Już jestem feministką

Mniej więcej do 22 roku życia nie cierpiałam feministek. Może wychowywałam się w tzw. „cieplarnianych” warunkach. Uważałam, że robią z igły widły i że doszukują się wszędzie spisku. Felietony Kingi Dunin w „Wysokich Obcasach” czytałam wyłącznie dla żartu, bo śmieszyło mnie, że o wszystko zawsze obwiniała facetów. Nadal nie sądzę, że aborcja jest perfekcyjnym rozwiązaniem, nie zagłosuję w ciemno na kobietę tylko ze względu na płeć, nie pójdę na marsz kobiet i nie wszystko, co mówi Magdalena Środa, mnie przekonuje. Mam 24 lata i coś się ostatnio zmieniło.

housewife

Zawsze lubiłam podróżować. Kilka lat temu dotarło do mnie jednak coś bardzo przykrego – nie mogę podróżować tak, jak moi koledzy. Nie mogę przeżywać takich samych przygód i być tak samo beztroska, bo jestem dziewczyną. Znam paru niepokornych podróżników, którzy siadają w podrzędnym barze na dworcu w Kutnie i znad piwka i papierosa oglądają rzeczywistość, śpią na plaży w Tajlandii, kąpią się w rzece w Indiach, jeżdżą samotnie w dalekie podróże i spontanicznie przyjmują zaproszenia od nieznajomych. Ja też to robiłam i – o dziwo – nic mi się nie stało, ale teraz już wielu rzeczy nie robię, choć bym chciała. Dlaczego?

Po pierwsze zrezygnowałam z ukochanych, podejrzanych barów. Też lubiłam tam sobie z piwkiem i papieroskiem usiąść i kontemplować. Szybko jednak zauważyłam, że staję się atrakcją, wielu panów czuje się w obowiązku do mnie nie tylko zagadać, ale też wypytywać, dotrzymywać towarzystwa, zalecać się. W końcu piłam herbatę, bo czułam, że dziewczyna + piwo w jakiś sposób „prowokuje”. Ta to na pewno jest wolna i samotna, myśleli sobie panowie, czy raczej ja myślę, że tak myśleli, sądząc po tym, co wyprawiali. W końcu zaczęłam zakładać okulary i wiązać włosy w supeł, gdy siadałam w barze, a także zasłaniać się książką. Ale dlaczego muszę wyglądać brzydko i udawać, że czytam książkę, żeby napić się piwa? Nieważne, i tak nawet książka nie przeszkadzała w zalotach, więc już tam sama nie chodzę.

Innym razem, kiedy miałam 19 lat i jechałam ostatnim tego dnia pociągiem do chłopaka pod miasto, miałam na sobie krótką sukienkę, bo było lato, odkorkowałam wino, które ze sobą wiozłam, i przeglądałam zabawne pismo erotyczne „Twój weekend”, które było jednym z paru, które kupiłam tego dnia na dworcu w przecenie. Usiadłam w pustym przedziale z niezamykanymi drzwiami, „konduktorskim”, moim ulubionym w pociągach Kolei Mazowieckich. Na pewnej stacji wsiadł facet z rowerem, wyglądał w porządku, w typie normalnych, młodych ludzi. Cały wagon był pusty, ale nie zwracałam na to uwagi i nadal czytałam „Twój weekend”. Odwróciłam się na chwilę w jego stronę i zobaczyłam, że wyjął fiuta. Powiedział do mnie coś w stylu podoba ci się mój wacek? Zapamiętałam właśnie słowo „wacek”. Na szczęście byliśmy jeszcze w mieście i stacje były dosłownie co minutę, zebrałam się w sobie i kazałam mu wypierdalać, powiedziałam, że rozpierdolę mu butelkę na głowie, jeśli się zbliży, a potem drzwi się otworzyły na stacji Warszawa Powiśle i wysiadł, mamrocząc coś o tym, że jestem chora psychicznie. Z zasady nie przeklinam. Było to okropne, bo wiem, że poderżnęłabym mu kluczami gardło, gdyby się zbliżył, a zwykle jestem bardzo zrównoważoną osobą, która nie akceptuje przemocy.

