Staśko: Prawdziwe życie zaczyna się po 40 (tys. miesięcznie)

Maja Staśko – krytyczka literacka


Pani Elizo, oczywiście, że zna Pani prawdziwe życie. Nie da się ukryć: żyje Pani pełnią życia. Pani życie obserwujemy na ekranach, na portalach plotkarskich, w mediach społecznościowych. Trudno je przeoczyć – podobnie jak „prawdziwe życie” Pani przyjaciół, dziennikarzy, aktorek. Gdy napisze Pani, że ma Pani dość (link), bo zarzuca się Pani nieznajomość „prawdziwego życia”, zobaczą to inni. Wesprą Panią w tych trudnych chwilach. Pani „prawdziwe życie” jest widoczne. Z pewnością istnieje, proszę się nie niepokoić i nie przejmować anonimowymi hejterami. Istnieje w mediach, filmach, telewizji – właściwie nie ma innego „prawdziwego życia” niż to, które prowadzi Pani. Bohaterki seriali piją latte, chodzą do fryzjera, żyją w dużych miastach, w przestronnych apartamentach. Mają spore ambicje. Są „zdolnymi, utalentowanymi, zaradnymi kobietami” obok „fajnych, mądrych, zamożnych mężczyzn”.

Ilustracja POLSKA3D

Jest też jednak prawdziwe życie, które nie jest tak widoczne. Jeśli ludzie żyjący tym życiem pojawiają się w mediach, to tylko po to, by ponarzekać, że są niezdolni, leniwi i niezaradni. A gdy się sprzeciwiają, słyszą, że nienawidzą elit. Że zazdroszczą. Że są roszczeniowi. I tak od lat. Nie ma to za wiele wspólnego z ciężką pracą czy talentem. Ma za to całkiem sporo z tym, że gdy ci „zdolni” zdobywali kontakty na ostro zakrapianych imprezach czy plagiatowali teksty – słowem, robili kariery – tamci musieli zarabiać. To nie tamci są leniwi, to nie oni nie wiedzą, czym jest ciężka praca. Jest dokładnie odwrotnie: gdy elita może się rozwijać, bo nie musi pracować, osoby mniej zamożne pracują. Opiekują się schorowaną matką albo osobą z niepełnosprawnością. Zbierają truskawki w Holandii w wakacje, żeby pozwolić sobie na studia. Przeprowadzają się do większych miast nie w poszukiwaniu przygód i spełnienia wygórowanych ambicji, lecz dlatego, że tylko tam znalazły pracę – w gastronomii, w korpo albo w centrum handlowym. Nikt nie udowodnił jeszcze istnienia przymusu kariery. Z pewnością istnieje jednak przymus ekonomiczny.

To nie brak pracowitości sprawia, że większość ludzi nie jest „ludźmi sukcesu”. Powodem jest właśnie „ciężka praca”.

Cóż, gdyby praca i talent rzeczywiście miały tak przemożny wpływ na karierę, na miejscu Michalik byłaby osoba z co najmniej większymi umiejętnościami diagnozy rzeczywistości społecznej. „Bieda, nieszczęście, choroba” – dla dziennikarki to puste hasła, które służą jej głównie po to, by pokazać, jakie to elity są wrażliwe i współczujące, a cała reszta leniwa, niewdzięczna i roszczeniowa.

Tyle że dla wielu ludzi to nie propagandowe hasła, lecz właśnie „prawdziwe życie”. I nie chcą współczucia, tylko zmian. I może ich wkurzać, że w „liberalnych” mediach, programach i serialach widzą tylko wypasiony procent społeczeństwa przedstawiany jako „prawdziwe życie”. Mogą o tym nawet pisać wściekłe posty, ale nie zdobędą tysięcy lajków. Bo to nie ich „prawdziwe życie” jest tym, które ma zasięgi i się klika. To nie ich „prawdziwe życie” służy do ukrywania społecznych problemów, dyscyplinowania innych i wmawiania im, że i wy tak możecie, jeśli tylko będziecie odpowiednio dużo pracować, dać się wyzyskiwać i milczeć.

Owszem, życie Michalik czy Trzaskowskiego (link), życie ich znajomych, dla większości społeczeństwa jest nieprawdziwe. Uniwersalny przepis na lepsze życie serwowany przez neoliberałów – „weź kredyt” czy „załóż firmę” Gadomskiego (link) – jest fikcją. To życie z telewizora. Życie z „głupich seriali”, przed którymi – według dziennikarki – „zalega” wiele znanych jej mieszkańców wsi i małych miasteczek w wolnych chwilach między braniem zasiłków a oddawaniem się piciu na umór. Tylko jeśli żyjącym w tej serialowej bajeczce jest tak ciężko, jeśli mają dość i wylewają swój wkurw w mediach społecznościowych, to co pozostaje nam?

