby
Nie roznoszą, w każdym razie nie bardziej, niż twoja sąsiadka, która wlecze się do biura z zapaleniem płuc, bo boi się wziąć zwolnienie lekarskie. Albo twój ulubiony barman, u którego za kilka miesięcy zdiagnozują gruźlicę. Albo córka szefowej, zarażona w szkole wszawicą. Fatalny zapach nie świadczy o procesach chorobowych, które toczą się głównie w twojej wyobraźni. Przecież nie ściskasz się i nie całujesz z wszystkim ludźmi, których spotkasz a to praktycznie jedyny sposób, żeby się czymś zarazić. Infekcje nie mają nóżek, nie tuptają radośnie po podłodze tramwaju i nie włażą ci na buty. Jeśli bezdomny zakaszle, nie masz się czego obawiać. Nie zaatakują cię zmutowane, kosmiczne wirusy.
2. Bezdomni są leniami i są sami sobie winni.
Nawet jeśli pominie się rzeczy, na które nie ma się wpływu (np. ciężkie choroby) to i tak bezdomność nie ma nigdy jednej, określonej przyczyny i może dotknąć każdego. Prowadzi do niej najczęściej splot wydarzeń. Każdy popełnia błędy, nie każdemu udaje się uniknąć ich konsekwencji. Rozwód, utrata pracy, związana z nimi depresja w połączeniu z brakiem wsparcia ze strony rodziny i najbliższych to mieszanka zabójcza, początek równi pochyłej. Czasem wystarcza zwykły pech, o czym świadczy przykład wrocławskiego dziennikarza Leszka Budrewicza. Historia jakich wiele – kredyt, rozwód, alimenty, cięcie kosztów przez pracodawcę, zagłada domowego budżetu, rosnąca i szybko zaciskająca się pętla długów. Sprzedaż mieszkania nie załatwia sprawy i nie pozwala na spłatę całości zobowiązań. Budrewicz ląduje w schronisku dla bezdomnych, pracuje i zarabia pieniądze, ale zajmują je komornicy. Po dłuższym czasie udaje mu się powrócić do normalnego życia, ale jego heroiczna walka jest raczej wyjątkiem od reguły. Nie każdy ma dość inteligencji i samozaparcia, żeby uciec z pętli długów, zanim go na niej powieszą firmy od chwilówek.
3. Bezdomni wolą chlać, niż pójść do noclegowni
Wśród zaburzeń psychicznych wiele jest takich, które współwystępują z alkoholizmem. Szacuje się, że grubo ponad połowa ludzi dotkniętych zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym jest uzależniona od alkoholu. Alkoholizm nie jest wyborem, jest ciężką, śmiertelną chorobą, często o genetycznym podłożu. Jeśli powiesz bezdomnemu „możesz skorzystać z noclegowni pod warunkiem, że będziesz trzeźwy” to tak, jakbyś od człowieka ze złamaną nogą żądał robienia przysiadów przed wejściem do poczekalni dworcowej. To tak nie działa. Poza tym systemowe wsparcie dla leczenia z tej choroby pozostawia sporo do życzenia. Nawet człowiek w dobrej sytuacji mieszkaniowej i finansowej będzie miał z tym problem, bo dominujące w Polsce programy AA są przestarzałe i często nieskuteczne. Bezdomnemu pozostaje izba wytrzeźwień, w najlepszym przypadku jednorazowy detoks. Sytuacja staje się tragiczna w przypadku powikłań – chroniczny alkoholizm masakruje mózg, powoduje otępienie i zespół Korsakowa, który robi w pamięci dziury rozmiaru miasteczka. Najprawdopodobniej facet, przez którego przesiadasz się w tramwaju, cierpi na coś takiego. I nie myje się, bo jego ośrodek motywacyjny, sterujący podstawowymi potrzebami, przestał istnieć. Czasem też nie kontroluje potrzeb fizjologicznych. Są to zniszczenia nieodwracalne i wymagają dożywotniej opieki. Korsakow może też wpaść do ciebie – wystarczy uraz głowy lub podtrucie tlenkiem węgla.