Zaznaczę od razu, że wiem, że był to błąd młodości – nie powinno się o 23:00 w mini jechać samej w wagonie, pić wina i przeglądać pornografii. Wiem. Tego mnie to nauczyło. Jestem ostrożna. Problem jest tylko taki, że widziałam dziesiątki razy kolesi bez koszulek, którzy wracali latem z budowy lub znad jeziora i pili piwo sami w wagonie. I kolesi, którzy czytali „Playboya” i mieli krótkie spodnie, siedząc sami w przedziale. I co? I nic. Jeśli żeby robić to, co chcę, muszę jechać pociągiem z przyzwoitką w postaci rosłego mężczyzny, który zadba o to, żeby mnie nie zgwałcono, to czym to się różni od sytuacji w krajach arabskich? Nigdy bym nie wyjęła czegokolwiek ani nie zaczęła nagabywać kogokolwiek, choćby siedział w pociągu nago. Może byłam wtedy młoda i za ładna, ale kto oceni, kiedy jest się za ładnym/ą, a kiedy nie? Szczególnie, jak ma się 19 lat, i czuje się z zasady niepewnie. Pomyślmy też o tych dziewczynach, które by zatkało i nie wiedziałyby, co w tej sytuacji zrobić, a kreatywny rowerzysta by to wykorzystał. Bardzo im współczuje, bo jestem pewna, że są ich na świecie miliony.

Potem raz rozmawiałam o tym z koleżankami. Jak opowiedziałam – przełamując zażenowanie – tę historię, to pośmiałyśmy się, a następnie każda z pięciu zaczęła opowiadać o facecie, który zaczął się przy niej masturbować w autobusie, dopadł ją na klatce schodowej, był wulgarny i napastliwy na przystanku. Każda z pięciu dziewczyn miała taką historię i jak z rękawa sypały się przykłady koleżanek, które jechały tramwajem i stojący za nimi mężczyzna się o nie ocierał lub zasnęły na imprezie i ktoś się do nich dobierał. Wtedy pomyślałam, że to nie są żarty.

Potem pojechałam sama do Indii. Przez dwa miesiące wyglądałam specjalnie brzydko, bo wiedziałam, że makijaż czy ładne ubranie zadziała na moją niekorzyść. Przez kilka tygodni towarzyszył mi kolega i wtedy mogłam chodzić w normalnych ubraniach, malować oczy i być beztroska, bo wiedziałam, że nic mi się nie stanie. Gdy byłam sama, portierzy wchodzili do mojego pokoju i pytali o nazwisko męża, a ja musiałam kłamać, że go mam, żeby się odczepili. W pociągach nauczyłam się nie patrzeć w oczy mężczyznom, żeby nie „prowokować” zaczepek. Gdy było upiornie gorąco, nie mogłam się wykąpać w tej samej rzece, w której kąpał się mój kolega, bo  nie mogłam przecież pokazać się w kostiumie. Nie mówię oczywiście o Goa, gdzie wszyscy się kąpią w bikini, więc tak wypada, choć tam oczywiście nie chodziłam na plażę po zmroku. Na niewyobrażalnie gorącym północnym-wschodzie Indii kąpałam się tylko w jeziorze w klasztorze buddyjskim i musiałam wcześniej prosić o pozwolenie, bo bałam się, że komuś zrobię moim widokiem przykrość. No dobrze, to są ekstremalne przykłady, ale w życiu codziennym? Przecież mamy raj! Przez 99 % roku nikt nikogo nie napastuje i nie trzeba się starać, żeby wyglądać specjalnie brzydko!

