Recenzja: „W powietrzu” Ingi Iwasiów, czyli seks nam nie zagraża”

„Od dzieciństwa kochałam się chętnie, zanim zrozumiałam po co i dlaczego” – tymi słowami zaczyna się najnowsza powieść Ingi Iwasiów. Książka powinna wywołać ogólnokrajową burzę już pierwszym zdaniem i aż dziw, że nie wziął jej jeszcze na warsztat żaden „ksiądz profesor”, tak roi się w niej od seksu, desakralizacji instytucji rodziny oraz „homopropagandy”. Powieści wyjdzie to chyba jednak na dobre, bo skandale mają to do siebie, że lubią wyolbrzymiać i mijać się z sednem sprawy. Już sama informacja wydawcy sugeruje, że „W powietrzu” jest opowieścią o „erotycznym wyzwoleniu, porzucaniu kochanek i kochanków bez znieczulenia, zmienianiu partnerów jak rękawiczki” i przypomina „Nimfomankę” von Triera. Poza częścią o erotycznym wyzwoleniu właściwie niewiele w tym jednak prawdy. Seksu jest tam mnóstwo – to fakt, ale od szukania siebie do znieczulicy uczuciowej jest jeszcze daleko.

2b773144-e6a5-49f4-aec1-37591dfc51b6

Główną bohaterkę poznajemy, gdy jest dzieckiem. W pierwszym rozdziale opisuje „Królową śniegu”, czyli panią przedszkolankę (wychowawczynię starszaków) – kobietę idealną, którą wszyscy biorą za wzór, a która jest chłodna, przytulańce oraz buziaki rozdaje rzadko i z dystansem, a wszystkie dzieci po cichu chciałyby zdobyć ją na wyłączność. W drugim rozdziale poznajemy Alka – pierwszego mężczyznę, z którym bohaterka nawiązała obopólną emocjonalną więź, którą właściwie można by pewnie nazwać pierwszą miłością do osobnika płci przeciwnej, choć raczej platoniczną. Szczególnie, że już w trzecim rozdziale Alek obgryza paznokcie z zazdrości, gdy odkrywa, że bohaterka ma kochanka. Ofiarą rozbudzonej seksualnie dziewczynki pada jej nauczyciel muzyki. Choć Iwasiów odżegnuje się od skojarzeń z Lolitą, twierdząc, że w tamtych czasach mniej się zwracało uwagi na rzeczy takie jak różnica wieku, porównania uniknąć ciężko – czternastolatka postanawia stracić dziewictwo ze swoim nauczycielem, obmyśla plan i skutecznie go realizuje, nawiązując dłuższy romans. Gdzieś w środku płacze po stracie przyjaciela Alka, ale zatapia się w romansie, a gdy ten dobiega końca, idąc za ciosem rozgląda się za kolejnymi partnerami i partnerkami, z którymi będzie tworzyć różne możliwe konfiguracje związkowo-seksualne. Te trzy początkowe wątki powieści: miłość do ideału, pierwsza miłość i utrata dziewictwa przypadają w udziale prawdopodobnie większości dziewczynek, uniwersalizm ten jednak szybko się kończy. Pruderyjne polskie społeczeństwo potępia u kobiet wszelkie zachowania podobne do zachowań bohaterki- a mogłyby prowadzić do ich seksualnej emancypacji. I właśnie temu społeczeństwu na złość uważam, że książka jest idealną lekturą dla przeciętnej Polki – czytajcie i uczcie się! Seks może być przyjemny! Nie bójcie się swojej orientacji! Nie bójcie się swoich preferencji! – to zdaje się spomiędzy wierszy wykrzykiwać Iwasiów.

Seksualne wyzwolenie – tak, ale porównanie do „Nimfomanki” von Triera jest jednak na wyrost i ogranicza się głównie do sporej ilości scen erotycznych. Mimo że obie bohaterki są poniekąd niewolnicami swojego pożądania, nimfomance Joe nie udaje się uciec z niewoli patriarchatu – jej „przyjaciel”, którym staje się Seligman, w ostatnich minutach filmu pokazuje jej, gdzie jest miejsce kobiety w świecie mężczyzn. Bohaterka Iwasiów natomiast odnajduje równowagę i miłość. Różnicą jest także jakość ich doświadczeń. Podczas, gdy von Trierowska Joe ucieka w świat bólu i cierpienia, bohaterka „W powietrzu” pisze: „[n]ie odrzucałam nikogo z góry, nie sądziłam po pozorach, nie dyskryminowałam” – dając do zrozumienia, że seksualnych partnerów i partnerki szanowała, a z doznań chciała czerpać to, co dobre.

