Broniarczyk: Edukacja seksualna – moda, potrzeba czy konieczność?

Temat obowiązkowej edukacji seksualnej, czy też wychowania seksualnego, powraca regularnie do debaty publicznej, zazwyczaj przy okazji jakiegoś seksskandalu z udziałem młodzieży. A młodzi ludzie dosyć często nam tych okazji dostarczają. Z telewizorów i gazet sypią się wtedy komentarze: „za moich czasów młodzież taka nie była”, „zwierzęta, nie ludzie”, „kto ich tak wychował, gdzie byli rodzice, szkoła?”.

1622815_10152056755891909_792995142_n

Choć 82% Polek i Polaków deklaruje poparcie dla edukacji seksualnej, obecny w polskich szkołach przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie” trudno nazwać rzetelną edukacją seksualną. W 2009 roku sprawdziłyśmy, jak wygląda realizacja WdŻwR w polskich szkołach, przez trzy miesiące zbierając opinie nastolatków i nastolatek. Powstał raport „Jaka edukacja?”. Dostałyśmy mnóstwo maili z cytatami oraz szczegółowymi opisami lekcji.

Z badania wynika, że WdŻwR-u w szkołach albo nie ma (bo można na tę godzinę np. zaprosić policjanta, który opowie o narkotykach, albo wyświetlić antyaborcyjny film „Niemy Krzyk”), albo – jeśli jest – zajęcia prowadzi osoba kompletnie nieprzygotowana, która, zamiast przekazywać wiedzę opartą na faktach i nauce, dzieli się z młodzieżą swoimi poglądami, jak na przykład: „gwałt to cena za rozwiązłość” albo „prezerwatywy mają mikropory i tak nie ma sensu ich stosować, a poza tym powodują ucisk, który prowadzi do bezpłodności”. Lekcje, jeśli już się odbywają, to wprowadzane są zazwyczaj za późno, materiał nie jest dostosowany ani do wieku, ani do wiedzy i doświadczeń uczennic i uczniów. Trudno oczekiwać, że szesnastolatka/latek, która/y ma stały dostęp do Internetu i zetknęła/zetknął się już z porno albo pierwsze kontakty seksualne ma już za sobą, będzie z zainteresowaniem słuchać nauczyciela/lki, który/a nieśmiało opowiada o zaletach abstynencji seksualnej i reaguje rumieńcem na pytanie o seks oralny. Takie zajęcia mają nie tylko niską wartość edukacyjną, ale nie są też miłym doświadczeniem ani dla prowadzącego/cej, ani dla uczniów/uczennic. Młodzież nic z takich zajęć nie wynosi poza chwilową frajdą, że udało im się zawstydzić nauczyciela/lkę.

Musimy w końcu głośno powiedzieć, że przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie” nie spełnia standardów, oczekiwań, jest realizowany nieudolnie, a nauczyciele i nauczycielki są (w większości) nieprzygotowani/ne merytorycznie. Zatwierdzone podręczniki są książkami do „wychowania do życia w rodzinie katolickiej” i mogłyby posłużyć jako pomoc przy naukach przedmałżeńskich.

Wystarczy przejrzeć jeden, najbardziej popularny, by dowiedzieć się, że przyczyną homoseksualizmu są najprawdopodobniej „niewłaściwe relacje pomiędzy rodzicami dziecka lub całkowita nieobecność jednego z rodziców, najczęściej ojca” oraz że element terapii homoseksualizmu stanowi „odwołanie się do ostatecznego źródła siły, jakim jest doświadczenie wiary w Boga i sumienie”. W zatwierdzonych podręcznikach przeczytamy również, że „oddawanie dziecka do żłobka może w przyszłości skutkować jego zejściem na drogę przestępstwa” i że „właściwa rodzina to pełna rodzina z mamą i tatą”. Młode dziewczyny dowiedzą się, że przyjmowanie tabletek antykoncepcyjnych, odbiera im prawo do powiedzenia „nie” swojemu chłopakowi, bo pigułka czyni je zawsze chętnymi i dostępnymi.

