Staśko: Mężczyźni dostają nagrody za płeć. Jak polska nauka wymazuje kobiety
Maja Staśko – krytyczka literacka
Sobota
Nauka polska jest mężczyzną. Na zdjęciu z wręczenia Polsko-Amerykańskiej Nagrody Naukowej znajduje się pięciu mężczyzn i jedna kobieta. Ale już wśród tytułowanych nazwisk pod zdjęciem nie znajdziemy nazwiska kobiety – wymienieni zostają wyłącznie panowie. Dwóch laureatów nagrody to mężczyźni. Poza nimi trzech profesorów. Kobieta nie jest podpisana w ani jednym miejscu. Po prostu została wymazana. Nie trzeba jej nawet usuwać ze zdjęcia, wycinać kadru – wystarczy o niej nie wspomnieć. I tak przez lata. Po prostu przestaje istnieć.
W dotychczasowej historii nagrody laureatami zostało sześciu mężczyzn. I żadnej kobiety. W jury znajduje się pięciu mężczyzn i jedna kobieta. W zarządzie Fundacji – sami panowie. Ale już w Zespole ds. Umów i Płatności czy Zespole ds. Promocji i Współpracy – same kobiety.
Wymazywanie kobiet z nauki trwa. Nienagradzanie, wykluczanie z grona jury, niezapraszanie na spotkania, protekcjonalne i seksistowskie traktowanie, nadęty tłumaczyzm, wykorzystywanie pracy naukowej, afektywnej i opiekuńczej kobiet (zwykle darmowej lub niskopłatnej), prekarne zatrudnienie, nakładanie prac administracyjnych i uznawanych za mniej prestiżowe, uparte ignorowanie ich głosu – to codziennie, systematycznie podkopuje kobiety i sprawia, że wykonują jeszcze więcej pracy. Najczęściej tej niewidocznej. Bo właśnie o pozbawianie pracownic widoczności chodzi. Niepodpisanie w książce, mimo iż też nad nią pracowały. Pominięcie ich nazwiska w referacie na konferencji, mimo iż referat opiera się na ich założeniach. Pomijanie pracy administracyjnej, technicznej, opiekuńczej i domowej, jakby nie istniała – a to ona stanowi bazę każdego naukowego działania. Niepodpisanie na zdjęciu. Kobiety znikają.
Więc to mężczyźni objaśniają nam świat.
Przed interwencją:
zrzut ekranu/Fundacja na rzecz Nauki Polskiej
Niedziela
Po naszej interwencji Fundacja na rzecz Nauki Polskiej dodała nazwisko jedynej kobiety na zdjęciu. To dr Julia MacKenzie, która prowadziła uroczystość. MacKenzie to badaczka, dyrektorka stosunków międzynarodowych w Amerykańskim Stowarzyszeniu Na Rzecz Rozwoju Nauki (American Association for the Advancement of Science – AAAS). Jest ekspertką w dziedzinie chorób zakaźnych: prowadziła badania nad immunopatologią HIV, wirusami opryszczki i pasożytem malarii Plasmodium falciparum. Obroniła doktorat w zakresie immunologii i patogenezy drobnoustrojów na Northwestern University oraz magisterkę dotyczącą zdrowia publicznego. Była doradczynią w Biurze Badań i Nauki w Departamencie Stanu Stanów Zjednoczonych, w OGAC (Office of the U.S. Global AIDS Coordinator). Koordynowała i nadzorowała badania dla PEPFAR (President’s Emergency Plan for AIDS Relief), w tym trzy duże międzynarodowe badania w Afryce. Pełniła również funkcję urzędniczki federalnej dla Naukowej Rady Doradczej PEPFAR.
Dlaczego nazwisko zasłużonej badaczki ze sporymi osiągnięciami jako jedyne nie pojawiło się pod zdjęciem? Obok niej stoi mężczyzna z tej samej organizacji, z tym samym tytułem naukowym – nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia, dla którego akurat ona została pominięta. Podobnie jak nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia, dla którego kobiety zostają pomijane przy przyznawaniu nagród czy zapraszaniu do mediów. Nie chodzi więc o osiągnięcia, tylko o płeć. Kobiety w Polsce częściej kończą studia niż mężczyźni (link), są lepiej wykształcone – ale wśród profesorów stanowią ledwie 21%. Wśród rektorów – 13%. Trzy czwarte Polaków (link) nie uznaje tego za negatywne zjawisko.
