Nowak: Alimenty nie istnieją

Alimenty nie istnieją – możesz usłyszeć od bardziej doświadczonej koleżanki na początku drogi. Alimenty z Funduszu Alimentacyjnego nie istnieją. Uśmiechniesz się, bo przecież wiesz, że TOBIE się należą, TWOIM DZIECIOM się należą. Wierzysz w to, jesteś pewna. Masz wyrok? – masz! Komornik próbował ściągać? – próbował! Tatuś nie płaci? – nie płaci! Zarabiasz mało? – bardzo mało! Masz dwójkę dzieci, więc dochód dzieli się na 3 osoby i jest jeszcze mniejszy? – tak!

alimentynieistnieja2

Zbierasz pieczołowicie dokumenty wyszczególnione na stronie, które są do zebrania. Odhaczasz skrupulatnie zebrane. Nie walczysz z idiotyzmami, że potrzebne są także akty urodzenia dzieci (skrócone) jakby wyrok Sądu nie był wystarczającym dowodem, że dzieci te naprawdę istnieją. Starasz się nie zżymać na przepisy, które stawiają cię w pozycji potencjalnej oszustki, wyłudzaczki, złodziejki. Jedziesz po akty urodzenia (dwa razy, bo nie dostaniesz od ręki…), wypełniasz oświadczenia, wnioski, odwiedzasz Skarbówkę, wnioskujesz o zaświadczenie z pracy, itd., itd., itd… Plus jest taki, że przy okazji można się wreszcie nauczyć na pamięć numeru PESEL. Jesteś nakierowana i skupiona na dopełnieniu jak najporządniej wszystkich formalności, bo stawką jest byt Twoich dzieci. Ich książki. Ich buty. Ich nowe majtki i biustonosze. Ich migawki. Ich porządniejsze obiady. Więcej owoców. Ich kino, gdy zapragną iść z koleżanką. Albo lody. Doładowanie do telefonu. Ale przede wszystkim podręczniki, kurtki, swetry, buty, ubezpieczenia, zeszyty… i spokojna głowa matki, że na to wystarczy, że będzie. Żadne luksusy. Stawką jest życie Twoje i Twoich dzieci. Codzienne życie, przez najbliższe pół roku, bo za pół roku cała procedura się powtórzy, mogłaś się na przykład strasznie wzbogacić i kwota na osobę w rodzinie przekroczy magiczne 750 zł na osobę. Na przykład o 25 zł. No więc zbierasz te papiery, ale nie łudź się, że zbierzesz za pierwszym razem wszystko, czegoś na pewno zabraknie, oświadczenia albo zaświadczenia… Doniesiesz. Pokornie doniesiesz, pewna, że tak trzeba bo stawką jest – wiadomo co. Pewna, że jak doniesiesz w końcu wszystko to będzie ok. Będzie w końcu i spokojna Twoja głowa, i buty, i zeszyty, i nowe biustonosze na rosnące biusty, i owoce, i kino.

W końcu wszystko już jest! No to czekasz. Pewna, ze Instytucja przyzna alimenty Twoim dzieciom, bo wiadomo, zarobki, wyrok, nie przekroczenie progu itd. Ale nerwy i tak są, pod skórą, każdego dnia. Mijają trzy tygodnie i jest! Jest pismo, rozdzierasz nerwowo i widzisz na środku wytłuszczonym drukiem słowoodmowa”, i świat Ci ucieka spod stóp. Może się rozpłaczesz. Może zaczniesz krzyczeć. Może zadzwonisz do tatusia dzieci z awanturą.  A może do teściowej. A może do przyjaciół z płaczem. Różnie może być. Jedno jest pewne, czujesz tak dławiące poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, ze nie potrafisz doczytać ze zrozumieniem do końca, nie potrafisz zrozumieć uzasadnienia. To potem. Zresztą to nie jest najważniejsze, najistotniejszy przekaz jest taki, że Twoim dzieciom nie należą się pieniądze z Instytucji. Nie. Zostajesz tym tysiącem z groszami na trzy osoby. Nie będzie spokojnej głowy. Butów, kurtek, podręczników, owoców, kina, biustonoszy. Będzie to co było przed początkiem drogi, czyli oglądanie każdej złotówki, drobiazgowe liczenie.

Odwołasz się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, bez skutku, może nawet tam pojedziesz z płaczem i swoją krzywdą. Bo pytanie dlaczego Cię już nie opuści. Nieważne dlaczego wg Instytucji, czy przekroczyłaś próg o 25 złotych, czy komornik był za krótko, czy nie dopilnowałaś jakiegoś nieprzekraczalnego terminu. Na końcu odmowy będzie dopisek o możliwości odwołania się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ostrzeżenie, ze decyzja odmowna jest nieodwołalna, oraz pouczenie, że zaskarżenie do WSA należy zrobić za pośrednictwem Centrum Świadczeń Socjalnych. I tyle.