Przeciwnicy edukacji seksualnej chórem krzyczą, że przyśpiesza ona inicjację, oraz że wyedukowane dzieci będą myśleć wyłącznie o seksie. Nic bardziej mylnego. Młodzież wyedukowana nie myśli o seksie tak samo intensywnie. Młodzi ludzie to istoty seksualne i to normalne, że o seksie myślą i chcą wiedzieć o nim jak najwięcej. Trudno zresztą o seksie nie myśleć, jeśli codziennie w drodze do szkoły widzi się billboard reklamujący dachówkę, z którego uśmiecha się półnaga kobieta, a hitem lata jest piosenka, której tekst opowiada, co by pewien pan zrobił pewnej pani.

Międzynarodowe badania pokazują, że wprowadzenie programów edukacji seksualnej do szkół często opóźnia lub zmniejsza aktywność seksualną młodzieży. Nastolatki wyposażone w wiedzę podejmują przemyślane decyzje i świadome zagrożeń częściej korzystają z antykoncepcji. Im wcześniej zaczniemy edukować, tym lepiej. Wiedza na temat relacji, asertywności, przemocy seksualnej pomaga uchronić się przed wymuszoną inicjacją i wykorzystaniem.

Przy każdej debacie na temat obowiązkowej edukacji seksualnej pojawiają się głosy, że jest to zadanie wyłącznie rodziców i tylko rodzice mają prawo edukować dzieci w tym zakresie. Świat byłby idealny, gdyby każde dziecko, każdy nastolatek i nastolatka mógł/mogła szczerze i bez skrępowania zwrócić się do rodzica, opiekunki czy opiekuna z każdym pytaniem i zaspokoić swoją ciekawość. Rzeczywistość jest jednak inna. Rodzice albo nie rozmawiają na ten temat wcale, albo straszą konsekwencjami. Czasem wręczają młodym chłopcom paczkę prezerwatyw ze słowami typu: „nie narozrabiaj”.

Według badania Pontonu z 2011 roku „Skąd wiesz?”, rodzice, jeśli już rozmawiają ze swoimi dorastającymi dziećmi, to najczęściej przekazują im informacje wyłącznie na poziomie podstawowym. Niejednokrotnie prawią moralizatorskie kazania, zamiast przekazywać rzetelną wiedzę. Czasem wręcz podają informacje nieprawdziwe albo robią to w formie zupełnie niedostosowanej do potrzeb dziecka. W sumie trudno się dziwić. Prawdopodobnie z nimi, gdy byli nastolatkami, też nikt o seksie nie rozmawiał. Skąd mają zatem wiedzieć, jak zacząć i kiedy, jakiego używać języka i które tematy poruszyć? Skutek jest taki, że „wiedzę” młodzi ludzie czerpią głównie z Internetu albo od siebie nawzajem – przekazując sobie mity o ciążach bez stosunków, zapłodnieniach przez spodnie i mikroporach w prezerwatywach.

Są ludzie, których ta niewiedza śmieszy, ale czy śmieszne jest to, że ta sama niewiedza prowadzi między innymi do wzrostu liczby infekcji przenoszonych drogą płciową? W Polsce w latach 2005–2010 odnotowano ponad dwukrotny wzrost zakażeń HIV w porównaniu do lat 2000–2005. Najwięcej nowych zakażeń pojawia się na Ukrainie i w Rosji. To samo dotyczy nastoletnich ciąż. W krajach Europy Środkowej i Wschodniej nastolatki zachodzą w ciążę ponad dwa razy częściej niż ich zachodnie koleżanki, a 1/3 tych nastoletnich ciąż kończy się aborcją. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej stanowią wielką szarą plamę na mapie edukacji seksualnej.

Rzetelna edukacja seksualna jest niezbędna. Tylko ona, prowadzona całościowo przez wykwalifikowanych edukatorów i edukatorki, promująca równość płci, poruszająca wszystkie niezbędne tematy, pomoże uchronić przed niechcianą ciążą, infekcjami, chorobami, przemocą na tle seksualnym oraz wesprze nastolatki w podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji.

Natalia Broniarczyk, edukatorka z Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”

image description

* Badanie ISP z 2013 roku

* Raport: „Jak naprawdę wygląda edukacja seksualna w Polsce?”

design & theme: www.bazingadesigns.com