Dymińska: Wspieraj albo milcz

Dominika Dymińska

Podobno ludzie dzielą się na dwa typy: takich, którzy chodzenia po górach nigdy nie zrozumieją i takich, którym nie trzeba go tłumaczyć. Ja nie rozumiem. Rok temu dostałam paniki w Bieszczadach, a dzisiaj potwornie zmarzłam w temperaturze +6 stopni. Ale też nie trzeba mi tłumaczyć. Nie muszę rozumieć.

Dominująca narracja narastająca wokół wydarzeń na Nanga Parbat jest – nic zaskakującego – mesjanistyczna. W opozycji do niej stoi narracja kwestionująca sens himalaizmu jako takiego, z odwołaniami do zależności pomiędzy wspinaczką a życiem innych ludzi. W skrócie: jak facet, który ma rodzinę może ryzykować i wchodzić na 8 tys. m.n.p.m? Jak sam wlazł, to niech sam zlezie! Zapewne ta koncentracja na rodzinie ma mieć wydźwięk prokobiecy, ale wychodzi dokładnie odwrotnie.

Nie wiem czy Tomasz Mackiewicz był bohaterem. Był himalaistą, który wszedł na ośmiotysięcznik w stylu alpejskim, bez butli z tlenem, bez pomocy tragarzy, bez odpowiedniego ubezpieczenia. Miał romantyczny stosunek do wspinaczki, brakowało mu pieniędzy, sprzeciwiał się komercjalizacji gór. Da się to jakoś zrozumieć.
O ile fetyszyzowanie ryzyka to szkodliwy zabieg, nie mniej ohydne wydaje mi się martwienie się zza ekranu komputera o to, ile osób naraziło życie „dla jakiegoś idioty” w kontekście brawurowej akcji ratunkowej i wszelki szkalunek oparty na podobnych założeniach. Himalaiści i himalaistki regularnie narażają życie. Pod tym względem panuje wśród nich równość (choć w środowisku – niestety jak w każdym – seksistów nie brakuje, czego dowodem jest ostatnia skandaliczna wypowiedź na temat Agnieszki Bieleckiej).

To ich wybór. Wyborem ratowników była decyzja o udzieleniu pomocy. To nie jest sprawa ludzi w internecie. Nie ma o czym dyskutować. Wspierać albo milczeć.

Himalaizm jest niebezpieczny. Sporty ekstremalne są niebezpieczne. Zakładam, że w rodzinach ludzi, którzy się nimi zajmują, świadomość zagrożenia to nie temat tabu. Kobiety też giną w górach. Podejmując decyzję o wejściu w związek z himalaistą czy himalaistką ma się zapewne świadomość, co to znaczy. Wdowa po zmarłym w 2013 roku na Broad Peak Macieju Berbece powiedziała Wysokim Obcasom: Nigdy nie powiedziałam mu: „Zostań, nie jedź, starczy ci”. Wiedziałam, że wychodzę za mąż za himalaistę. Miałam go zatrzymywać? Ufam decyzjom kobiet. Nie odważyłabym się wypowiadać w ich imieniu.

O ile nie rozumiem gór, o tyle rozumiem pasję do walki ze swoimi słabościami. Tym cenniejsza wydaje mi się ona w czasach, gdy ludzie nie mają nawet dość siły i odwagi, żeby odejść od komputera na więcej niż godzinę dziennie. Zapewne osoba decydująca się na założenie rodziny z himalaistą czy himalaistką wie, że pewnego dnia może zostać sama. Zapewne bierze to pod uwagę myśląc o dzieciach. Pasja, za którą płaci się strachem o drugą osobę, to ta sama pasja, która sprawia, że chce się z tą osobą być.

Przykre jest przedstawianie himalaizmu wyłącznie jako narzędzia do podbijania sobie ego poprzez podejmowanie kolejnych, nadludzkich wyzwań. Po pierwsze – mało która działalność pomija kwestię wzmacniania ego, po drugie – kilka tysięcy metrów nad poziomem morza to raczej wysokość, gdzie ego się odrzuca, a nie pielęgnuje. Tym bardziej nieadekwatne są te rozważania w kontekście wspinacza nie korzystającego z pomocy sponsorów, o którego wyprawie pewnie mało kto by się dowiedział z mainstreamowych mediów, gdyby nie tragedia.

Życzyłabym sobie, by ludzie szufladkujący himalaistów jako egoistów bez wyobraźni skazujących swoje rodziny na cierpienie, z podobnym zapałem wzięli się za krytykowanie nieodpowiedzialnych osób ze swojego otoczenia, które zaniedbują swoich bliskich tak po prostu, nie tocząc przy tym walki z górą, a co najwyżej z kryzysem wieku średniego.

Siostra Mackiewicza prosi o powstrzymanie się od komentowania. Anna Solska, żona pisze o mężu w pięknych słowa i prosi na Facebooku, by nie mówić o nim źle. Nie podniosła ani jednego zarzutu, nie padła z jej ust żadna negatywna wypowiedź. Nikt nie wie od niej lepiej.

design & theme: www.bazingadesigns.com