Codziennik Feministyczny: Naszym Czytelniczkom życzymy udanej walki z patriarchatem
Kwiaty na Dzień Kobiet to tradycja dość młoda. Na masową skalę upowszechniła się w PRL-u – taka forma docenienia kobiet miała oficjalnie stanowić podziękowanie za ich wkład w budowę społeczeństwa.
Ilustracja Patricija Bliuj-Stodulska
Mówiono coś czasem o nierówności, ale głównie chodziło o celebrowanie równości kobiet, która w nowej komunistycznej rzeczywistości miała już zostać osiągnięta. Kobiety w stalinizmie stanowiły pełnoprawnych partnerów (sic) mężczyzn, były równoprawnymi obywatelami (sic) i budowniczymi (sic) nowego systemu.
Niedługo później nawet ta treść polityczna została z tego wyjęta. Dawanie goździków współpracowniczkom, nauczycielkom, pielęgniarkom i tak dalej stało się rytuałem, który przetrwał do dzisiaj.
Jasne, miło jest dostać kwiaty i życzenia. Ale co dalej?
Mamy sobie tymi goździkami zrobić aborcję? Ułożyć z nich żłobek? Nakarmić nimi uchodźczynie i ich rodziny? Zatrzymać nimi sprawców przemocy? Rozbić nimi szklany sufit oddzielający nas – kobiety – od równości płacy i pracy?
Dzień Kobiet powstał w 1909 roku i miał upamiętniać ogólnokrajowy strajk amerykańskich szwaczek. Na samym początku nie kojarzył się z przyjaznymi życzeniami i dawaniem kwiatów. Kiedyś Dzień Kobiet był wezwaniem do walki. Może powinnyśmy do tego wrócić?
Codziennik Feministyczny