Hej, Kora nie przegrała żadnej pieprzonej walki z rakiem

Radosław Nawojski


Internet zalewa fala informacji o śmierci Kory, trudno mi czytać kolejne wpisy, jak to wielka artystka, kolejna osoba, „przegrała walkę z rakiem”. Cholernie mi ciężko z wielu powodów.

Kiedy to czytam, zbiera się we mnie tysiąc emocji, od złości do ogromnego smutku i płaczu. Hej, Kora nie przegrała żadnej pieprzonej walki. Z rakiem można walczyć, ale to nie jest walka, którą się po prostu przegrywa. Walczyła przez 5 lat, ale nie przegrała. Bo to nie jest równa walka. Owszem nastawienie czy sposób życia jest szalenie ważne, ale mam dosyć słuchania i czytania o kolejnej osobie, która po prostu „przegrała”, bo nie chce nam się patrzeć i wypieramy choroby, bo są trudne, bo jak nie będziemy o nich słuchać, myśleć, czytać to ich nie będzie. Niestety, ale guzik prawda. Nowotwór złośliwy, rak, takie trudne słowa, które wielu osobom nie chcą przejść przez gardła, a tysiące osób codziennie słyszy je od swojego lekarza w diagnozie. Sorry taki mamy klimat.

Jeżeli, ktoś umiera na zawał, bo od lat miał chore serce, czy ginie w wypadku samochodowym, bo kolejny raz wsiadł za kierownicę po alkoholu, to według tego durnego schematu, chyba też „przegrywa” walkę ze swoją chorobą? Czy alkoholizm nie jest procesem, w którym toczy się walka, zarówno jednej osoby, jak i ich rodzin i bliskich? Ale nie mówimy tak. To skąd się wzięło, że „PRZEGRYWA” się walkę z rakiem?

Kora została zdiagnozowana po latach, kiedy rak rozwijał się w jej ciele, w momencie diagnozy, rak był już rozsiany. Według statystyk, w tym przypadku, szansa na pięcioletnie przeżycie to 5%. O jej chorobie dowiedzieliśmy się w 2013 roku… — „Historia mojej choroby jest jak historia Maanamu – to stara i długa historia. Prawdopodobnie rak zaczął się rozwijać w moim ciele kilkanaście lat temu. To był koniec lat 90, wówczas zaczęłam cierpieć na bardzo silne bóle w obrębie jamy brzusznej. Niestety, nie zostałam przebadana w kierunku obecności komórek rakowych, więc leczono mój żołądek. Przeszłam operację, lecz ból nie minął. Stale przepisywano mi antybiotyki i środki przeciwbólowe, które nie pomagały, bo nie leczyły przyczyn dolegliwości”.

Dlatego ogromna prośba — nie róbmy z Kory kolejnej osoby, która po prostu zmarła, a tym bardziej „przegrała”, po kilku latach WALKI z chorobą. Przestańmy wypierać choroby ze świadomości społecznej. Poczytajmy o nowotworach, udostępnijmy prowadzone od lat kampanie społeczne dotyczące raków i samobadań. Z roku na rok, rośnie liczba osób, która słyszy tę diagnozę, często, kiedy choroba jest już w zaawansowanym stadium. A gdyby dowiedziały_li się wcześniej? Gdyby nie bały_li się iść do lekarza? Ich walka mogłaby być wtedy równiejsza.

Kolejna ważna rzecz, czy wiecie, że wiele osób umiera na raka, tylko dlatego, że mieszka w Polsce? Bo nowoczesne terapie, nowe rodzaje schematów leczenia chemioterapią, które są dostępne dookoła Polski, nie są refundowane w naszym pięknym kraju. Albo są refundowane tylko wtedy, kiedy jest się w określonym stadium choroby.

