Porażka 13:0, czyli o tym, jak kobiety w sporcie przegrywają nawet, jeśli wygrywają

Łukasz Muniowski – doktorant w Instytucie Anglistyki UW, zajmuje się m.in. narracjami w sporcie i grami video.


Krytyka jaka spadła na reprezentantki USA po meczu z Tajlandią pokazuje, że kobiety w sporcie przegrywają nawet kiedy wygrywają.

fot. joshjdss

Trwają mistrzostwa świata kobiet w piłce nożnej, które można oglądać także na stronie internetowej TVP Sport i w telewizji, jeśli nie ma akurat czegoś ważniejszego, na przykład meczów młodzieżówek… Kibice zapełniają trybuny francuskich stadionów (pomimo wysokich cen na 14 z 52 spotkań nie ma już biletów, łącznie sprzedano ich ponad milion), a mecze cieszą się niezłą oglądalnością (przykładowo, w samej Wielkiej Brytanii mecz Anglii ze Szkocją oglądało ponad 6 milionów osób). Zamiast meczów, tematem numer jeden stało się jednak coś innego – radość po bramkach i kiedy wypada ją okazywać. Słowo „wypada” jest tu kluczowe, bo chyba tylko w sporcie wymaga się od młodych ludzi żeby zachowywali się dojrzale i szlachetnie robiąc rzeczy, które większość nas porzuca dość wcześnie z braku talentu i/lub samozaparcia.  Nie chodzi o to żeby wygrywać, trzeba to jeszcze robić w odpowiedni sposób. Dotyczy to w szczególności uprawiających sport dziewczyn, które karcone są za jakąkolwiek emocjonalność – nawet jeśli okażą jej namiastkę, dla niektórych i tak będzie ona nadmierna.

W ostatnim meczu pierwszej kolejki fazy grupowej mundialu reprezentantki Stanów Zjednoczonych pokonały Tajlandki 13:0. Amerykanki ustanowiły tym samym nowy rekord turnieju – poprzedni należał do Niemek, które pokonały w 2007 roku Argentynę 11:0. USA to aktualne mistrzynie świata, a to zwycięstwo tylko pokazało jak bardzo zdeterminowane są by ten tytuł obronić. Nie wszystkim jednak spodobała się pasja z jaką grały Amerykanki. Konkretniej, chodzi o to, że tak samo cieszyły się po bramce na 1:0 jak po tej na 13:0. Wynik nie powinien być dla nikogo problemem – brakiem szacunku dla przeciwnika, ale też dla kibiców byłoby niewykazywanie się pełnym zaangażowaniem przez 90 minut. O wiele więcej osób miało zastrzeżenia do samych cieszynek:

Po ilu bramkach miały przestać się cieszyć?

Zacznijmy od tego, że te celebracje nie były szczególnie emocjonalne. Dla kogoś kto ogląda piłkę nożną nawet raz na jakiś czas to zwykłe okazywanie radości. Najbardziej ekspresyjnie po swoim trafieniu zachowywała się kapitan kadry Megan Rapinoe, która wykonała kilka obrotów, a potem padła na murawę przed koleżankami z ławki rezerwowych. Ona akurat jest na celowniku niektórych mediów z innego powodu – nie śpiewa hymnu narodowego w proteście przeciwko „Ameryce Trumpa”, dlatego cokolwiek zrobi i tak będzie to źle odebrane. Jedna z najlepszych piłkarek świata, Alex Morgan, przy czwartym trafieniu odliczała na palcach ile bramek strzeliła (ostatecznie zdobyła ich pięć, czym wyrównała indywidualny mundialowy rekord goli zdobytych w jednym spotkaniu) – ani to szczególnie kreatywne, ani obraźliwe. Reszta tych cieszynek to po prostu dużo przytulania i uśmiechów. Włączanie rezerwowych do kolejnych celebracji świadczy tylko o dobrej atmosferze w drużynie, na co zwrócił uwagę też komentujący mecz dla TVP Sport Michał Zawacki, mówiąc: „jak one się przy tym wszystkim jeszcze pięknie bawią”.