A jak żyjesz na co dzień, Ty na przykład, matko dwójki dzieci, bez alimentów od ojca dzieci i bez prawa otrzymania pomocy od Państwa, od Instytucji?

Zakładamy, ze masz pracę, kiepsko płatną, ale masz, dajmy na to 1500 zł na rękę albo nawet 1800, i dwójkę dzieci. Opłaty są najważniejsze, robisz je zaraz po wypłacie. Reszta na życie. Jedzenie. Są kerfury, w kerfurach promocje, trafia się schab za 11 zł kilo i wtedy kupujesz dwa kilo, kroisz na kotlety i zamrażasz. Albo łopatka, tłustawa, ale gulasz z kilograma wystarcza na 4 obiady. Masz oko wyczulone, o, herbata w promocji, to bierzemy. Proszek do prania w wielkich torbach jak jest w promocji, wystarcza na dobre parę miesięcy. Kurczak wystarcza na tydzień obiadów, na kadłubku zupa na 3 dni, piersi i nóżki na następne dwa dni. Umiesz zrobić michę pysznej sałatki z byle czego. Pastę do zębów wyciskasz do ostatka, nawet gdy dzieciom kupiłaś już nową tubkę, ty używasz jeszcze tydzień starej, daje się wycisnąć dużo. Dla nich szampon droższy, Twoje włosy się świetnie myją w pokrzywowym za 2,35, naprawdę świetnie. Może masz szczęście i migawki dzieciom wykupuje teściowa, która ma poczucie winy z powodu syna? Jak masz jeszcze więcej szczęścia to kupi im czasem jakieś ciuchy. Nie drzesz z nią kotów, jej też jest trudno, czasem głupio, a bywa pomocna. Wszystko się liczy. Może umiesz szyć albo robić na drutach? To cholerny fart, przecież nie wyglądasz na obszarpańca, ubrać się fajnie można dosłownie za grosze. Jak dziś wyglądasz? Świetnie, a ta skórzana kurtka ma 10 lat, z lepszych czasów, buty z wyprzedaży tanie a skórzane noszą się już piaty rok i do wszystkiego pasują, spodnie za 3 dychy, też z wyprzedaży. Sweter bajeczny można zrobić z resztek włóczki od koleżanki, której się już nie chce. Tobie się chce bo chcesz mieć fajny sweter a nie masz 80 złotych. A nie chcesz wzbudzać litości. Chodzisz do pracy, patrzą, oceniają, a ty nie chcesz litości. Więc dajesz radę. Nosisz wysoko głowę, chociaż wiesz, że jeździsz tramwajem z biletem w ręku blisko kasownika. No, tu już nie da rady, prawie stówa miesięcznie gdybyś chciała uczciwie kasować bilety i nie jeździć w stresie. Jak Ci odmówiono alimentów nawet wyrzuty sumienia są jakby mniejsze… Masz przyjaciół, pomagają nie upokarzając. To też wielki fart. Wszystko jest ważne co pozwala przeżyć od wypłaty do wypłaty. Wszyściutko. A dzieci nie chcą czuć się nędznie. Tylko oszczędzamy. No, trzeba. Raz w roku dostajesz zwrot podatku, to wielkie święto. Możesz na przykład szybko pojechać do sklepu i kupić łóżka, bo piętrowe się rozwaliło. Albo coś zreperować w domu. Kupić te cholerne buty czy biustonosze. Jak masz socjał w robocie to dostajesz „gruszę”, to też święto, czy na Boże Narodzenie jakąś dodatkową kasę. Zatykasz szybko największe najpilniejsze dziury. Bo musisz przecież jakoś „dawać sobie radę”, prawda? Bo masz te dzieci, które nikogo poza Tobą nie obchodzą i tylko na twojej głowie jest ich los.