Nie podadzą Ci czegoś, co mogłoby doprowadzić do remisji choroby, bo nie spełniasz konkretnych wytycznych Ministerstwa Zdrowia. Na przykład nie masz JESZCZE przerzutów do kości. Jest ogromne prawdopodobieństwo, że będziesz je mieć, jeżeli nie zostanie zastosowane leczenie i komórki rakowe będą dalej się rozwijać. Jednak w tym momencie nie klasyfikujesz się do tego konkretnego leczenia. Przy okazji swojej choroby, raka jajnika, jeden z problemów nierefundowania leków (Olaparyb) nagłośniła Kora. Ostatecznie lek ten został wpisany na listę refundacyjną. Jednak to nie jedyny lek, o który walczą kobiety, żeby był refundowany, bo może przedłużyć im życia lub doprowadzić do reemisji choroby. Prowadzi to do sytuacji, w której chorzy_e wyprzedają swój majątek, często kiedy może być już za późno, aby przedłużyć swoje życie. Zamiast skupić się na walce z rakiem, walczą i tracą cenne siły, aby zdobyć lek. Wiedziałyście o tym? Ile nagłówków czy artykułów widzieliście, czytaliście na ten temat w mediach, które tworzą newsy z informacji, że ktoś powiedział coś (totalnie niezmieniającego naszego życia ani niczego) albo ubrał się tak a nie tak, albo dodał kolejne zdjęcie na Instagramie.

Ostatni postulat. USPOŁECZNIJMY RAKA. Moja Mama ma raka, Twoja Mama ma, lub może mieć. Na pewno ktoś z Twojego bliższego lub dalszego otoczenia, miał, ma, lub będzie mieć raka. Niestety, liczba zachorowań rośnie z roku na rok. Dlatego przestańmy wypierać chorobę na marginesy. Każda chora osoba to wspólna sprawa ludzi dookoła. Wspólna walka, nie tylko osoby chorej, ale również jej rodziny i bliskich. Nie odwracajmy głowy i nie zostawiajmy ich samych. Rak to nie wyrok śmierci, to choroba, która pojawia się, którą da się leczyć, która często wraca po jakimś czasie, nawet kilku latach. Z tym się żyje, z tym da się żyć. To od nas zależy, jak to życie będzie wyglądać. TO JEST WSPÓLNA WALKA. I to też od nas zależy, w jakim stadium choroba zostanie rozpoznana.

Przestańmy kreować głupie standardy piękności i kobiecości. Z doświadczenia i obserwacji widzę, że, np. mastektomia nie jest często największym problemem dla kobiety, problemem powodującym tony stresu jest odbiór społeczny braku piersi, skutków chemioterapii.

Na oddział onkologiczny przychodzą kobiety, każda z nich jest piękna, wtedy kiedy przychodzą na oddział i kiedy leżą już na szpitalnych łóżkach, biorąc chemioterapię, w piżamach, już bez peruk. Kiedy wlew się skończy, ubierają się, wiele kobiet z powrotem zakłada perukę, starannie dopasowuje każdy milimetr ułożenia, żeby czasem nie było widać, że nie ma włosów, bo zaraz wyjdzie do „normalnych ludzi”, którzy patrzą, oglądają się, i mogą pomyśleć „że mam raka”, „jestem chora”.

Wcale się nie dziwię. Kiedy mama miała dostać pierwszą dawkę chemioterapii ogoliłem się pierwszy raz na łyso, w geście solidarności. Pierwsze wyjścia z domu, do ludzi, których mniej lub bardziej znam, to były straszne przeżycia. Chwilami telepało mną z nerwów, a głos się trząsł, kiedy słyszałem pierwsze reakcje. Kiedy dla mnie było to takie trudne, nie wyobrażam sobie co wewnętrznie przeżywają kobiety w trakcie chemioterapii. Ich brak włosów to nie indywidualny wybór jak było w moim przypadku. Tylko skutek. Wiecie, że to nasza wina?

Walczmy również o refundowanie leków, nowych schematów chemioterapii, nagłaśniajmy sprawę, czy to w ramach walki o prawa kobiet, czy pod Sądami, kiedy zastanawiamy się, jak powinno to wszystko wyglądać. To jest szalenie ważne. Nawet małe akty i działania mają siłę, mogą rozpocząć toczenie się kuli śniegowej, która włączy kolejne osoby we wspólną i solidarną walkę o dostęp do leków, dofinansowanie służby zdrowia i godne życie i leczenie osób chorób!

Na koniec jak powiedziała Kora „W tej chorobie każda sekunda jest dla mnie ważna, cudna… Może nie tyle ważna, ile po prostu wartościowa. Nawet jak nic nie robię, to ta sekunda jest wartościowa”. Hej, doceńmy to, co mamy, dbajmy o nasze relacje, zarówno wtedy kiedy ktoś jest chory, ale również, a przede wszystkim wtedy kiedy jesteśmy zdrowi. Na oddziale onkologicznym, często w trakcie wizyty, bo rak, bo wznowa, pojawia się pytanie, czy miała Pani w ostatnim czasie dużo stresu?

design & theme: www.bazingadesigns.com