Tymczasem byłe reprezentantki Kanady opisały tego typu zachowanie jako „poniżające”. Amerykanki skrytykowało też kilku ekspertów telewizyjnych. Prześledziwszy podsumowania meczu w amerykańskiej telewizji zauważyłem, że konsensus jest taki: bardzo fajnie, że wygrały tak wysoko, ale w okolicach dziewiątej bramki powinny przestać celebrować gole. Fakt, że otwarcie krytykująca amerykański seksizm i rasizm Rapinoe zdobyła bramkę na 9:0 wydaje się tu nieprzypadkowy. Miguel Delaney piszący o sporcie dla The Independent piętnuje cieszynki za ich nienaturalność, a grająca jeszcze do niedawna w reprezentacji bramkarka Hope Solo uważa, że niektóre były nie na miejscu, bo nie były spontaniczne.

O… k…

Nie o ducha sportu tutaj chodzi

Można zasłaniać się duchem sportu i współczuciem – które przecież Amerykanki okazały zaraz po meczu, pocieszając smutne rywalki – ale ta dość absurdalna gównoburza wskazuje na większy problem związany z kobiecym sportem. Wychodzi na to, że nawet jeśli kobiety poczują się pewnie, nie mogą tego okazywać. Ba, powinny być wdzięczne, że ktoś w ogóle im pozwala ten cały sport uprawiać. Abby Wambach, najbardziej bramkostrzelna piłkarka w historii reprezentacji USA (żeńskiej i męskiej) stwierdziła, że problem leży gdzie indziej – nie byłoby sprawy gdyby w ten sposób okazywali radość mężczyźni. Czy ma rację?

Posłużmy się przykładem z innego turniejowego meczu.W spotkaniu 1/16 z Anglią piłkarki Kamerunu emocjonalnie reagowały na stracone bramki – przegrały 0:3 – a jedna z nich rozpłakała się po tym jak jej gol został nieuznany po minimalnym spalonym. Grały nieczysto, denerwowały się, a w pewnym momencie, w ramach protestu, stanęły na środku boiska i nie chciały wznowić gry. Trener angielskiej kadry, Phil Neville, po meczu krytykował rywalki, twierdząc, że nigdy nie widział tego typu zachowań na piłkarskim boisku i czuł się zawstydzony postawą Kamerunek. Jego zdaniem piłkarki dały zły przykład dziewczynkom oglądającym mundial. Na pewno gryzący rywali Luis Suarez albo traktujący z główki rywala w finale mundialu Zinedine Zidane są lepszymi wzorami do naśladowania.

Pomimo poczynionych w ostatnich latach postępów, kobiety w sporcie wciąż są traktowane jako dodatek. Zarabiają mniej od mężczyzn, trenują w gorszych warunkach, a ich sukcesy zwykle są deprecjonowane, jakby opatrzone przypisem, że z mężczyznami nie miałyby szans. Wracając do reprezentantek USA, kiedy dwa lata temu przegrały 2:5 sparing z 15-letnimi chłopakami z amerykańskiej drużyny FC Dallas, co zdaniem niektórych może służyć jako dowód tego jak nisko zawieszona jest poprzeczka w kobiecym sporcie. Cóż z tego, że Amerykankom bardziej chodziło o przetestowanie różnych wariantów przed towarzyskimi meczem z Rosjankami i raczej nie grały z pełnym zaangażowaniem. Po meczu pozowały z uśmiechem do zdjęć z nastolatkami, bo jako profesjonalne zawodniczki wiedzą, że nic wielkiego się nie stało. Poważniejszym problemem jest jednak, że kiedy rzeczywiście zależy im na zwycięstwie i pokazują na co naprawdę je stać, też nie wszyscy są zadowoleni.

Praca w trudnych warunkach

W przeciwieństwie do reprezentacji mężczyzn, która nawet nie awansowała do zeszłorocznych mistrzostw świata, Amerykanki są prawdziwą potęgą, o czym świadczą cztery złote medale olimpijskie i trzy wygrane mistrzostwa świata. W tym jednym meczu przeciwko Tajlandii zdobyły więcej bramek niż męska reprezentacja na trzech ostatnich mundialach łącznie (2006, 2010, 2014). W 2017 roku piłkarki zarobiły dla amerykańskiego związku piłki nożnej 5 milionów dolarów, piłkarze tymczasem przynieśli około miliona dolarów… straty.

