Trawińska: „Urodzone” do ofiarności. O romansie patriarchatu z kapitalizmem

Marta Trawińska

We współczesnym polskim dyskursie feministycznym bardzo rzadko wprost wypowiada się założenie o ścisłym związku między patriarchatem i kapitalizmem. Większość badań i analiz akademickich czy artykułów publicystycznych głównego obiegu milcząco wpisuje się w liberalny nurt feminizmu, nawołując do zwiększenia partycypacji kobiet na rynku pracy czy na scenie politycznej. Zostaje tutaj ukryte założenie oczywistości kapitalizmu, zaś stawka w tej grze politycznej sprowadza się wyłącznie do uczynienia z kobiet beneficjentek i podmiotów aktywnie go reprodukujących oraz wspomagających. Z pozycji krytycznych wobec kapitalizmu nawoływania te można potraktować jako czynienie wysługi panującemu systemowi.

CAPITALISM-KILLS-LOVE-e1401746942646-1024x898

Istnieją wprawdzie nisze, w których podejmuje się starania o rozwikłanie zagadki romansu między patriarchatem i kapitalizmem, lecz znajdują się one niestety poza dominującym obiegiem idei. Słusznie podkreślają Ewa Majewska i Janek Sowa, że „w głównym nurcie dyskursu publicznego praktycznie nieobecna jest dzisiaj refleksja nad alternatywą dla projektu neoliberalnego”1.

Warto jednak podjąć próbę zanalizowania relacji łączących patriarchat z kapitalizmem. Nie sposób uczynić tego w jednym tekście, dlatego też przedmiotem niniejszej refleksji stanie się analiza zgodności patriarchalnej produkcji podmiotów zróżnicowanych płciowo z dyktatami rynku ekonomicznego w kontekście sektora „taniej pracy” (junk job).

Truizmem wydaje się stwierdzenie, że patriarchat wyznaczył kobietom i mężczyznom różne role do odegrania. Warto się jednak zastanowić, w jaki sposób konstytuowane są różnice między kobietami a mężczyznami. Pierre Bourdieu pisze w Męskiej dominacji, że podmioty (a tym samym habitusy) zróżnicowane płciowo są wynikiem „długiego, kolektywnego procesu uspołeczniania tego, co biologiczne, i biologizacji tego, co społeczne”2. Koncepcja Bourdieu, w przeciwieństwie do wielu teorii feministycznych, odrzuca klasyczny już podział na sex i gender, gdzie pojęcie sex odnosi się do różnic biologicznych i jako takie właśnie jest uznane za kategorię całkowicie przejrzystą, natomiast kategoria gender postrzegana jest jako nadbudowa — efekt pracy świata społecznego na płci biologicznej. Bourdieu twierdzi, że ciało jako kategoria biologiczna nie jest neutralne (w potocznym języku częściej mówimy „naturalne”, czyli nietknięte oddziaływaniem świata społecznego). W nasze umysły, a także w nasze ciała wpisywany jest habitus, czyli społecznie wytworzony system dyspozycji, który określa między innymi schematy wyznaczające nasz sposób funkcjonowania i działania w świecie społecznym. Ten system dyspozycji jest zróżnicowany nie tylko płciowo, lecz również klasowo.

Zdaniem Bourdieu moc męskiej dominacji pochodzi z połączenia dwóch procesów — „uprawomocnienia relacji dominacji przez wpisanie jej w naturę biologiczną, która sama w sobie jest znaturalizowaną konstrukcją społeczną”3. Społecznie ustanowiona różnica między ciałami biologicznymi staje się w ten sposób obiektywną podstawą różnic między kobietami i mężczyznami, a tym samym naturalizuje podział na dwie odrębne płcie zhierarchizowane społecznie. Role społeczne wyznaczone kobietom i mężczyznom są bezpośrednio związane z wyprodukowaną społecznie i znaturalizowaną hierarchią płci.

