Czy tylko pracownice seksualne żyją w kapitalizmie?

Łukasz Kubicki

Sex work is work. To jeden z głównych sloganów ruchu osób świadczących usługi seksualne. Postulat ten ginie jednak w gąszczu polemik, artykułów i fejsbukowych komentarzy osób, które chętnie przypinają sobie etykietkę „lewicowych”, lecz jednocześnie powielają krzywdzące stereotypy uderzające w pracownice i pracowników seksualnych.

sexworkIlustracja Monika Stolarska

Zajmuję się pracą seksualną od kilku lat i z początku nie chciałem brać udziału w tej dyskusji jako mężczyzna. W końcu to zawód sfeminizowany, a dyskusja dotyczy głównie pracownic. Widząc jednak poziom braku zrozumienia dla naszych postulatów chciałabym rozjaśnić kilka kwestii.

Lepszy świat

Kinga Dunin w swoim ostatnim felietonie o „prostytucji (może przestańmy w końcu używać tego terminu, ok?) w dość fatalistycznym tonie stwierdza, że nie mamy wyjścia i należy postawić na redukcję szkód w polityce dotyczącej pracy seksualnej. Dodaje także, iż „[p]rzekonanie, że są dziedziny – np. intymnych relacji seksualnych – które nie powinny podlegać utowarowieniu, nie wydaje się sprzeczne ze światopoglądem lewicowym.”. A co z pracą emocjonalną (emotional labor), nieodpłatną pracą kobiet w imię romantycznej wizji poświęcenia się monogamii czy niewidzialnym wsparciu karier partnerów, które wykonują kobiety? Pobudka! Nie da się uratować miłości przed kapitalizmem. To absurd, bo jak pisał Engels, pochodzenie własności prywatnej i rodziny ma wspólne źródła. Zamiast więc trzymać się wyidealizowanych mitów dotyczących relacji intymnych i płakać nad losem pracowniczek seksualnych („Realizm podpowiada jednak, że prostytucji nie da się łatwo zlikwidować, a na pewno nie zaraz i nie przy pomocy zakazów. Wchodzi więc w grę inna logika – redukcji szkód.”), proponuję spojrzeć na własne podwórko (Cveta-Dimitrova?) i powtórzyć lekcję z realiów pracy w kapitalizmie. Na przykład te fragmenty innej książki Evy Illouz (wydanej przez Oficynę Naukową, skoro bawimy się w reklamy) gdzie pisze ona o emocjach i kapitalizmie, a nie tylko tym pierwszym. 

„W idealnym świecie nie byłoby sekspracy” – słyszę zbyt często ten powtarzający się argument ze strony opowiadającej się przeciwko dekryminalizacji i ułatwieniu nam, pracownikom seksualnym, życia. 

Tak, to prawda, ponieważ w wymarzonym socjalistycznym raju nie ma pieniędzy. W idealnym świecie gdzie patriarchat to tylko wspomnienie, nie potrzebujemy także sprzątaczek i gosposi. Faceci potrafią sami sobie uprać skarpety, a każdy kto jest w stanie sprząta po sobie lub dba samodzielnie o porządek w swoim miejscu pracy. Nie ma też kelnerów i kelnerek, bo usługi gastronomiczne, które przypominają dziewiętnastowieczny dwór gdzie służba podaje posiłki, także odeszły do lamusa. Nie ma polskich opiekunek, które wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii, bo zachodnie kobiety zajęte są przebijaniem szklanego sufitu w późnym kapitalizmie. I tak dalej, i tak dalej. Dlaczego krzykacze z partii Razem nie wypisują zatem do pań piorących koszule polskiej klasie średniej, że postradały zmysły? Myślę, że Kitty Tease, zaatakowana przez Bartłomieja Szymańskiego z Razem chętnie usłyszałaby odpowiedź. Czy polska lewica aż tak bardzo zapomniała, że jednym z głównych postulatów po tej stronie sceny politycznej jest walka o prawa pracownicze?

Przemoc

 Do rozpoczęcia pracy seksualnej zmusiła mnie sytuacja ekonomiczna. Za pieniądze od pierwszego klienta opłaciłem czynsz, kupiłem papier toaletowy i wypełniłem lodówkę. Nie miałem innego wyjścia kiedy straciłem podle opłacaną pracę w usługach, a chciałem dalej studiować. Obliczając jak wyglądałoby moje życie przy czterdziestogodzinnym tygodniu pracy w gastronomii, zarywaniu nocek przy pracy w knajpie wiedziałem, że nie dam rady próbując utrzymać się w Warszawie za 1200 lub 1500 PLN. Nie miałem innego źródła utrzymania, mieszkania ani oszczędności. Umowa o pracę była poza moim zasięgiem. Ubezpieczała mnie uczelnia.

