Gloria Steinem: Gdyby mężczyźni mogli menstruować

Biała „większość” przez stulecia dokładała wysiłków, żebyśmy dali i dały się nabrać, że jasna skóra świadczy o wyższości jednych ludzi nad drugimi – gdy tymczasem czyni ich ona jedynie bardziej wrażliwymi na promienie słoneczne i wzmaga tendencję do zmarszczek. Mężczyźni zbudowali całe kultury wokół koncepcji, wedle której kobiety „naturalnie” odczuwają zazdrość o penisa – chociaż zazdrość o kobiecą zdolność dawania życia wydawałaby się przynajmniej równie logiczna, zwłaszcza, że poprzez posiadanie tak wrażliwego zewnętrznego organu to mężczyźni mogliby zostać uznani za bardziej delikatnych. W skrócie: cechy tych, którzy są u władzy, jakiekolwiek by nie były, uznawane są za lepsze niż cechy tych, którzy władzy podlegają – a logika nie ma z tym nic wspólnego. Co by się na przykład stało, gdyby nagle, zupełnie niespodziewanie, mężczyźni dostali okres, a kobiety przestały menstruować?

Odpowiedź jest dosyć oczywista – menstruacja stałaby się powodem do dumy, godnym pozazdroszczenia, męskim wydarzeniem:

Faceci przechwalaliby się ile i jak długo.

Chłopcy świętowaliby nadejście pierwszej miesiączki  –  wyczekiwanego dowodu męskości – poddając się rytuałom religijnym i organizując wieczory kawalerskie.

Kongres otworzyłby Narodowy Instytut ds. Bólów Miesiączkowych odpowiedzialny za przynoszenie ulgi w tych trudnych dniach miesiąca.

Państwo całkowicie wzięłoby na siebie refundację podpasek, wkładek i tamponów. (Oczywiście niektórzy mężczyźni wciąż skłonni byliby płacić krocie za markowe produkty, takie jak: Tampony Johna Wayna, Podpaski „Rope-a-dope” Muhammada Ali, ochraniacze Joego Namatha – „By dni były takie, jak w młodości” i maxi -wkładki firmy Robert „Baretta” Blake).

Mundurowi, konserwatywni politycy i fundamentaliści religijni ogłosiliby menstruację („MEN-struację”) niezbitym dowodem na to, że jedynie mężczyźni mogą służyć w armii („Musisz krwawić, by przelewać krew,”), zajmować stanowiska w rządzie („Czy kobiety stać na determinację bez tych uporczywych cykli narzucanych przez planetę Mars?”), przyjmować święcenia na księży („Jak niby kobieta miałaby przelać krew za nasze grzechy?”) i zostawać rabinami („Jako że kobiety nie pozbywają się miesięcznych nieczystości, pozostają skalane”).

Opozycjoniści, lewicowi politycy i mistycy twierdziliby, że kobiety są im równe, tylko nieco inne; byliby skłonni przyjąć w swoje szeregi każdą, która tylko wykazałaby wolę poważnego comiesięcznego samookaleczenia („Rewolucja wymaga poświęceń”), zaakceptowałaby wagę menstruacji i wszystkiego, co jej dotyczy lub podporządkowała swoje „ja” mężczyznom w ich Cyklu Oświecenia. Dresiarze przechwalaliby się („Ma się ten potrójny wkład!”), a na tekst zioma: „Mordo, świetnie wyglądasz”, przybijaliby piony i rzucali dumnie „Wie się, jestem na wacie”. Programy telewizyjne nie przestawałyby zajmować się miesiączką („Happy Days”: Richie i Potsi starają się przekonać Fronziego, że „wciąż jest ich kolegą”, chociaż od dwóch miesięcy nie ma okresu), podobnie jak gazety (Rekiny postrachem wśród menstruujących mężczyzn/ Sędzia usprawiedliwia gwałt zespołem napięcia przedmiesiączkowego).

Mężczyźni przekonywaliby kobiety, że seks jest lepszy „w te dni”. Lesbijkom wmawianoby, że odczuwają lęk przed krwią, a co za tym idzie – przed życiem – ale zapewne tylko dlatego, że brakuje im porządnie menstruującego chłopa.

Intelektualiści, oczywiście, wytoczyliby najcięższe argumenty etyczne i logiczne. Jakżeby kobieta mogła osiągnąć sukces w dziedzinach nauki, które wymagają poczucia czasu, orientacji przestrzennej, matematyki czy na przykład pomiarów, skoro sama nie posiada daru odmierzania cykli księżyca i planet – a zatem nie nadaje się do jakichkolwiek obliczeń? Czy w kwestii tak wymagających dyscyplin jak filozofia czy religia kobietom udałoby się nadrobić potężną dysproporcję, wynikającą z niemożności zrozumienia rytmu wszechświata? Lub też z braku możliwości przeżycia symbolicznej śmierci i zmartwychwstania co miesiąc?

Bardziej równościowi mężczyźni sililiby się na dobroduszność: fakt, że „te osoby” nie posiadają daru odmierzania cyklu życia czy też możliwości połączenia ze wszechświatem, jest dla nich wystarczającą karą.

A jak uczonoby reagować kobiety? Konserwatystki masochistycznie popierałyby wszystkie argumenty z uporczywym uśmiechem na twarzach. („ERA – Poprawka o równości praw bez względu na płeć – zmuszałaby gospodynie domowe do comiesięcznego samookaleczania”- Phyllis Schlafly. „Krew twojego męża jest równie święta jak krew Chrystusa. I równie seksowna! – Marabel Morgan.) Reformatorki i królowe ula próbowałyby naśladować facetów i udawałyby, że mają okres. Feministki wciąż powtarzałyby, że mężczyźni muszą się uwolnić od fałszywej agresji Marsa tak, jak kobiety muszą zdjąć kajdany zazdrości o miesiączkę. Radykalne feministki dodałyby, że przemoc wobec niemenstruujących stała się wzorcem dla innych form opresji („Wampiry jako pierwsze walczyły o naszą wolność!”). Feministki związane z kulturą rozwinęłyby system bezkrwawych pojęć i obrazów w literaturze i sztuce. Feministki – socjalistki twierdziłyby, że to kapitalizm umożliwił mężczyznom zmonopolizowanie miesiączki…

Prawda jest taka, że gdyby faceci mogli menstruować, znaleźliby tysiące sposobów, żeby uargumentować swoją władzę.

Gdybyśmy tylko im pozwoliły.

Gloria Steinem, Ms. Magazine, 1978

Tłumaczyła: Aleksandra Szymczyk

design & theme: www.bazingadesigns.com