Jakie role świat społeczny przydziela kobietom i mężczyznom? Dlaczego jestem skłonna społeczną produkcję ciał i habitusów zróżnicowanych płciowo, a przez to zhierarchizowanych, uznać za przysługę, jaką patriarchat czyni kapitalizmowi? Socjalizacja kobiet, coraz częściej opisywana jako stereotypowa, zorientowana jest na kształtowanie roli matki, opiekunki, strażniczki domowego ogniska. Do konstytutywnych cech kobiecości w takim ujęciu należy zatem powściągliwość, wycofanie się z pozycji władzy, podległość, skromność, poświęcenie… Czyż to nie idealne cechy pracowniczki?

Podczas gdy feminizm liberalny głosi, że w zachodnich demokracjach liberalnych można zrealizować postulat wprowadzenia równości płci w obrębie istniejących porządków prawnych i ekonomicznych, feministki socjalistyczne wskazują, że nierówności między kobietami i mężczyznami są nieodłączną, immanentną cechą kapitalizmu. Klasyczne analizy Engelsa z Pochodzenia rodziny, własności prywatnej i państwa zawierają twierdzenia, że już na poziomie stosunków rodzinnych można wyróżnić czynniki działające na rzecz reprodukcji kapitalizmu. Według feminizmu socjalistycznego system kapitalistyczny nie mógłby sprawnie funkcjonować bez codziennej pracy kobiet w gospodarstwach domowych — sprzątania, gotowania, wychowywania dzieci itd. Engels twierdził, że praca kobiet w gospodarstwie domowym stanowi źródło wartości dodatkowej kapitalisty — gospodynie domowe współuczestniczą w tworzeniu tej wartości, zapewniając mężczyznom infrastrukturę umożliwiającą im pełne zaangażowanie się w aktywność zarobkową.

Wbrew przewidywaniom feministek liberalnych, wejście kobiet na rynek pracy i zagwarantowanie równości w podstawowych dokumentach prawnych obowiązujących w demokracjach liberalnych nie spowodowało urzeczywistnienia szeroko pojmowanej równości między płciami. Kobiety nadal wykonują większość pracy w gospodarstwie domowym, zmagając się z wszelkimi niedogodnościami tak zwanego podwójnego etatu. Ponadto feministki socjalistyczne wskazują na fakt, że w systemie kapitalistycznym kobiety stają się źródłem taniej siły roboczej, która szybko dostosowuje się do różnych warunków. W tym kontekście wszystkie atrybuty opisanej „kobiecości” — uległość, powściągliwość czy gotowość do poświęceń — idealnie współgrają z interesami kapitalizmu. Ulegają one petryfikacji w warunkach krytycznej sytuacji ekonomicznej, w jakiej znajduje się wiele kobiet oraz ich rodziny. Ryzyko utraty ciężkiej, często pozbawionej zabezpieczeń socjalnych, niskopłatnej pracy pogłębia działanie siły inercji. W tych warunkach wyzysk jest jeszcze łatwiejszy. Kapitalizm wykorzystuje i wzmacnia kobiety jako podmioty ukonstytuowane do ofiarności.

Świat pracy niskopłatnej, często bez zabezpieczeń socjalnych czy nawet nielegalnej, jak wskazuje książka Barbary Ehrenreich Za grosze pracować i (nie) przeżyć, to świat kobiet niewykwalifikowanych oraz posiadających niskie kwalifikacje. Dziennikarka postanowiła sprawdzić warunki życia i pracy kobiet wykonujących najgorzej płatne prace — kelnerki, sprzątaczki, salowej, pracownicy hipermarketu. Obraz, jaki wyłania się z kolejnych stron tej publikacji, wskazuje na współczesne oblicze niewolnictwa w kraju, który śmie nazywać się ostoją demokracji, praw obywatelskich, równości i wolności… Kobiety pracujące za 6 — 7 dolarów za godzinę skazane są na życie na granicy ubóstwa, często bez możliwości realizacji podstawowych potrzeb bytowych.

