Romanowski: Jaki kraj, taki zawód [RECENZJA]

Mateusz Romanowski

Ta książka to wizualizacja sennych koszmarów Janusza Majcherka i Leszka Balcerowicza. Około 250 stronnicowy zbiór historii o ludziach, którym nie wyszło, a w których istnienie zastępy neoliberalnych dogmatyków dalej nie wierzą. Zawód Kamila Fejfera obok To nie jest kraj dla pracowników Rafała Wosia może okazać się w tym sezonie najważniejszą publikacją dotyczącą pracy we współczesnej Polsce.


Kamil Fejfer, związany między innymi z portalami, takimi jak OKO.press czy rynekpracy.org, ale przede wszystkim fanpagem „Magazyn <Porażka>”, opisał na bazie rozmów dziesięć historii o życiu rodzimych pracowników. Pokazuje jak wygląda branża gastronomiczna, dziennikarska, tłumaczeniowa, bankowa, sexworkerska czy MLM (multi level marketing). Opisuje też perspektywę emigranta i osoby z Aspergerem.

O pracy w gastronomii napisano na przestrzeni ostatnich lat szereg artykułów, a zainteresowanie zagadnieniem zintensyfikowało się na wysokości konfliktu w warszawskich „Krowarzywach”. O doświadczeniach emigrantów z Polski traktowały zarówno telewizyjne seriale, jak i tak odmienne od siebie filmy, jak pro-pracowniczy Polak potrzebny od zaraz Kena Loacha i pop-nacjonalistyczny, dodawany do „Gazety Polskiej”  Tam, gdzie da się żyć Magdy Piejko. Niewiele było tekstów dotyczących codziennego freelancerów_freelancerek robiących w dziennikarstwie czy tłumaczeniach, ale to wcale nie powinno dziwić. Redakcje i zleceniodawcy są tak chętni do współpracy z osobami upominającymi się o należne wypłaty, jak każdy inny pracodawca. O osobach z zespołem Aspergera dowiadujemy się, kiedy wymyśli ich sobie na potrzeby felietonu jakiś zakompleksiony pracownik naukowy, a o ratownikach_ratowniczkach medycznych, kiedy zaatakuje ich_je pijany imprezowicz_imprezowiczka.

„Wszyscy żyjemy w społecznych bąbelkach, które ze sobą sąsiadują, ale nie przenikają się wzajemnie (…) Jesteśmy przekonani, że nasze życie może się przytrafić każdemu, skoro przytrafiło się nam. Ale to wszystko to tylko projekcja na zewnętrznych ścianach naszego social bubble, małej przestrzeni, której nie chcemy opuszczać, a nawet jeżeli chcielibyśmy, to nie za bardzo wiadomo, jak to zrobić, bo niektóre drogi zarosły dziką zielenią”, pisze autor we wstępie do swojej książki. Wielką zaletą Zawodu jest zderzenie funkcjonujących w mediach i społeczeństwie wyobrażeń odnośnie poszczególnych branż z ich syfiastym zapleczem, na którym w imię wzrostu PKB i zapłacenia czynszu znosisz seksistowskie docinki obcych osób, depresję, mobbing, wysyłanie stert CV, niedojadanie i pracę po 12h dziennie.

Na zapleczu nie ma już złudzeń co do tego, że dobrej pracy i płacy nie zapewniają talent, ciężka praca i wykształcenie. Pracę zapewnia stopień pokrewieństwa, a podwyżkę może załatwić co najwyżej PIP, jeśli jakimś cudem do nas zajrzy.

Osoby, które nie doświadczyły na własnej skórze wchodzenia na rynek pracy w ostatnich latach, chętnie szukają przyczyn niepowodzeń innych w ich własnych życiowych wyborach. Problem w tym, że często są to osoby, które zrobiły wszystko tak jak Pan Rynek przykazał: wygrywały Studenckie Noble, „grały o staż”, są w swoich dziedzinach prawdziwymi autorytetami. Mimo to ich szanse przekreślała nie-ta płeć, restrukturyzacja przedsiębiorstw czy ustawione przetargi. Książka dla wielu czytelników_czytelniczek może być swego rodzaju testem na stopień własnego uprzywilejowania. Często jest tak, że będąc niżej na społecznej drabince widzimy te wszystkie możliwości, do których nie mieliśmy dostępu, takie jak zapłacenie za staż, dłuższe życie pod kloszem, finansowa pomoc znajomych lub rodziców, czy rekrutacja przez znajomości. Analogicznie, będąc wyżej, stopnie które dla innych są szczytem marzeń, dla nas samych bywają niewidzialne.

Mimo raczej gorzkiej wymowy książki, nawet przez moment nie miałem wrażenia „przybicia” tematem. W historiach nie brakuje zabawnych fragmentów (chociaż miejscami może to być śmiech przez łzy), a Fejfer w stylu znanym z Porażki doprawia tekst ciętym poczuciem humoru. Nie bez znaczenia pozostaje też to, że autor trzyma rękę na pulsie w temacie rynku pracy. Tekst ma dobrze nakreślony kontekst systemowy, odnośniki do twardych danych i badań. Co cenne, dowiadujemy się też, gdzie w tych „kontekstach” pozostają przestrzenie jeszcze niezbadane. Nieczęsto zdarzają się książki, których podtytuł byłby tak trafiony. Bo Zawód  to rzeczywiście „opowieści o pracy większości z nas w Polsce”. Większości, czyli tych, którzy_które zarabiają coś między płacą minimalną, a medianą. Tylko i aż tyle.


Korekta: Bibi Żbikowska

design & theme: www.bazingadesigns.com