Kiedy kobieta mówi, że nie jest feministką, możemy zrobić coś lepszego niż po prostu ją zakrzyczeć

Zamiast łapać się za głowę, kiedy kobiety mówią, że wymodelowana fryzura uniemożliwia im bycie feministkami, posłuchajmy ich i sprawmy, aby feminizm zaczął obejmować więcej osób.

„Słyszałam młode kobiety mówiące, że nie mogłyby być feministkami, bo kochają swoich chłopaków albo dlatego, że lubią wyglądać seksownie”. Zdj. Alamy

„Słyszałam młode kobiety mówiące, że nie mogłyby być feministkami, bo kochają swoich chłopaków albo dlatego, że lubią wyglądać seksownie”. Zdj. Alamy

„Zdecydowanie nie, na pewno nie nazwałabym siebie feministką” – powiedziała Angela Epstein we wtorkowym programie Newsnight. Prezenterka Emily Maitlis zapytała ją, czy określiłaby siebie jako feministkę. Epstein, dziennikarka i prezenterka, wygłosiła w odpowiedzi smutną przemowę na temat historii feminizmu i lamentowała nad upadkiem tego ruchu. Najwyraźniej jedna kobieta pod kopytami królewskiego konia* najzupełniej wystarczy, by na zawsze zapewnić sukces feminizmowi. Epstein przypomniała nam, że kobiety mogą już głosować! Niektóre kobiety nie tylko mogą głosować, ale także robią karierę i mają zadbane włosy. To świetna wiadomość, ale ktoś naprawdę powinien przekazać ją tym „zrzędliwym kobietom w brzydkich ubraniach”, które według Epstein nie tylko wypaczyły feminizm, ale także popełniły znacznie gorsze wykroczenie, polegające na posiadaniu kiepskiej fryzury.

Nie ma potrzeby, by bronić feminizmu przed takimi wyświechtanymi argumentami. Epstein została zaproszona do Newsnight razem z Mary Beard i Natashą McElhone jako obowiązkowa przeciwwaga dla feministycznego głosu w debacie. Oczywiście nie miała racji. Nierówny podział bogactwa i władzy między mężczyznami i kobietami to wystarczający dowód na to, że feminizm jest potrzebny. A dla tych, którzy wciąż nie są przekonani, osobiste historie – nagłośnione dzięki ruchom takim jak Everyday Sexism – malują jeszcze wyraźniejszy obraz uprzedzeń, którym dzisiejsze feministki muszą stawić czoła.

Żyjąc wewnątrz feministycznej bańki łatwo wyobrazić sobie, że Epstein wołająca ze swojej mównicy zostanie po prostu zignorowana, i że ta bezcelowa polemika dotycząca bycia „wykluczoną ze wspólnoty sióstr” za robienie kariery trafia w próżnię. Jeśli jednak będziemy tak myśleć, będziemy sabotować własne działania. Poglądy Epstein odzwierciedlają obsesję skupioną na znaczeniu feminizmu. Zamiast próbować ją zakrzyczeć, musimy zadać sobie pytanie, czemu ludzie są wciąż nieufni wobec feminizmu i co można zrobić, by położyć temu kres.

W artykule napisanym dla Daily Mail po występie w Newsnight, Epstein rysuje obraz feminizmu oparty na odebraniu jej wszystkiego, co jest dla niej najcenniejsze: jej męża, jej dumy jako matki, prawa jej córki do zabawy lalkami. Już w pierwszym zdaniu zauważa, że jej wymodelowana fryzura powinna być wystarczającym dowodem na to, że nie jest feministką. To jedna z tych wypowiedzi, które sprawiają, że kobiety w całym kraju z westchnieniem łapią się za głowę. Nie powinnyśmy jednak się śmiać: takie wyobrażone dychotomie są powszechniejsze, niż chciałybyśmy wierzyć.

Słyszałam młode kobiety mówiące, że nie mogłyby być feministkami, bo kochają swoich chłopaków albo dlatego, że lubią wyglądać seksownie, lub też dlatego, że chcą zostać matkami. Najwidoczniej osoby, dla których feminizm to określenie pejoratywne, trzymają się od niego z daleka. Dla nich został on upchnięty w spiczasty stanik Madonny. Wiele kobiet postrzega feminizm jako ograniczenie.

Zamiast ubolewać nad faktem, że tak wiele osób najwyraźniej przegapiło ulotkę wyjaśniającą, dlaczego feminizm jest potrzebny i wyzwalający, musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za dostarczenie tej wiadomości każdemu i każdej z osobna. Musimy zrozumieć, czemu kobiety wzdrygają się na dźwięk słowa „feminizm”, wysłuchać ich obaw i zastanowić się, co możemy zrobić, aby ten ruch obejmował więcej osób. Nie próbuję sugerować, że trzeba uprościć przesłanie, porzucić żądania lub poświęcić nasze zasady, ale musimy poświęcić nasz czas na to, aby słuchać i wyjaśniać.

Tymczasem Angela Epstein mimowolnie pokazała, że sama jest osobą, którą gardzi: kobietą, która uważa, że kariera i rodzina nie powinny się wykluczać, kobietą, która chce coś osiągnąć na swoich własnych zasadach, która oczekuje prawa do ubierania się wedle własnego uznania i nie bycia przy tym postrzeganą stereotypowo. Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, Angelo, ale sądzę, że ty także jesteś feministką.

* Emily Davison (1872 – 1913), angielska sufrażystka, która wbiegła pod kopyta konia, na którym jechał król Jerzy V i zginęła wskutek odniesionych obrażeń (przypis tłumaczki)

Ruby Tandoh, 1 listopada 2013

Tłumaczenie: Katarzyna Płecha

design & theme: www.bazingadesigns.com