Jakieś dwa lata temu zostałam z koleżanką zaproszona do domu taty mojego chłopaka i po paru chwilach gospodarz powiedział, że mężczyźni idą porozmawiać. Wziął whiskey, a nas wyprosił z winem i swoją żoną na taras. Bo kobiety na pewno chcą pić wino i na pewno się jakoś dogadamy, bo jesteśmy kobietami. Mój chłopak nie zrobił nic, bo nie chciał drażnić taty, bo „on taki już jest”. Wtedy się śmiałam, bo było to dla mnie aż tak abstrakcyjne. Nikt wcześniej nie dobierał mi trunku i towarzystwa tylko pod względem płci. Potem zauważyłam, że gdy siedzimy na imprezie – ja i paru kolegów – to współlokator mojego chłopaka nie to, że mnie nie usłyszał, tylko po prostu ignoruje mój głos w rozmowie. Chyba, że krzyknę i zwrócę na siebie uwagę, ale to nie leży w mojej naturze, więc kończy się na tym, że przysłuchuję się, jak „chłopcy rozmawiają”. Doszło do tego, że mam go za tępego buca, mimo że jest dobrą duszą – po prostu nie umie się zachować w tej jednej sytuacji. Aha, zaprasza też czasem jakąś koleżankę, żeby posprzątała. I na początku patrzył przy tym na mnie wyczekująco, jakbym miała oburzyć się i powiedzieć Nie! Ja posprzątam!, bo przecież ja też jestem dziewczyną. Tak strasznie mi żal tych koleżanek, które po pracy, szkole i sprzątaniu w swoich domach, idą z własnej woli sprzątać do bezrobotnego kolegi, który cały dzień siedzi w mieszkaniu i wykorzystuje ich… nie wiem. Głupotę?

No i golenie nóg. I oczywiście nie tylko nóg. Jasne, jak siedzę w domu, to nie golę niczego, czasem całymi tygodniami. Nie chcę jednak zrobić sobie wstydu i jakieś tam zabiegi wykonuję, a że jestem jednak trochę roztrzepaną osobą, to przeraża mnie, że mogę wyjść na miasto w złym stroju lub bez makijażu i to będzie okej, ale gdyby ktoś zobaczył, że ogoliłam 90% nóg, ale 10% przegapiłam w pośpiechu i mam na łydce czarne włosy, to byłby to koniec świata. Nie mówiąc o sytuacjach, w których trzeba pokazać się w bikini – bądź sobie wyzwolona, piękna i mądra, ale pokaż się z choćby odrastającymi włosami w okolicach bikini i jest to twój koniec. A wąsik? Zbrodnia. A wyrywanie włosów naprawdę boli. A to trzeba ciągle i ciągle powtarzać, chyba że stać cię na laserowe usuwanie włosów, które kosztuje łącznie z 10 tysięcy. To są tortury! I ciekawe, czemu dziewczyny są biedniejsze, skoro wydają pieniądze na takie głupoty…

A chłopcy? Nie muszą robić nic.

Nawiasem mówiąc, zawsze mnie irytowało, że są setki świetnych filmów o chłopcach-leserach. Big Lebowski, Barton Fink, Jessie z Breaking Bad. A gdy pokazywana jest dziewczyna-leserka, to najczęściej taki z niej niby wolny duch, ale ma perfekcyjną figurę, świetny makijaż, ogolone nogi i idealną fryzurę. Patrz: Death Proof, Sunshine Cleaning, Young Adult (to o tej młodej Szwedce wytatuowanej), listę mogę ciągnąć bez końca. Owszem, jedz sobie, leserko, fast foody, wstawaj w południe, olewaj społeczeństwo, ale pilnuj jednak figury i miej zawsze ogolone pachy, a przede wszystkim się nie starzej. O zgrozo, chyba tylko Bridget Jones była w miarę prawdziwym człowiekiem.

Chodzę na fitness, jogę itp., ale przeraża mnie, jak bardzo takie miejsca są wypełnione samymi dziewczynami. Jasne, każdy może chcieć być fit i niektórzy faceci też chcą, ale czy naprawdę, gdybym nie musiała się martwić, że zacznę grubo wypadać na zdjęciach i że nie będę się nikomu podobać,  zainteresowało by to mnie na tyle, by tam chodzić? Nie sądzę, bo nawet tego za bardzo nie lubię. Bywam czasem na siłowni i jest mi smutno, gdy widzę dwadzieścia dziewczyn, które biegną w rządku w miejscu, upokorzone i kalkulujące w głowie kalorie i przyszłe podboje. Zawsze przychodzi mi wtedy do głowy, że biegną tak do jakiegoś chłopaka (bo tak często jest) i jak bardzo jest to smutne i nie fair, bo chłopak w tym czasie je pizzę i cieszy się życiem. Moje koleżanki są w stanie wpaść w depresję z powodu figury. Z powodu figury! Ilu znacie chłopców, którzy są grubawi i dalej beztrosko zajadają się hamburgerami, a waga nie ma wpływu na ich życie? Ja mnóstwo. A dziewczyn, które robią sobie krzywdę dietami, mają o sobie bardzo złe zdanie z powodu kompleksów, wstają o godzinę wcześniej bo MUSZĄ iść na basen? Ja znam mnóstwo. Czytałam jakiś czas temu w kolorowym pisemku wywiad z jakąś amerykańską aktorką, która powiedziała, że po rozwodzie była załamana i nic ze stresu nie jadła, a wszyscy wtedy pytali, jak to robi, że jest taką szczęśliwą kobietą sukcesu, co wnosili po tym, że „wreszcie” osiągnęła rozmiar 32. Nawet Rihanna się poddała.