Więc dajesz sobie radę. Żyjesz i zadziwiasz innych jak świetnie. Nie chodzisz obdarta ani Ty ani dzieci, nie są niedożywione. Więc wszystko jest OK. Tata ma z głowy, państwo ma z głowy, bo przecież nie weźmiesz urlopu i nie pojedziesz pod Sejm spalić kilka opon i powydzierać się. Czasem pomyślisz, ze Fundusz ma jakieś niejawne dyrektywy aby przyznawać świadczenia alimentacyjne jak najmniejszej ilości osób, wykorzystując najmniejszy prawny pretekst, interpretację prawa, kruczek prawny, niejasność w przepisach, czy najmniejsze przekroczenie progu dochodowego. Pomyślisz i nic. Bo trzeba przeżyć kolejny dzień, tydzień i miesiąc. Państwo ma zmartwienia innego rodzaju i kalibru niż kilkaset tysięcy kobiet, które i tak nie są groźne, a przecież są, jak się okazuje, wystarczająco dzielne, żeby dać sobie radę i bez pomocy państwowych instytucji. Prawda? Bo dajemy sobie radę. Państwo Polskie wydając monstrualne pieniądze na szalenie ważne Komisje i Podkomisje, na ochronę polityków przed zagrożeniami, na meble do gabinetów lub wizyty w zaprzyjaźnionych krajach afrykańskich nie nastarczy jeszcze na pomoc nam, samotnym matkom. Gdzieś trzeba szukać oszczędności. A gdzie jak nie w grupie społecznej o której wiadomo, że ani powstania, ani nawet większej draki nie zrobi?

A my sobie przecież radzimy, prawda?

***

Zapis w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej:

Rozdział I Art. 18.

Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.

Rozdział II Art. 32. Punkt 2.

Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

„Ochrona i opieka Rzeczpospolitej Polskiej nad macierzyństwem i rodzicielstwem” jest absolutną w Polsce fikcją. Bo ochrona i opieka to nie jest utrudnianie samotnym matkom uzyskanie świadczeń, mnożenie procedur, biurokracja, istnienie pozornych instytucji odwoławczych.

Państwo Polskie jest surowym egzekutorem zobowiązań, jakie nakłada na swoich obywateli, natomiast nie poczuwa się do wypełniania w sposób uczciwy i po prostu ludzki obowiązków, jakie ma wobec nich.

Dyskryminacja grupy samotnych matek polega również na tym, że są one słabym zbiorem, nie mającym czasu na organizowanie się, nie mającym możliwości strajkowania czy organizowania wyjazdów, okupacji Sejmu, nieskłonnym do palenia opon czy blokowania dróg i ulic. Nie mamy na to zwyczajnie czasu i siły, zajęte walką o przetrwanie każdego kolejnego dnia, walką by nasze dzieci, o które musimy dbać tylko my, nie tylko nie chodziły głodne, ale i nie czuły się w konsumpcyjnym społeczeństwie jak pariasi, wyrzutki. Dyskryminacja polega na tym, że państwo polskie doskonale o tym wie i w najobrzydliwszy sposób to wykorzystuje, odmawiając całej rzeszy kobiet, świadczeń alimentacyjnych. Nasz zbiór nie jest groźny. O naszym zbiorze, kobiet dzielnych, wytrwałych, skupionych na wychowaniu i wykształceniu dzieci, mówi się tysiąckrotnie rzadziej niż innych zbiorach ludzi, bardziej widocznych bo krzykliwych, agresywnych i tym samym widocznych. Nasz zbiór jest niegroźny, zatem można go lekceważyć, ignorować, można właściwie bez konsekwencji i bezpiecznie właśnie w nim szukać oszczędności budżetowych. I tak się dzieje.

Nasze dzieci nie są wyłącznie numerami PESEL. Są żywymi ludźmi, też obywatelami, mają prawo do tego, żeby mnie było zwyczajnie stać na ich normalne wyżywienie, mają prawo do tego, żeby samotna matka mogła im kupić spodnie, buty, podręczniki, a nawet dać na lody czy na bilet do kina, a jeśli mnie nie stać to państwo polskie powinno mi pomóc w zapewnieniu im tego. Nie są to żądania nie z tej ziemi, nie są to żądania nienależne. Mamy świadomość życia w cywilizowanym kraju europejskim, Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a takie traktowanie naszych rodzin zaprzecza zdobyczom cywilizacji europejskiej, zaprzecza zwyczajnemu człowieczeństwu. Państwo nie może udawać, że pomaga rodzinom niepełnym i dzieciom z tych rodzin, państwo powinno naprawdę im pomagać. A ta pomoc nie powinna być tylko fikcją zapisaną w kilkudziesięciu artykułach ustawy, ale powinna być pomocą rzeczywistą, realną, faktyczną, uwarunkowaną autentyczną troską o rodzinę i wychowanie i jak najlepsze wykształcenie przyszłych podatników/czek, obywateli/ek.

Anna Nowak, samotna matka bez prawa do alimentów z Funduszu Alimentacyjnego

Ilustracja: Zuzanna Janisiewicz

design & theme: www.bazingadesigns.com