Wójcik: Łzy Emmy Watson

Uwierzyliśmy, że ktoś będzie chciał zastraszyć, ukarać i upokorzyć dziewczynę, bo nie chodzi tylko o to, żeby świat zobaczył Emmę Watson nagą. Prawdziwą stawką są łzy, „przyjemność ukarania i poniżenia kobiety, która staje w obronie innych kobiet” – o tym, czego Beata Kempa może nauczyć się od Emmy Watson, pisze Anna Wójcik.

Prawicowe posłanki z sejmowej mównicy bombardują konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Twierdzą, że godzi ona „w polską rodzinę i polską kobietę“. W ich słowach w krzywym zwierciadle odbija się inna, głośna przemowa ostatnich dni – przemówienia Emmy Watson w ONZ, które zainaugurowało kampanię społeczną HeForShe. Watson nawoływała obie płcie do wspólnej walki z mizoginią.

O potrzebie tej walki przekonaliśmy się natychmiast. Gdy ucichły oklaski, media poinformowały, że brytyjska aktorka znalazła się na celowniku hakerów, którzy grożą upublicznieniem jej nagich zdjęć w serwisie 4chan, gdzie wcześniej opublikowana skradzione zdjęcia innych celebrytek.

Później okazało się, że strona EmmaYou’reNext.com (Emma, jesteś następna) to element kampanii marketingowej przeciwko serwisowi 4chan, finansowanej m.in. przez prawników poszkodowanych gwiazd. To mniej ważne. Ważniejsze jest to, że uznaliśmy te groźby za możliwe.

Płacząca Emma Watson

Nie zaskoczyło nas – nawet jeśli zbulwersowało – że ktoś w odwecie za przemówienie w ONZ będzie chciał stosować przemoc wobec ambasadorki dobrej woli przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, która odważyła się przyznać, że jest feministką. Uwierzyliśmy, że ktoś będzie chciał zastraszyć, ukarać i upokorzyć dziewczynę, której życie, jak sama przyznała w swoim przemówieniu, jest „czystym uprzywilejowaniem” i komfortem.

Na stronie oprócz zegara odmierzającego czas do godziny zero, można było zobaczyć zdjęcie aktorki ocierającej łzy. „To dużo mówiący wybór, pokazujący, jaki jest cel wypuszczenia tego rodzaju zdjęć – albo grożenia, że się to zrobi”, pisała dla „Slate Amanda Marcotte. W końcu nie chodzi (tylko) o to, żeby świat zobaczył Watson nagą. Prawdziwą stawką są łzy, „przyjemność ukarania i poniżenia kobiety, która staje w obronie innych kobiet.”

Nie dać się uciszyć

Konwencja, której przyjęcie za wszelką cenę chcą uniemożliwić posłanki z klubów PiS i Solidarnej Polski, opiera się na założeniu, że „przemoc wobec kobiet stanowi jeden z podstawowych mechanizmów społecznych, za pomocą którego kobiety są spychane na podległą wobec mężczyzn pozycję“. Jednym z długofalowych celów Konwencji jest zapobieganie powtarzaniu się tego mechanizmu.

Atak na Watson i słowa posłanek polskiej prawicy to pobudka dla wszystkich osób, zamkniętych w globalnej, internetowej bańce, w której czyta się wywiady z Leną Dunham, autorką popularnego serialu Girls lub ogląda klipy z koncertów Beyoncé, feminizującej supergwiazdy.

Zastraszanie Emmy Watson to jeden z przykładów tego, że uciszanie głosu kobiet odbywa się w różnych formach, także tych idących z duchem technologicznego postępu: czy to za pomocą przemocy bezpośredniej, czy ekonomicznej, czy przez narażanie na szwank dóbr osobistych, takich jak wizerunek, lub naruszenie podstawowych praw, takich jak prawo do prywatności.

Prawica w świecie wyobrażeń

Dlatego potrzebujemy regulacji prawnych, które będą w stanie nadążyć za nowymi, wciąż zmieniającymi się formami podporządkowywania. Ratyfikacja Konwencji to tylko krok początkowy. Równie ważne jak ratyfikacja jest wniesienie do debaty publicznej konieczności stałego dostosowywania prawa do zmieniającej się rzeczywistości społecznej i technologicznej.

Kobietom – nawet, jeśli przemawiają na najważniejszych mównicach, czy to przy okazji mowy w siedzibie ONZ, czy przy okazji prezentacji exposé – trudniej jest zabierać głos, bo z każdego stwierdzenia i opinii zostaną rozliczone surowiej niż ich męscy odpowiednicy.

Nie chcę sugerować, że głoszące swoje racje w sejmie posłanki Kempa czy Sadurska są „kobietami, które nienawidzą innych kobiet” i z premedytacją działają wbrew ich interesom. Jednak te posłanki, co jest niebezpieczne zarówno dla ich współobywatelek, jak i współobywateli, żyją w wyimaginowanym świecie, w którym „polska kobieta” miałaby być hołubiona i chroniona za pomocą rozpowszechnionego u mężczyzn kodeksu honorowego. To nostalgia za rozwiązaniem, które zawsze pozostawało bardziej w sferze wyobrażeń, niż praktyki. Natomiast dla osób żyjących w Internecie jest po prostu mrzonką.

Anna Wójcik

Tekst ukazał się na stronie Res Publiki Nowej.

design & theme: www.bazingadesigns.com