Przemoc ekonomiczna zmusza do pracy większość z nas. Chyba że ktoś jeszcze wierzy w neoliberalną wizję wolnego wyboru. Jeśli tak to polecam nadrobić zajęcia z pracy i relacji władzy w kapitalizmie przed zajęciem stanowiska w temacie. Praca nie leży na ulicy.

Przemocy seksualnej nie doświadczyłem jeszcze od żadnego klienta. Jestem uprzywilejowany, bo wiem na czym polega kultura gwałtu. Mam lepszą pozycję jako facet. Wiem jednak na czym polega taka przemoc, bo byłem molestowany przez wykładowcę. Doświadczyłem też sytuacji, kiedy facet zaangażowany w polski ruch LGBT nie potrafił zrozumieć słowa „nie” podczas seksu.

Przemoc seksualna nie jest nierozerwalnie związana z pracą seksualną. Wiemy za to, że większość gwałtów odbywa się w rodzinie, małżeństwie lub w kręgu znajomych.

Kiedy rozmawiam z innymi pracownicami seksualnymi w czasie warsztatów lub spotkań zrzeszających nas organizacji jednym z głównych tematów jest z kolei przemoc policji. Haracze, gwałty, zastraszanie. Moi znajomi z branży żyjący w Albanii regularnie doświadczają przemocy ze strony policjantów lub osób podających się za takowych. W USA, gdzie praca seksualna jest w większości stanów nielegalna, grozi areszt za posiadanie kilku prezerwatyw. To są efekty kryminalizacji i braku prawa, które mogłoby nas ochronić.

 Zdrowie

Wielu z krytyków ruchu pracownic i pracowników seksualnych zdaje się być poważnie zatroskanych o nasze zdrowie. Głównie psychicznie. W końcu kto przy zdrowych zmysłach angażowałby się w tę branżę? Dlaczego nie pytacie o to osób pracujących za kilka złotych za godzinę na stanowiskach ochroniarzy w supermarketach.

Nie padają słowa o dostępie do antykoncepcji, profilaktyki HIV i wsparciu osób żyjących z wirusem, zdrowia osób trans i niehetero, życiu bez ubezpieczenia zdrowotnego, arogancji lekarzy itd. W Przychodni Wenerologicznej na Koszykowej w Warszawie lekarze z dumą przekonują pacjentów, że seks analny jest nienaturalny, nie udzielają informacji na temat chorób przenoszonych drogą płciową i narzekają na brak środków finansowych. W czasie najprostszej kuracji, która obejmuje kilka wizyt za każdym razem pacjenta przyjmuje inny lekarz lub lekarka. Na szczęście leki mamy za darmo jeśli posiadamy ubezpieczenie. To chyba spuścizna totalitarnego PRL.

Proszę zatem wszystkich zatroskanych o nasze zdrowie o zejście na ziemię i porzucenie odjechanych i seksistowskich teorii na temat seksualności i biologii. Mamy inne problemy.

Przywilej

Większość głosów, które w swojej sprawie zabrały pracownice seksualne, jest uciszanych z racji rzekomego przywileju. Tak, jesteśmy uprzywilejowani, bo potrafimy się zdystansować i wyartykułować swoje potrzeby w ramach dyskusji prowadzonej na zasadach, których my sami nie ustalamy. Podobnie wygląda większość starań o dostrzeżenie praw osób, które są marginalizowane i walą głową w ścianę stereotypów. Upominam się o swoje prawa, ale bynajmniej nie jestem gwiazdą porno, która za spotkanie z klientem inkasuje kilka tysięcy złotych. Nie lekceważcie naszych głosów w imię mitycznej niemej ofiary handlu ludźmi.

Prowadzenie filozoficznych dyskusji na temat kwestii podmiotowości w świecie pracy dotyczy zarówno pracowników seksualnych jak i nielegalnie pracujących imigrantów na budowach w Anglii.

Nie wyzywajcie nas zatem od ideologów polityki tożsamości i neoliberalizmu. Nie jesteśmy naiwni, nie wierzymy w darmowe staże i wolontariat. Żądamy rozpoznania naszej pracy i żądamy naszych praw. Teraz i na naszych warunkach. 


Artykuł miał pierwotnie ukazać się na łamach Krytyki Politycznej (Dziennik Opinii), lecz autora w trakcie edycji tekstu poproszono o usunięcie fragmentu dotyczącego Cvety Dimitrivy. Nie zgadzamy się na cenzurę i wymazywanie historii nieodpłatnej pracy kobiet, zatem tekst publikujemy na CF.

design & theme: www.bazingadesigns.com