Można by się pokusić o stwierdzenie, że powieść jest manifestem feministycznym, dotyczy w końcu seksualnego wyzwolenia. Jest jednak element, który w pewnym stopniu to niweczy.

Swoje pożądanie bohaterkatraktuje jako żyjącego w niej obcego stworka, któremu nadaje imię Tamagotchi (tak jak ta zabawka, którą jeszcze parę lat temu bawiło się co drugie dziecko). Być może miała to być jedynie pieszczotliwa nazwa, ale jej użycie sprawia, że zjawisko, które z punktu widzenia biologii jest częścią nas, traktujemy jakby był to obcy (s)twór nad którym nie umiemy zapanować. Zabieg ten odbiera powieści nieco z emancypacyjnego tonu. Pamiętajmy, że w łóżku, bez względu na preferencje, pozostajemy sobą. Bohaterka Iwasiów musi oswoić swoje Tamagotchi i nauczyć się żyć z nim w zgodzie. A my musimy po prostu poznać siebie, nie żadnego obcego stwora.

Ciekawym aspektem powieści, która ma charakter autobiografii (i być może da się odnaleźć w niej elementy autobiograficzne), jest tło historyczne. Umiejętne wplecenie artefaktów takich jak woda kolońska fabryki Pollena-Lechia, płyty Czerwonych Gitar i New Kids on the Block, tapczany i meblościanki, enerdowskie trunki, rozwój technologii komputerowej (od komputera zajmującego cały pokój po e-biblioteki i Skype’a) barwnie pokazują około czterdzieści lat z historii Polski. Przykładów jest wiele, a świat pokazany trochę przez różowe okulary – bohaterka jak na tamte czasy była jednak w dość uprzywilejowanej sytuacji i miejscami mówi tonem beztroskiej hippiski. Nie można jednak odmówić autorce doskonałego zmysłu obserwatorskiego. Umie nazywać rzeczy po imieniu i z humorem, jak np. w opisie zmian wynikających z dołączenia Polski do UE: „[w]ejście do Unii dało nam kopa: przenosimy się do nowego budynku, zakup najnowszego oprogramowania i sprzętu, zatrudnienie młodych wilków po prawdziwej informatyce”; czy we fragmencie dotyczącym „garniturowców” epoki socjalizmu, którym udało się na transformacji skorzystać, o ile byli wystarczająco „przedsiębiorczy”: „niektórzy zdążyli przejść na garnitury Vistuli, wyszlachetnieli, kupili walizki na kółkach, przesiedli się z pociągu do małych francuskich samochodów. Jeżeli nie zabił ich przedwczesny zawał, okazywali się dobrymi narciarzami”. Charakteryzując to, co minęło, zwraca też zręcznie uwagę na specyfikę czasów, w których żyjemy obecnie. Idealnym tego przykładem jest fragment, w którym zauważa, że kiedy zaszła w ciążę, decyzje o urodzeniu podejmowała świadomie, bo wykonanie aborcji nie było problemem, a o ruchach pro-life nikt jeszcze nie słyszał.

„W powietrzu” jest książką, którą powinna przeczytać każda kobieta bojąca się swojej seksualności. Chłopcom wchodzącym w okres dojrzewania tatusiowie powtarzają: „[m]iłość? Jaka tam miłość? Musisz najpierw się wyszaleć, popróbować, żeby wiedzieć, czego chcesz” i takim trochę „tatusiem” jest dla czytelniczek Iwasiów – z humorem, bezpretensjonalnie sugeruje, że nasza seksualność jest równie istotna, co wszelkie pozostałe aspekty życia i nie musimy z niej rezygnować, niezależnie od tego, czy pracujemy, uczymy się czy wychowujemy dzieci. A przede wszystkim nie ma w niej nic złego. Tymczasem Polki wciąż uciekają przed seksem i mówieniem o nim jakby był chorobą. A może właśnie chorobą jest zupełnie co innego? Iwasiów podsumowuje to w jednym z dialogów:

– Wyleczyli wielu ludzi.

– Z czego właściwie leczą?

– Z poczucia, że seks nam zagraża.

 Recenzuje: Bibi Żbikowska

w-powietrzu-390

Inga Iwasiów „W powietrzu”
Wydawnictwounnamed (1)

design & theme: www.bazingadesigns.com