To nie Michalik jest wykluczona z „prawdziwego życia”. To olbrzymia część społeczeństwa się w nim nie mieści. Dziennikarka domaga się uznania swojego „prawdziwego życia”. Wspaniale, to dzień spełniania marzeń. Od 29 lat w mediach życie elit przedstawiane jest jako „prawdziwe życie”. To ono wyznacza normę. To ono definiuje życie „narodu”. Bieda, dyskryminacja, wyzysk są ukrywane, by budować nową wspaniałą demokrację liberalną, w której to przyjemne „prawdziwe życie” elit staje się „prawdziwym życiem” wszystkich. Problemy elit – np. to, że ktoś wyklucza je z „prawdziwego życia” – stają się problemami wszystkich, a ich rozwiązanie wymaga narodowej mobilizacji i natychmiastowych działań. Dzięki temu nic nie musi się zmieniać. Wszyscy pracują na garstkę najlepiej sytuowanych. Jest pięknie, dobrze i koniecznie prawdziwie.

Walczmy o to, żeby dziennikarka-celebrytka nie miała dość. Żeby elita znów mogła bez przeszkód narzucać swoją perspektywę i odzyskała niczym niezakłócone poczucie moralnej wyższości. A potem zajmiemy się waszymi czynszami i warunkami pracy. Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Najpierw „demokracja” i niech znów rządzi PO. Niech znów będzie normalnie.

W końcu to nie elita pogardza niezamożnymi, gdy od lat robi z nich leniwych roszczeniowych idiotów. To niezamożni pogardzają elitą, gdy to krytykują. To nie politycy poniżają kobiety, gdy odbierają im możliwość aborcji. To kobiety poniżają polityków, gdy się sprzeciwiają. To nie mężczyźni krzywdzą molestowane przez siebie kobiety. To molestowane kobiety krzywdzą ich, gdy o tym mówią. Za przerwanie milczenia i ujawnienie hipokryzji bezwzględnie należy się kara.

Przez lata pokazywano jeden model „prawdziwego życia”: elita, duże miasto, klasa średnia, kredyt, firma. To tu rozpoczynała się większość wciągających opowieści. Od jakiegoś czasu coraz wyraźniej do głosu dochodzą inne osoby: opowiadają o wyzysku, biedzie, eksmisjach i molestowaniu. Pojawiają się inne „prawdziwe życia”. A ci, którzy mieli monopol na „prawdziwe życie”, krzyczą, że dzieje im się krzywda. Że to oni są tu uciskani. Podobnie jak uciskani są mężczyźni w efekcie #metoo, właściciele przez działalność związkowczyń i działaczek lokatorskich, heteroseksualni w wyniku marszów równości czy rodacy przez „napływ” uchodźców. Uciskane elity – zarówno neoliberalne, jak i PiS – walczą o odzyskanie honoru i ojczyzny. To ich Polska, nie odbierajcie im jej. Nie zanieczyszczajcie swoją „cholernie polską” zazdrością i narzekaniem. Polska musi wstać z kolan. Bo Polska to Polska Elita. Polska to Polska Eliza.

Problemem niezamożnych, wykluczonych i wyzyskiwanych nie jest to, czy ich życie jest prawdziwe, czy nie. Problemem jest to, jak zapłacić czynsz. Za co (i czy w ogóle) wyleczyć bolący ząb. Jak dopłacić do mieszkania córki na studiach, kiedy z trudem wystarcza na wynajem własnego. Czy iść na policję po doświadczeniu gwałtu. Problemem jest to, że „prawdziwe życie” dużej części społeczeństwa to nierówności, wykluczenia i wyzysk. I że są ukrywane pod hasłami o honorze narodu albo lamentami o ciężkim „prawdziwym życiu” neoliberałów i głębokimi rozkminami, czy ich życie jest prawdziwe, czy może jednak nie.

Dobra wiadomość: możecie już przestać walczyć. Cel osiągnięty: żyjecie „prawdziwym życiem”. Kolejny sukces na koncie. To co, może czas skończyć wylewać pogardliwy jad na fejsie i na przykład ogarnąć, że są też inne społeczne problemy?

Na szczęście, nie wrócimy już do momentu sprzed śmierci neoliberalnych złudzeń. I warto się z tym wreszcie pogodzić. Takie jest życie. To prawdziwe życie.

Pani Elizo, Pani Elito, koniec narzekań i roszczeń. Weźcie się wreszcie do roboty.

design & theme: www.bazingadesigns.com