Wieczorkiewicz: Kwaśny ocet PRL-u, czyli feministki w obronie standardów

Patrycja Wieczorkiewicz

Nie wiem co musi się wydarzyć, by liberalne intelektualistki i intelektualiści przestali wszystko, co nie po ich myśli, sprowadzać do Kaczyńskiego i ,,bo my w PRL-u…”, na co patrzę z pewną pobłażliwością, bo tego nieustannego bełkotu nie jestem w stanie brać na poważnie.

W Wysokich Obcasach Agata Bielik-Robson [link] przestrzega przed młodym pokoleniem feministek, które w jej mniemaniu zrównują kulturę prawa z kulturą gwałtu, co autorka uznaje za wyjątkowo niebezpieczne. Deklaruje przy tym, że jest do polskiej, liberalnej kultury prawa przywiązana i przedkłada ją nad ,,rewolucyjne’’ zdobycze polskiej akcji #MeToo. Między innymi dlatego, że wychowała się w PRL-u i doskonale pamięta sytuację bezprawia. Młode feministki nie stały w długich na pół kilometra kolejkach do mięsnego, nie kupowały w Pewexie sztruksów za dolary, nie piły octu na śniadanie i nie znają rzeczywistości, w której sądy funkcjonowały na użytek jednej opcji politycznej. W związku z tym nie doceniają prawa, według którego molestowanie dotyczy tylko stosunków pracy, nie doceniają prokuratury, która w przypadku walki ,,słowo na słowo’’ zawsze staje po stronie oprawcy (a wyobraźcie sobie, że większość kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej nie nosi przy sobie włączonego non stop dyktafonu, nie ma w sypialni ukrytej kamery i rzadko ma na potwierdzenie swojej historii naocznych świadków), nie doceniają też sądów, które za gwałt skazują na rok w zawieszeniu.

Fakt, że ,,młode feministki’’ nie mają zbyt wiele szacunku dla takiego porządku prawnego, jest dla filozofki smutny i zbliża nas do PiS-u, który ,,w najlepsze demontuje legalistyczne bezpieczniki’’. Brzmi to chyba wystarczająco absurdalnie, bym nie musiała silić się na kąśliwy, prześmiewczy komentarz.

Bielik-Robson nazywa zdobycze akcji #MeToo rewolucyjnymi. Ma rację. Kobiety zaczęły głośno i bez poczucia wstydu mówić o doświadczonej przemocy seksualnej. Przestały się bać, a zaczęli bać się sprawcy. To prawdziwa rewolucja. Jednak czego by autorzy i autorki ,,listu ludzi kultury’’ nie próbowali nam wcisnąć, wszystko, co dzieje się w sprawie ,,papierowych feministów’’ jest zgodne z polską literą prawa. Osoby oskarżone publicznie o przemoc seksualną skorzystają z zasady prawa karnego, która mówi o domniemaniu niewinności. Nikt nie odebrał im prawa do obrony, a zawieszenie w miejscu pracy jest standardem w przypadku oskarżeń, a nie wyroku. Gdyby nie to, ofiary przemocy byłyby narażone na mijanie się w korytarzach, a nawet współpracę ze swoimi oprawcami. Pozwolę sobie zauważyć też, że jeden z mężczyzn oskarżonych w liście został zwolniony po przeprowadzonym w miejscu pracy dwutygodniowym dochodzeniu i przesłuchaniu kilkudziesięciu świadków. Nie spotkało się to z komentarzem ,,ludzi kultury’’.

Jednak Agata Bielik-Robson ,,broni standardów’’, w związku z czym podpisała ,,list ludzi kultury”, który młode, radykalne feministki wolą nazywać ,,listem ludzi kultury gwałtu”. Jakiś czas temu przeczytałam celny komentarz, autorki nie pamiętam, brzmiał mniej więcej tak: mówić o standardach prawa polskim kobietom, które zamiast iść na policję, zdecydowały się upublicznić swoje doświadczenia związane z przemocą seksualną, to jak mówić dziewczynie z afrykańskiej wioski, która po obrzezaniu ucieka do Europy i pisze o tym książkę, że powinna najpierw negocjować zadośćuczynienie i ukaranie sprawców z miejscową starszyzną, bo gdzie tu miejsce na domniemanie niewinności?

