Made in Nepal – sprawiedliwy handel [WYWIAD]

Nina Łazarczyk

Stephanie Woollard jest założycielką organizacji Seven Women (Siedem Kobiet), której celem jest aktywizacja zawodowa kobiet wykluczonych w Nepalu. Dziewięć lat temu, w wieku 22 lat, Australijka z dyplomem licencjackim w kieszeni rozpoczęła działalność Seven Women w Nepalu. Do tej pory powstały już cztery centra (dwa w Katmandu i dwa poza stolicą), których działalność jest skierowana głównie do kobiet z niepełnosprawnościami, samotnych matek oraz tych, które padły ofiarą przemocy domowej.

Seven Women Nepal_Stephanie Woollard

Kobiety najpierw przechodzą kurs czytania i pisania oraz podstawowej matematyki, a następnie uczą się szycia, szydełkowania i robienia na drutach. Organizacja Seven Women, działająca od 2007 roku, opiera swoją działalność na sprzedaży wyrobów hand-made. Są to produkty fair trade w pełnym tego słowa znaczeniu, co oznacza, że sto procent zysku z ich sprzedaży wraca do kobiet. Sieć dystrybucji działa na stałe w Nepalu, Australii, Niemczech i Szwajcarii oraz okolicznościowo w innych krajach Europy. W samej tylko Australii jest aż 50 sklepów, do których trafiają produkty Seven Women. Sprzedaż internetowa funkcjonuje w Niemczech i Szwajcarii. Po sukcesie Seven Women Stephanie rozpoczęła kolejną inicjatywę: budowę Sieci przeciwko Eksplotacji Nepalczyków w Katarze (Network against Exploitation of Nepali People in Quatar).

Po ukończeniu liceum wybrałam się z rodziną na wakacyjną podróż po środkowej Australii, gdzie spotkaliśmy wspólnoty Aborygenów. Pamiętam jak w nocy budziły nas przeraźliwe wrzaski kobiet. Na pewno dochodziło tam do przemocy domowej. W trakcie tej podróży zaczęła mnie gnębić myśl, dlaczego rdzenni mieszkańcy Australii borykają się z tak wieloma problemami, podczas gdy my – mieszkańcy i mieszkanki tej samej wyspy – żyjemy w spokoju? Dlaczego kiedy my możemy sobie pozwolić na wakacyjne wypady i inne zachcianki, ludzie obok nas żyją w skrajnej nędzy? Wówczas zrodziła się w mojej głowie myśl wyjazdu do jednego z krajów Globalnego Południa. Chciałam poznać ludzi, którzy na co dzień zmagają się z biedą, i w ten sposób znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Nina Łazarczyk: Dlaczego Twój wybór padł na Nepal?

Stephanie Woollard: Do Nepalu trafiłam przypadkowo. Podczas pierwszej wizyty mieszkańcy i mieszkanki Katmandu oczarowali mnie swoją gościnnością. Mimo szokującej biedy zawsze byli/ły gotowi/e podzielić się wszystkim, co mieli. Ponieważ chciałam dłużej zostać w Nepalu zaangażowałam się w wolontariat prowadzony przez grupę australijskich architektów. Dzięki tamtemu doświadczeniu zdałam sobie sprawę z banalnej w gruncie rzeczy kwestii, że ludziom można pomagać w bardzo różny sposób.

No dobrze, ale co zainspirowało Cię do utworzenia centrum kobiet?

W trakcie kolejnego z pobytów w Nepalu znajomy zabrał mnie ze sobą w odwiedziny do swojej siostry, która mieszkała w rozpadającej się chacie na obrzeżach Katmandu razem z sześcioma koleżankami. Każda z tych kobiet miała jakiś defekt fizyczny. Zamieszkały razem, żeby się wzajemnie wspierać i chronić przed dyskryminacją. Tak poznałam siedem kobiet, które dały początek organizacji Seven Women. W Nepalu osoby niepełnosprawne są wytykane palcem i napiętnowane. Natomiast w kobiety z niepełnosprawnością dyskryminacja uderza z podwójną siłą*.

*Niepełnosprawność w Nepalu jest tematem tabu i źródłem dyskryminacji. W hinduizmie wciąż pokutuje przesąd, iż osoby z niepełnosprawnością są pokarane za grzechy popełnione w poprzednim wcieleniu. Osoby te często spotykają się z wyzwiskami, niegrzecznymi zaczepkami, czy wręcz przemocą. Są ciężarem dla społeczeństwa. Kobiety z niepełnosprawnością są dyskryminowane podwójnie. Są narażone na ataki werbalne nie tylko ze strony dorosłych, ale nawet dzieci. Być jednocześnie kobietą, a na dodatek niepełnosprawną, jest równoznaczne ze stygmatyzacją i wykluczeniem.

Od momentu przyjścia na świat kobiety w Nepalu są gorzej traktowane – bite, torturowane, gwałcone – tak wygląda codzienność wielu kobiet w południowo-azjatyckim państwie liczącym 30 mln ludzi. W patriarchalnym kastowym społeczeństwie kobiety są obywatelami drugiej kategorii. Często nie mają dostępu do edukacji i muszą się pogodzić z tym, że to – oczywiście – mężczyźni mają zawsze rację.

Na pewno największym wyzwaniem jest zmiana mentalności społeczeństwa nepalskiego. Jakbyś opisała tę mentalność bazując na własnych obserwacjach?