Maria Janion w 1999 r. stwierdziła:
„Osobiście nigdy nie żywiłam złudzeń co do „równych szans”. Uważam, że dojście do obecnej pozycji kosztowało mnie znacznie więcej, niż kosztowałoby mężczyznę. I nie chodzi tu o żaden spisek. Dzieje się tak między innymi dlatego, że tak zwany uniwersalny wzorzec stworzony został z myślą o rodzaju męskim. Mężczyźni łatwiej zatem dostosowują się do obowiązujących w akademickim świecie standardów. Kobieta musi być wielokrotnie lepsza, by ją doceniono. Są to dla mnie rzeczy oczywiste – dlatego zawsze dziwią mnie wypowiedzi kobiet, które osiągnąwszy sukces, twierdzą, że po drodze nie dostrzegły przejawów dyskryminacji”.
Mężczyznom po prostu jest łatwiej. Jeszcze łatwiej jest mężczyznom, którzy nie muszą opiekować się dziećmi, osobami z niepełnosprawnościami czy starszymi lub stać ich na opłacenie opiekunki. Jeszcze łatwiej jest tym z bogatych domów, którzy mogli poświęcić czas studiom, podróżom i nawiązywaniu kontaktów, i nie pracować, bo utrzymywali ich rodzice. Oni nie muszą wykonywać tyle pracy i w takich warunkach, w jakich działają ich koleżanki, mniej zamożni koledzy, osoby z niepełnosprawnościami czy osoby nieheteronormatywne. Tyle że większość tej pracy pozostaje niewidoczna i niedoceniana. I dlatego ustawieni panowie mogą wciąż roztaczać naiwne wizje „wszystko w twoich rękach”, „liczą się osiągnięcia, nie płeć”. Gdyby nie płeć, z całą pewnością nie byliby w stanie osiągnąć tego samego takim samym nakładem pracy. Opłaca im się, by płeć czy klasa pozostawały niewidoczne – bo razem z nimi niewidoczny pozostaje ich przywilej.
Więc tak, liczy się płeć – to ona decyduje o miejscu, w którym się znajdujemy i możliwościach, jakie mamy. Wpływa na to, czy dostaniemy nagrodę, czy nie. Czy nasze nazwisko zostanie wymienione, czy nie. Mężczyźni dostają nagrody m.in. za płeć. Tak jak za rasę i klasę. Nauki społeczne i humanistyczne odkryły to już dość dawno temu.
Po interwencji:
zrzut ekranu/Fundacja na rzecz Nauki Polskiej
Dyskryminacja nie stanowi spektakularnego show, nie pozostają po niej dyplomy i pamiątkowe zdjęcia – to codzienny, wyniszczający proces wymazywania całych grup społecznych. Tak oczywisty, że aż niewidoczny. Dlatego jej pojedyncze przejawy często są uznawane za nieistotne, nazbyt szczegółowe. Przecież to tylko podpis pod zdjęciem. Przecież to tylko komplement. Przecież on tylko żartuje. Na pewno to była twoja teza, a nie jego? Bez przesady, znajdziesz inną pracę, mamy teraz w końcu rynek pracownika. Przecież to tylko klepnięcie w tyłek, jezu. „Od półtora roku nie miał kobiety, a jej przez to przecież nic nie ubyło” (link). Nie przesadzaj. Po co histeryzujesz?
Z takich detali składa się nasze codzienne życie. Codzienne podkopywanie i wykluczanie. Jeśli macie wątpliwości, czy to seksizm, czy nie przypadek, czy nie przesada – fajnie macie. My ich nie mamy. Doświadczamy tego codziennie i świetnie rozpoznajemy.
Obecność mężczyzn na uczelni to od wieków norma. Nasza obecność to ciągłe, uciążliwe wydzieranie sobie przestrzeni. Ale nie damy się wymazać: profesorki, doktorki, doktorantki i studentki, pracownice administracyjne, techniczne i domowe. Walka to nasza codzienność.