Może to tylko chwilowa moda, a może nie, ale przeraża mnie, że obecnie uhonorowane aktorki czy piosenkarki siedzą na okładkach pism w samych majtkach, szpilkach i z czarująco rozwianymi włosami. W środku pisma tarzają się po pościeli, jedzą truskawki i robią zabawne minki. Wyobraźmy sobie, co by powiedział Borys Szyc, jakby próbować go namówić, by siedział na okładce w majtkach z roztrzepaną minką. Myślę, że coś nieprzyjemnego. Spójrzcie w ogóle na zdjęcia celebrytów i celebrytek w gazetach: on patrzy prosto w kamerę, drapie się po głowie na czarnobiałej, minimalistycznej fotografii, siedzi na krawężniku z miną, jakby mówił wszystko to mam w dupie. Ona – czasem ledwo można ją poznać, tak bardzo jest wyretuszowana. Do tego makijaż, ciało wybalsamowane i wciśnięte przez stylistę w idiotyczne ciuchy (żeby potem nie gadali, że „trudna we współpracy”) i zagubiona lub roześmiana z niewiadomego powodu mina. Oczywiście na nogach ani jednego włoska, ale to jej obowiązek. Popatrzmy też na kampanie typu „Wolę być naga, niż nosić futro”. Kiedyś wydawało mi się, że na tym mniej więcej polega feminizm – może być naga w reklamie, jeśli chce, jej prawo. Ale wyobraźmy sobie, że moja babcia, no może nie ona, bo nie jest sławna, ale Anna Komorowska lub Maryla Rodowicz chciałyby wystąpić w takiej kampanii. Mogą sobie chcieć, grubego babska nikt nie będzie oglądał. Chyba, że się wyretuszuje.

Wkurza mnie, że gdy mowa o dziewczynie, która odniosła sukces, pisze się, że jest „młodziutka” (jeśli ma poniżej 27 lat) i że „w tak drobnej/kruchej osobie mieści się zadziwiająco dużo siły/determinacji/talentu”. Nie słyszałam, żeby o 25-letnim kompozytorze lub aktorze, który ma 160 centymetrów wzrostu pisano, że jest młodziutki, drobny, filigranowy czy coś podobnego.

Poza tym zobaczcie w jak przekichanej sytuacji są lesbijki. Geje? Proszę bardzo – wypowiadają się w telewizji, każdy serial ma swojego dyżurnego homoseksualistę i najczęściej w kontekście osób homoseksualnych słyszymy o „prawach gejów”. Mają dziesiątki swoich klubów. Lesbijki? Mają przekichane.

Ostatnio miałam koszmary i obudziłam się z krzykiem po tym, jak byłam ok. 22:00 na basenie na Kabatach i jakieś dziewczyny rozmawiały w przebieralni o tym, gdzie dokładnie zaatakował gwałciciel z Kabat i czy ta dziewczyna biegła odpowiednią czy nieodpowiednią trasą i porą.

A wiecie, co jest najgorsze? Że wiem to wszystko i nadal piszę ten felieton pod pseudonimem, bo nie chcę wyjść na wariatkę i tłumaczyć każdemu z Facebooka, co tak naprawdę uważam, a czego nie uważam. Straszne, nie? I dlatego właśnie jestem feministką.

S

Ilustracja: Zuzanna Janisiewicz

design & theme: www.bazingadesigns.com