Opisaną przez Ehrenreich niewolniczą pracę kobiet przeważnie nadzorują mężczyźni, którzy zmuszają je do wykonywania upokarzających testów, przestrzegania absurdalnych regulaminów czy pracy w nadgodzinach (często znikających z rejestru). Ich obawa przed utratą pracy skutecznie ogranicza wszelkie próby poprawy własnego losu. Potulne pracownice skłonne są poddać się najbardziej uwłaczającym procedurom. Myśl o założeniu związku zawodowego nie ma szansy zakiełkować w ich głowach, bo najskuteczniej działa w nich właśnie autocenzura.

„Czy wdajesz się w bójki chętniej niż inni, czy mniej chętnie?”4 — to jedno z pytań w teście „kwalifikacyjnym”, na jakie muszą odpowiedzieć potencjalni pracownicy i pracownice sieci sklepów Wal-Mart. Kto może sprawiać mniej kłopotów pracobiorcy (czyli pracodawcy — jak się mówi w dominującym dyskursie) niż kobieta „naturalnie” przysposobiona do pokory, usłużności, cierpliwości, a przede wszystkim zdeterminowana krytyczną sytuacją ekonomiczną? Aby jednak współczesne niewolnice nie czuły się tak źle, indoktrynuje się je, wpajając im przekonanie, że są „wspólniczkami” (jak określa się pracowników i pracownice), członkami i członkiniami wielkiej wal-martowskiej rodziny. W kontekście tej papki ideologicznej kobiety mogłyby w zasadzie pracować za darmo — jak w domu — skoro pracują dla dobra „rodziny”. Propaganda jest bardzo skuteczna, choć wydaje się to kuriozalne.

Ehrenreich opisuje świat niskopłatnej pracy kobiet jako dyktaturę: „po wejściu na teren miejsca pracy, gdzie zarobki są niskie — a także w wielu wypadkach tam, gdzie są średnie — zostawia się wolności obywatelskie za progiem, opuszcza Amerykę i rezygnuje ze wszystkiego, co podobno sobą reprezentuje, i przez całą zmianę trzyma język za zębami”5.

Natomiast praktycznie bez żadnego kamuflażu można generować ogromne zyski w strefach wolnego handlu (na przykład w Indonezji, Chinach, Meksyku, Wietnamie, na filipinach), eksploatując tanią siłę roboczą, którą — co także nie powinno dziwić — w większości stanowią kobiety. To one stają się nowym typem niewolnic „zatrudnionych” na głodowych „pensjach” w centrach produkcji odzieży (szacuje się, że 90 procent osób pracujących w przemyśle odzieżowym to kobiety), zabawek, obuwia. Dzieje się to przy aktywnym udziale rządów państw, w których powstają strefy wolnego handlu. Mrożące krew w żyłach przykłady tego procederu daje Naomi Klein w No Logo. Dzień pracy w takich strefach trwa długo — nawet do 16 godzin (jak w południowych Chinach) — zaś „lwią część robotników stanowią kobiety, zawsze młode”6. W zakładach obowiązuje wojskowa dyscyplina, nadzorcy są często brutalni. Dużo łatwiej jest zdyscyplinować niewykształcone, niewykwalifikowane młode kobiety. Gotowość armii do pacyfikowania robotniczych protestów skutecznie tłumi chęć działania na rzecz poprawy swego losu. A jest o co walczyć: oprócz podstawowej kwestii, jaką jest wysokość „pensji”, poniżej jakichkolwiek standardów pozostaje notoryczne oszukiwanie na płacach, brak zabezpieczeń socjalnych, niski poziom bezpieczeństwa pracy (na przykład brak odzieży ochronnej), złe warunki sanitarne…

