Dlaczego walka o prawa zwierząt jest również naszą sprawą?

W styczniu Sąd Rejonowy w Elblągu skazał na 10 miesięcy bezwzględnego więzienia mężczyznę, który fizycznie znęcał się nad swoją suczką Herą. O wysokości wyroku zadecydowała także przeszłość sprawcy, który był już karany za znęcanie się nad rodziną. Związek między przemocą wobec zwierząt a przemocą domową od lat potwierdzają liczne badania. Wśród kobiet szukających schronienia przed stosującym przemoc partnerem 71% z tych, które miały zwierzęta, przyznały, że partner krzywdził także zwierzę [1].

Z kolei badanie obejmujące gospodarstwa domowe ze zwierzętami, w których dochodziło do przemocy wobec dzieci, wykazało, że w 88% z nich krzywdzone były również zwierzęta. Dzieci wychowujące się w domach z przemocą znacznie częściej znęcają się nad zwierzętami. Stosowanie w dzieciństwie przemocy wobec zwierząt ma przełożenie na popełnianie brutalnych przestępstw wobec ludzi w dorosłości, co również zostało potwierdzone naukowo [2].

Trudno nie zauważyć, że zwierzęta znajdują się na samym dole hierarchii przemocy jako pierwsze i najmniej poważnie traktowane ofiary. Masowa hodowla zwierząt usprawiedliwia tę przemoc, a ugruntowuje ją spuścizna religijna oddzielająca człowieka posiadającego duszę od prymitywnego świata zwierząt. Franciszkańska postawa wobec zwierząt z pewnością znajduje zwolenników wśród wiernych. Jednak główny nurt Kościoła jest w zdecydowanej mierze zainteresowany utrzymaniem antropocentrycznego porządku świata, w którym zwierzęta praw nie mają, czego broni m.in. Tomasz Terlikowski. Jeśli zatem zwierzę jest początkowym obiektem przemocy, trudno sobie wyobrazić świat bez przemocy wobec kobiet i dzieci, w którym przemoc wobec zwierząt jest traktowana z pobłażaniem. Niestety sprzeciw środowisk kościelnych wobec ratyfikowania Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej dowodzi, że obrona porządku antropocentrycznego jest tak naprawdę obroną porządku patriarchalnego, w którym mężczyzna dysponuje zarówno żoną, jak i zwierzęciem – „Nie pożądaj domu bliźniego swego, nie pożądaj żony bliźniego swego ani jego sługi, ani jego służebnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.[3] (2 Mojż. 20:17).

Nie tylko retoryka kościelna uprzedmiotowia zarówno kobiety, jak i zwierzęta. Kultura masowa sprowadza kobiety do roli obiektu seksualnego, a więc do ciała pozbawionego podmiotowości, na takiej samej zasadzie, jak zwierzęta są sprowadzane do roli mięsa, skóry, obiektu doświadczalnego, czy źródła rozrywki.

Męski podmiot, w którym kultura gwałtu zaszczepia przekonanie o posiadaniu prawa do korzystania z ciała kobiety nawet wbrew jej woli, jest tym samym podmiotem, który czuje się uprawniony do spożywania mięsa niezależnie od cierpienia zwierząt wykorzystywanych w ramach masowej hodowli. „Prawdziwy mężczyzna” wszak je mięso i podporządkowuje sobie wolę kobiety, dlatego też nie dziwi, że przeważająca część społeczności wegańskiej to kobiety (w USA 79%, za: TopRNtoBSN.com). Nas jako kobiet nie obowiązuje toksyczny konstrukt męskości opartej na wykorzystywaniu innych, a doświadczenie własnej opresji powinno nas uczulać na cierpienie jeszcze słabszych jednostek uwikłanych w ten sam system. W przeszłości walkę sufrażystek o prawa wyborcze dla kobiet próbowano sprowadzać do absurdu argumentem o rychłym rozszerzeniu tych praw na zwierzęta. Teraz, w czasach, które pozwalają nam już na polityczne uczestnictwo, mamy moralny obowiązek użyć swojego głosu nie tylko w obronie własnej podmiotowości, lecz także m.in. w obronie grupy do dziś najmniej wyemancypowanej, czyli zwierząt.

A. – feministka, weganka, matka dwóch adoptowanych kotów


Tekst znajduje się w Gazecie Manifowej 2018.

design & theme: www.bazingadesigns.com