Zmiana mentalności jest zdecydowanie największym wyzwaniem. W sytuacji, kiedy kobieta jadąca nocnym autobusem została zgwałcona, można usłyszeć komentarze w stylu „sama się o to prosiła”. Takie myślenie jest na porządku dziennym. W Nepalu mamy do czynienia nie tylko ze społeczeństwem typowo patriarchalnym, ale też silnie kastowym. Kastowość powoduje, że kobiety potrafią być obrzydliwie złośliwe wobec siebie nawzajem. Tylko pieniądze są w stanie wprowadzić kogoś na wyższy szczebel drabiny społecznej. Jeśli kobieta, nawet niepełnosprawna, ma pieniądze, jest traktowana z szacunkiem. Dlatego zakładając organizację Seven Women postawiłam sobie za główny cel alfabetyzację i aktywizację zawodową, co stawia kobiety na nogi pod względem finansowym.

Kobiety z ogromnym entuzjazmem i energią podchodzą do nauki czytania i pisania. Niektóre, mimo całodniowej pracy fizycznej i obowiązków rodzinnych, wstają o świcie i przychodzą regularnie na zajęcia. Są bardzo zdeterminowane i gotowe przeciwstawić się swoim mężom, którzy nie pozwalają im chodzić na nasze zajęcia. Nie raz słyszałam tłumaczenia typu: „Nie, moja żona nie będzie brała udziału w lekcjach, bo możemy ten czas wykorzystać na bzykanie”.

Jak wyglądał proces budowania organizacji od momentu poznania siedmiu kobiet, do uzyskania pierwszych zysków ze sprzedaży wyrobów hand-made?

Początki były trudne. Cały proces, od zorganizowania pierwszego szkolenia z rękodzieła, do uzyskania pierwszych zysków przez kobiety w Nepalu, trwał około sześciu miesięcy. Dysponując na początku sumą 200 dolarów zatrudniłam dwie nauczycielki rękodzieła i kupiłam wełnę. Nie ukrywam, że pierwsze wyroby były – delikatnie mówiąc – dalekie od moich oczekiwań. Mówiąc wprost, nie nadawały się do niczego. Pod kątem jakości musiały dorównywać zachodnim standardom wykonania tak, aby podobały się ludziom na tyle, by chcieli je kupić. W związku z tym, sama zaczęłam projektować pierwsze produkty, aby Nepalki nabrały pojęcia, na co ludzie w Australii chcieliby wydać swoje pieniądze.

Na początku robiłam wszystko. Jeździłam do Nepalu, szukałam nauczycielek rękodzieła na miejscu, organizowałam szkolenia dla kobiet, szukałam materiałów, projektowałam produkty, szukałam wolontariuszy w Australii, zajmowałam się eksportem i sprzedażą w Australii, odwiedzałam lokalne targi w weekendy. Sama musiałam się nauczyć marketingu, sprzedaży, zarządzania i regulacji prawnych dotyczących eksportu. Część obowiązków zdjęto ze mnie, gdy kobiety nauczyły się samodzielnie wyrabiać nasze produkty, a mi pozostało tylko nauczyć je zarządzania własną działalnością w Nepalu.

Dziś na pewno nie robisz wszystkiego sama; ile osób zatrudniasz w Seven Women?

W Nepalu przez centra przeszło już około 500 osób i tam każda zaangażowana osoba otrzymuje wynagrodzenie za swoją pracę. Natomiast poza Nepalem Seven Women funkcjonuje dzięki grupie australijskich wolontariuszy i wolontariuszek, przy czym nikt, nawet ja sama, nie uzyskuje żadnych dochodów z pracy na rzecz organizacji.

W jaki sposób zarabiasz na życie?

Kiedy miałam dwadzieścia lat, pracowałam w sześciu miejscach naraz i mieszkałam z rodzicami. Wyrabiałam i sprzedawałam pizzę razem z bratem. Teraz mam własną firmę, która organizuje edukacyjne wycieczki do Nepalu. Beneficjentki programu Seven Women i osoby postronne często myślą, że organizacja i ja na jej czele zarabiamy na nich mnóstwo kasy. Dlatego też mamy w planach wprowadzenie zajęć z zarządzania pieniędzmi na przykładzie prowadzenia finansów naszej organizacji.

Jakie są pozostałe plany rozwoju dla istniejących centrów kobiet? 

Na chwilę obecną mamy dwa centra w Katmandu i dwa na obszarach wiejskich. Chcemy rozszerzyć naszą działalność na kolejne wioski. Ludzie z innych miejscowości wręcz sami się do nas zwracają, prosząc stworzenie centrum i organizację zajęć z czytania i pisania. W pewnej wiosce 500 kobiet zebrało się i poprosiło nas o przeprowadzenie takich zajęć.

Zawsze najpierw prowadzimy lekcje czytania i pisania, dopiero później organizujemy warsztaty pozyskiwania nowych umiejętności w celach zarobkowych. Otwieramy nowe centra, pomagamy organizować warsztaty i aktywizować kobiety, po czym wycofujemy się, kiedy widzimy, że centrum działa samodzielnie. Już wycofaliśmy się z pierwszej placówki, której w ostatnim roku udało się samodzielnie pokryć wszystkie koszty utrzymania.

Ostatnio zaczęliśmy budować szklarnie, na razie mamy dwie w Katmandu. Wyhodowane warzywa wykorzystujemy podczas kursów gotowania, które organizujemy głównie dla turystów zagranicznych. Opłata za udział w takim kursie wynosi 25 dolarów. Chętnych zgłasza się mnóstwo.


Korekta: Grzegorz Stompor

design & theme: www.bazingadesigns.com