Pod komentarzem pojawiły się zarzuty, że takie stawianie sprawy ma na celu zniechęcanie kobiet do zgłaszania przestępstw seksualnych. Uważam, że o wiele bardziej zniechęcająca jest bezkarność przestępców, śmiesznie niskie wyroki, wtórna wiktymizacja, wąska definicja gwałtu czy brak zapisu o molestowaniu seksualnym w kodeksie karnym. Czyli polska kultura prawa.

Przypomnę jakie są w Polsce standardy, w obronie których występuje cześć starszego pokolenia feministek oraz Agata Bielik-Robson (która z feminizmem nigdy nie miała wiele wspólnego). Dane dotyczą tylko przestępstwa zgwałcenia, bo dość powszechnie wiadomo, że inne formy przemocy seksualnej są właściwie całkowicie bezkarne. 

– Ok. 10% zgwałconych kobiet zawiadamia o przestępstwie organy ścigania
– W blisko 19 % spraw, w których zawiadomiono o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zgwałcenia, nie wszczęto postępowania przygotowawczego
– W przypadku aż 36 % wszystkich spraw, nie doszło do skierowania do sądu aktu oskarżenia w sprawie
– Ok. 40% skazanych za gwałt otrzymuje wyrok w zawieszeniu, pozostali skazywani są średnio na 3,3 roku więzienia (w innych krajach europejskich to ok. 8-10 lat)

Przypomnę też, że w 2017 roku prokuratura w Zamościu umorzyła postępowanie ws. gwałtu na 26-latce z niepełnosprawnością intelektualną, gdyż ,,nie doszło do stawiania oporu’’. Ta sama prokuratura w 2014 roku umorzyła postępowanie ws. gwałtu na pijanej 23-latce, dokonanego przez funkcjonariusza policji. Kobieta twierdziła, że policjant wykorzystał jej nietrzeźwość. Prokuratura uznała jednak, że kobieta była wprawdzie pijana, ale nie tak, by nie móc ,,swobodnie dysponować swoją wolnością seksualną’’. Sprawca do dziś pracuje w zamojskiej policji. W ubiegłym roku prokuratura w Wołominie umorzyła śledztwo ws. gwałtu na 12-latce. Rok wcześniej Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej uznał za winnych pięciu mężczyzn oskarżonych o gwałt zbiorowy. Sprawcy otrzymali wyroki w zawieszeniu.

Takie przykłady można mnożyć. Dla części liberalnych feministek starszego pokolenia nie jest to jednak temat wart obecnie podnoszenia. Nie, nie mówią i nie piszą o przerwanej zmowie milczenia, o tym, że sprawcy przestępstw seksualnych – przynajmniej ci o znanych nazwiskach lub na ważnych stanowiskach – w końcu przestali czuć się bezkarni. Nie mówią o konieczności zmiany ,,kultury prawa’’ tak, by kobiety nie musiały uciekać się do opisywania swoich doświadczeń w portalach społecznościowych czy do informowania o nich mediów. Nie chcą, by międzynarodowa akcja, która dała zwykłym kobietom poczucie sprawczości, a przestępcom seksualnym odebrała poczucie bezkarności, przełożyła się na realne zmiany w prawie i jego przestrzeganiu. Zamiast tego robią wszystko, by ofiary, które dotąd milczały, milczały nadal. Dbają, by wiedziały, że jeżeli zabiorą głos, ich wiarygodność zostanie natychmiast podważona. Że w walce ,,słowo na słowo’’ rację ma zawsze mężczyzna.

Po opublikowaniu listu o ,,papierowych feministach’’ jedną z osób, które jako pierwsze przekazały mi wyrazy wsparcia, była zupełnie obca mi kobieta – była żona jednego z opisanych w tekście mężczyzn, również ofiara jego przemocowych zachowań. Początkowo rozważała publikację swoich wspomnień. ,, Wiedzcie, że właśnie kazaliście mi się zamknąć i odesłaliście do kąta’’ – napisała później w odniesieniu do ,,listu ludzi kultury’’. Choć zdecydowała się postąpić zgodnie z ,,polską kulturą prawa’’ i swoje doświadczenia zachować dla odpowiednich organów, przykład ten pokazuje, jaki wpływ na ofiary przemocy mogła mieć postawa ,,ludzi kultury”.

Dla części liberalnych feministek oraz Agaty Bielik-Robson prawdziwym problemem jest jednak ,,pozbawienie prawa do obrony” (które sprawcy mają i z którego korzystają), ,,lincz” oraz ,,młode pokolenie feministek, które za nic ma kulturę prawa.

design & theme: www.bazingadesigns.com