Szczególnym rodzajem „opieki” otaczane są kobiety w ciąży. Ten wyjątkowy rodzaj „atencji”, z jaką się spotykają, obrazuje bezczelny proceder łamania fundamentalnych praw kobiet — będących wszak prawami człowieka — w zakresie praw reprodukcyjnych. Klein pisze, że „naiwność i poczucie zagubienia niewątpliwie ułatwiają menedżerom utrzymanie dyscypliny w zakładzie, ale młodsze robotnice są preferowane również z innych względów. Kobiety często tracą pracę w wieku dwudziestu kilku lat, usłyszawszy od brygadzisty, że zrobiły się »za stare« i ich palce nie są już dostatecznie zwinne. Praktyka ta pozwala znakomicie zminimalizować liczbę zatrudnionych matek”7. Macierzyństwo w strefach wolnego handlu traktowane jest jak dopust boży. Brak świadczeń socjalnych, brak regulaminu ułatwiającego przewidywanie harmonogramu oraz brak gwarancji zatrudnienia ułatwiają „eliminację” kobiet w ciąży i matek.

Spadek standardów obowiązujących w sferze pracy to proces globalny. Sytuacja pracowniczek i pracowników w Polsce przypomina nie tylko warunki pracy opisane przez Ehrenreich, lecz także te omówione w No Logo. Julia Kubisa twierdzi, że polski świat niskopłatnej pracy to świat niewykwalifikowanych pracowników „w sektorze usług traktowanych przez pracodawców według wzorców rodem z XIX wieku”8. Tymi standardami stają się: długi dzień pracy (do dwunastu godzin na dobę), niewynagradzane nadgodziny, praca często bez przerw, antyzwiązkowe nastawienie pracodawców, problemy z uzyskaniem urlopu, ale przede wszystkim niskie zarobki. Jedyną różnicą in plus jest ubezpieczenie zdrowotne dla pracujących legalnie. Kubisa w swoich analizach sektora „taniej pracy” nie wspomina o szczególnej kategorii — pracownicach. Być może uznaje, że nie jest to konieczne, ponieważ nie stanowi tajemnicy fakt, iż sektor usług jest sfeminizowany, a tym samym opisywana rzeczywistość odnosi się w przeważającej mierze do kobiet.

Pracownice i pracownicy polskiego sektora junk job w przeciwieństwie do tych opisanych przez Ehrenreich „podkreślają swoją życiową zaradność”, ponieważ — jak twierdzi Kubisa — „punktem odniesienia dla nich są bezrobotni, traktowani jako leniwi i niezaradni oraz — co ważne — stojący jeszcze niżej w hierarchii społecznej”9. Świadczy to o niewątpliwym sukcesie dyskursu neoliberalnego w Polsce. Ewa Charkiewicz twierdzi, że dyskurs ów (traktowany jako jedyne panaceum dla krajów postkomunistycznych) wnosi także dyskursy wolności i uwłasnowolnienia, które w rzeczywistości „maskują nowe zaawansowane postaci kontroli nad czasem i ciałami kobiet, dostosowując je do ról konsumentki, przedsiębiorczej bizneswoman oraz pracowniczki usłużnie oferującej swój czas oraz siły ciała jako »zasoby ludzkie« oddane na służbę produkcji i pomnażania zysków”10. W Polsce społecznie skonstruowana „kobiecość” jest wypadkową dwóch matryc — jest to „wzór ofiarnej matki Polki i wzór ofiarnej przedsiębiorczej kobiety”11. Matryce te nie są alternatywami czy przeciwstawnymi modelami „kobiecości”. Obie kształtują nowy typ podmiotowości — pod pozorami przywracania wolności i sprawstwa (zwłaszcza w kontekście praw kobiet w ujęciu feminizmu liberalnego) stwarzają podmioty użyteczne ekonomicznie. Pozostawanie bez pracy czy na „utrzymaniu” państwa staje się oznaką życiowej nieporadności. Taki dyskurs skutecznie wyzwala w jednostkach poczucie osobistej odpowiedzialności za problemy mające w istocie charakter strukturalny. Tym łatwiej (zwłaszcza w sytuacji strukturalnego bezrobocia) zmobilizować „naturalne” pokłady „kobiecości” — ofiarność, gotowość do poświęceń czy powściągliwość — do wzmożonego wyzysku nazywanego eufemistycznie zaradnością życiową czy przedsiębiorczością. Pracy za grosze, w uwłaczających warunkach, nie traktuje się jako zagadnienie polityczne, staje się ona natomiast synonimem sukcesu życiowego.