4. Ale ten smród jest nie do wytrzymania.
Statystycznie każdego dnia spotyka cię mnóstwo nieprzyjemności, także estetycznej natury. Dzieci generują okropne dźwięki i zapachy. Psy nie czekają cierpliwie z grubszą potrzebą, aż je miniesz. Kierowcy polują na ciebie na przejściach dla pieszych. W pracy lekceważą tydzień roboty nad projektem i wysyłają cię na drzewo. Dobrze odżywiony chłopak w koszulce z Pileckim wjeżdża w ciebie barkiem niczym amerykański futbolista. Wąsaty Janusz potrąca cię na przystanku i dmucha na ciebie dymem z papierosa. Przed wejściem do klubu wdeptujesz w pawia, którego zostawiły imprezowiczki tuż przed zatankowaniem MDMA. Naprawdę w tramwaju nie spotkało cię nic wyjątkowego ani strasznego, przynajmniej nie na tyle, żeby to bez końca przeżywać w internecie czy w gronie znajomych.
5. No dobrze, ale nie zarabiają i nie są ubezpieczeni, więc dlaczego mamy wydawać na nich pieniądze?
Tak, powinno cię interesować, na co idą twoje podatki. Państwo i samorządy zafundowały ci edukację, opiekę zdrowotną, autostrady i nawet ten tramwaj, którym jedziesz z obywatelem, który tak cię brzydzi. Ten obywatel najczęściej nie kontroluje własnego życia i wymaga profesjonalnej pomocy. Jeśli zachorujesz na raka, którego koszty leczenia mogą sięgnąć nawet miliona złotych, również taką pomoc otrzymasz. Prawdopodobnie nie masz świadomości, że na opiekę nad bezdomnymi i budowę mieszkań socjalnych Polska wydaje zaledwie 1.1% całej kwoty przeznaczonej na pomoc społeczną. Tylko 5,2% potrzebujących wyjdzie z biedy dzięki tej pomocy, średnia w UE to 9%, w niektórych państwach ten odsetek przekracza 15%. I to wszystko w kraju, w którym ponad 27% ludzi jest zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem. To rezultat fatalnej koordynacji i braku współpracy między urzędami i ministerstwami. Bezdomni wymagają pomocy lekarskiej, psychologicznej, prawnej, mieszkaniowej, tego się nie da załatwić w ramach jednego resortu.
6. Jak jesteś taki mądry, to przyjmij bezdomnego pod swój dach
Nie pozwala mi na to sytuacja finansowa ani mieszkaniowa, nie uważam też, żeby mogło to cokolwiek zmienić. Nie ocenię sytuacji, nie rozwikłam problemów prawnych takiej osoby, nie znajdę jej pracy, umożliwiającej utrzymanie i wynajęcie mieszkania i nie zapewnię opieki lekarskiej i terapii, jeśli będzie tego potrzebować. Doraźna pomoc nie rozwiązuje problemu, od tego jest system, w tym segmencie zadziwiająco nieudolny. Są ludzie, którzy pomagają w ten sposób – u Agaty Nosal-Ikonowicz i Piotra Ikonowicza mieszka trzyosobowa, bezdomna rodzina, wrocławskie partie lewicowe udostępniały bezdomnym swoje biura. Mnóstwo dobrego robią środowiska, blokujące eksmisje na bruk.
Solidarność międzyludzka jest cudowną rzeczą, ale nigdy nie zastąpi państwa, dysponującego ogromnymi możliwościami finansowymi i odpowiednią infrastrukturą. Opieka społeczna jest zwyczajnie zaniedbana i nie zmieni tego ogrom pracy, wykonywanych przez jej pracowników. Bardzo mało się też o niej mówi w mediach, które wolą nagłaśniać Szlachetną Paczkę i promowaną przez jej organizatorów selekcję polskiej biedy.