Pągowska: Czy powinnyśmy przestać „wojować”? [KOMENTARZ]

Pod koniec października tego roku w kinach pojawi się dramat opowiadający historię brytyjskich sufrażystek. W rolach głównych wystąpią, m.in. Meryl Streep, Carey Mulligan i Helena Bohnam Carter. Czekam na niego równie (a może nawet bardziej) niecierpliwie jak Wy.

540741_4187768912639_295787888_n (2)

Agata Komosa (w swoim artykule) pisze o nim w kontekście nadchodzących wyborów samorządowych i tego, jak mało jest doceniane i jak oczywiste wydaje się to, o co walczyły nasze przodkinie. A walczyły w dosłownym znaczeniu tego słowa, były też torturowane i więzione. I po co? Po to, żeby dzisiaj kobiety mogły powiedzieć, że nie chcą mieć z feministkami nic wspólnego i żeby mogły pójść oddać swój głos na tych, którzy najchętniej by im go odebrali. Do tego momentu pełna zgoda.

Niepokojący jest jednak dla mnie ostatni akapit, w którym autorka nagle się wycofuje i zastrzega, że owszem sufrażystkom zawdzięczamy bardzo dużo, ale, że dzisiaj nie musimy już używać siły, że nie musimy „wojować”, że powinnyśmy zająć się raczej przejmowaniem języka. I, jasne, zgoda – zmienianie języka jest ważne, bez tego i bez zmiany sposobu myślenia (do czego pośrednio prowadzi zmiana języka) niczego nie osiągniemy. Ale subtelna krytyka radykalizmu, która się tam pojawia jest równie niebezpieczna jak otwarte zwalczanie feminizmu. Podobne argumenty były wysuwane wobec naszych sióstr u zarania ruchu. Łatwo jest powiedzieć o kimś, że jest za głośno, że niepotrzebnie krzyczy, że jest zbyt radykalny właśnie. Łatwo w ten sposób skreślić działania osób, które poświęcają każdą chwilę walce o lepsze dzisiaj i lepsze jutro dla nas wszystkich. To prowadzi do niebezpiecznego myślenia przez pryzmat roszczeniowości i pieniactwa. Wątpię, żeby autorka patrzyła w ten sposób na sufrażystki. A jednak zdaje się nie dostrzegać potencjalnych konsekwencji swojej krytyki radykalizmu dla nas dzisiaj.

Owszem, wiele osób powie, że mamy dzisiaj demokrację i wszystko da się osiągnąć legalnie, wewnątrz systemu. A co z tymi wszystkimi sytuacjami, w których „demokracja” zawodzi? Z tymi, w których nie pozostaje już nic innego, jak tylko wyjść na ulice?

Ograniczenie walki wyłącznie do przejmowania języka wyklucza też wszystkie_ch te_ych, które_rzy nie mogą sobie pozwolić na ten luksus. Te i tych, które_rzy codziennie walczą o byt, które_rzy nie mieli dostępu do edukacji w tym samym stopniu, co autorka tekstu, które_rzy nie czują się słyszane_i. Wygodnie jest powiedzieć, że „wojowanie” już się skończyło, ale trzeba sobie zdać sprawę, z jak uprzywilejowanych pozycji się mówi coś takiego. I że w ten sposób, być może nawet niechcący, odbiera się głos tym, dla których krzyk jest ostatnią możliwością jego wydobycia. Podobnie, jak był nią dla kobiet, których historie opowiada „Sufrażystka”.

Dlatego myślę, że z tego filmu możemy wynieść trochę więcej niż tylko nowe słowa i bohaterkę-feministkę, z którą można się utożsamiać. Feminizm to nie tylko próby polepszenia sytuacji białych kobiet z wyższych sfer – to walka o równość dla wszystkich tych osób i grup, które z jakiegoś powodu (płeć, pochodzenie etniczne, klasa, tożsamość i orientacja seksualna oraz wiele innych) są wykluczane lub gorzej traktowane. I myślę, że, oglądając go, powinnyśmy_iśmy o tym pamiętać.

Michalina Pągowska

design & theme: www.bazingadesigns.com