Okazuje się, że w systemie kapitalistycznym najbardziej bezbronne są kobiety. Stanowią tanią siłę roboczą, którą niezwykle łatwo zdyscyplinować. Należy oczywiście pamiętać, że niniejszy tekst odnosi się do sytuacji kobiet z niższych klas społecznych — często słabo wykształconych, nisko- lub niewykwalifikowanych, słabo lub w ogóle nie znających swoich praw, gotowych podjąć nawet najbardziej uwłaczającą, wyniszczającą fizycznie i psychicznie pracę. Najistotniejsze wydaje się jednak to, że świat niskopłatnej pracy tworzą właśnie kobiety.

Patriarchat posiada zdolność nadawania płciowej dystynkcji wpisywanej w ciało i w umysł, dzięki czemu jednostki mają poczucie naturalności, oczywistości swojej pozycji w świecie społecznym. Kapitalizm z kolei doskonale potrafi wykorzystać „naturalne” dyspozycje. Foucault wskazuje, że władza dyscyplinarna (stwarzanie ciał i podmiotowości) oraz biowładza (zarządzanie populacjami) mają swoje korzenie w ekonomicznych wymaganiach systemu kapitalistycznego12. Foucault jest w tej kwestii bardziej radykalny niż Bourdieu — społeczną konstrukcję ciała i duszy traktuje jako niezbędny element kapitalizmu. Twierdzi, że kapitalizm „mógł przetrwać jedynie za cenę kontrolowanego wtłoczenia ciał w aparat wytwórczy i dostosowania zjawisk populacyjnych do procesów ekonomicznych”13. W tym ujęciu mikrodyscypliny (lokalne projekty tożsamościowe) zbiegają się z makrodyscyplinami (biopolityka), „dostosowując i wzmacniając potencjał ludności jako siły roboczej”14. Z perspektywy feministycznej można to ująć następująco: role płciowe i związana z nimi produkcja płciowo zróżnicowanych podmiotów o płciowo zróżnicowanych habitusach (dyspozycjach mentalnych i cielesnych), płciowy podział pracy, przymusowa heteroseksualność (która ze względu na ograniczenia tekstu nie została sproblematyzowana) związane są z kapitalizmem. I okazują się dla niego niezwykle funkcjonalne.

We współczesnym polskim dyskursie feministycznym brakuje pogłębionej refleksji nad sojuszem między dyskursem neoliberalnym i patriarchalnym. Polskie analizy feministyczne odnoszą się przede wszystkim do kulturowego wymiaru nierówności między płciami. Znamiennym przykładem jest nieustanne poszukiwanie tropów patriarchalnych w reklamach, codziennych obyczajach, języku itp. Z drugiej strony powiela się strategie działania feminizmu liberalnego, nawołując do zwiększenia partycypacji kobiet na rynku pracy czy w polityce. Zgadzam się z Ewą Charkiewicz, że „tworzenie nowego feministycznego zdrowego rozsądku wymaga przejścia poza normatywne stwierdzenia i kalkulowanie sytuacji kobiet w porównaniu do sytuacji mężczyzn w odpolitycznionym dyskursie równości płci — do feministycznej analizy związków płci i form władzy, które produkują i podtrzymują instytucje takie jak rodzina, rynek, społeczeństwo, państwo, prawo, naród, i zbadania, na jakich zasadach kobiety są integrowane z tymi instytucjami”15. Nowa teoria feministyczna wymaga wglądu w kompleksowe ujęcie egzystencji kobiet, włączając w to feministyczną krytykę ekonomii neoliberalnej. Oznacza to konieczność sproblematyzowania kapitalizmu i jego przejrzystości czy oczywistości oraz wyjścia poza przekonanie, że celem politycznym feminizmu jest uczynienie z kobiet beneficjentek systemu, a przez to podmiotów, które ów system aktywnie reprodukują i wspomagają.

design & theme: www.bazingadesigns.com