Mimo tych sukcesów, piłkarki od paru lat walczą z własną federacją nie tylko o sprawiedliwe wynagrodzenia, ale także o lepsze warunki pracy: kobiety grają na sztucznej trawie, gdzie dużo łatwiej o kontuzje. Przekonała się o tym wspomniana Rapinoe, która w swojej karierze trzykrotnie zerwała więzadła krzyżowe, ostatni raz po udanych mistrzostwach świata, gdy związek wymusił na piłkarkach serię meczów pokazowych właśnie na tego typu murawie. To, że wyjątkowo ekspresyjnie cieszyła się ze swojej pierwszej, a ogólnie dziewiątej bramki strzelonej w spotkaniu, w tym kontekście nie powinno dziwić. Mówiąc szczerze, jak można wymagać od jakiejkolwiek zawodniczki, żeby nie cieszyła się każdą chwilą na najważniejszym turnieju swojego życia, kiedy ich wyczyny obserwują miliony ludzi?

Nie chodzi o medale

Prawdziwa walka na turnieju nie toczy się o puchar, ale o szacunek. Sytuacja Amerykanek i tak jest godna pozazdroszczenia w szerszym kontekście kobiecej piłki nożnej. Rozjechane przez reprezentację USA Tajlandki zajmują 34 miejsce w rankingu FIFA. Pomimo braku sukcesów męskiej reprezentacji i korupcji w krajowej lidze, tamtejsze zawodniczki mogą uprawiać ukochaną dyscyplinę w relatywnym spokoju dzięki jednej osobie, znanej jako Madam Pang. 53-latka, która naprawdę nazywa się Nualphan Lamsam, zarządza jedną z największych firm ubezpieczeniowych w kraju i z własnej kieszeni dokłada do reprezentacji. By mogły skoncentrować się na sporcie, reprezentantki kraju są zatrudnione przez jej firmę. Dzięki zewnętrznemu sponsorowi piłkarki mogą się cieszyć pewną autonomią. Wysoka porażka z USA powinna uświadomić tajlandzkiemu związkowi piłki nożnej, że czas zainwestować w kobiecy futbol, choćby po to, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. Nie dla każdego jednak jest to oczywiste.

Dlatego właśnie najlepsza piłkarka świata, Norweżka Ada Hegerberg, zdecydowała się nie grać dla reprezentacji narodowej dopóki warunki do uprawiania sportu nie będą takie same dla chłopców i dziewczyn. Niektóre reprezentantki Chile, które grały z Amerykankami w tę niedzielę, zaczynały trenując na klubowym parkingu, bo nie pozwalano im wychodzić na murawę. Piłkarska federacja Jamajki nie płaci ani trenerowi kadry, ani jego sztabowi. Według jednego z brazylijskich dygnitarzy sukces kobiecego futbolu zależy od atrakcyjności piłkarek, a trener kadry powiedział na oficjalnej konferencji prasowej, że ciężko opanować szatnię pełną kobiet. A to przecież tylko pierwsze z brzegu przykłady problemów kilku z 24 najlepszych drużyn na świecie.

Piłkarki tak wiele poświęcają, żeby robić to co kochają, a mimo tego z byle powodu spotyka je krytyka. Tylko na boisku mogą być tak naprawdę sobą. Na czas meczu rywalki, sędziowie czy kibice nie oceniają ich na podstawie tego jak wyglądają, z kim są i w co wierzą. Od początkowego do końcowego gwizdka są nietykalne, znajdują się w miejscu poza czasem, gdzie obowiązują zasady, wobec których wszyscy na boisku są równi. Tu liczą się tylko umiejętności. W kontekście tego co muszą przechodzić żeby wreszcie wyjść na murawę i po prostu grać w piłkę to aż przykre, że mecz trwa tylko 90 minut.

design & theme: www.bazingadesigns.com