Kowalska: Terror nasz codzienny

Przechodząc z rana obok pracujących robotników patrzę wprost przed siebie. Przerywają pracę, oglądają się – tym razem cisza, uff. Na jogging wybieram główną ulicę, choć obok jest piękny las. Po południu w autobusie trzymam kolana razem; jest gorąco, mam na sobie lekką sukienkę, co rusz jakiś mężczyzna ostentacyjnie omiata wzrokiem moje uda. Na spotkaniu z koleżanką obserwuję, jak przyrządzany jest mój drink – czy aby na pewno ktoś tam czegoś nie dosypał. Gdy wieczorem wracam do domu, nerwowo oglądam się za siebie. Po głowie chodzi mi też zapisanie się na kurs samoobrony. Czasem, gdy wiem, że będę musiała wracać nocą sama – w ogóle rezygnuję z wyjścia z domu.

terror_codziennie

Te i inne anegdoty słyszę regularnie z ust koleżanek, część to moje własne doświadczenia. Od kiedy pamiętam, ojciec wszędzie mnie odprowadzał, a mama cierpliwie odbierała. Dorastałam z wbijanymi w głowę groźbami doświadczenia krzywdy ze strony mężczyzn – początkowo nieokreślonej i odległej, z czasem bardziej konkretnej: byłam w ciągłym niebezpieczeństwie. Uczono mnie: nie wracaj znikąd sama, nie rozmawiaj z nieznajomymi, miej zawsze przy sobie telefon, pamiętaj, że chłopcy myślą tylko o jednym. Gdy podrosłam i narodziła się moja świadomość heteronormatywnej kultury, zdolnej dyscyplinować kobiety poprzez molestowanie, gwałt i przemoc – przykazy rodziców stały się moimi własnymi. Zinternalizowałam je, zaczęły dyktować moje kroki, a nawet cały rozkład dnia. Jeśli wiedziałam, że będę musiała wrócić do domu w środku nocy – a większość lat spędziłam mieszkając w położonej daleko od centrum, podwarszawskiej dzielnicy – prosiłam o towarzystwo kogoś znajomego, a czasem w ogóle rezygnowałam z wyjścia. Na wszelki wypadek. Tak oto potencjalna krzywda, która mogła mi się stać – choć nigdy nie stała – zaczęła kontrolować moje życie. Mniemam, że nie tylko moje. Potencjalny gwałt, zaczepki, groźba przemocy, a nawet morderstwa na tle seksualnym – to wszystko od lat dyscyplinuje kobiety. Sprawia, że wiele z nich boi się samotnie wyjść po zmroku. Boi się, że nawet mimowolny uśmiech zostanie przez kogoś zinterpretowany jako „zachęta”. Boi się ubrać zbyt „prowokacyjnie” – choć badania pokazały, że decyzja sprawcy o popełnieniu gwałtu nie zależy od wyglądu kobiety. Boi się pigułek gwałtu w drinkach, boi się nieznajomego po drugiej stronie ulicy, boi się własnego cienia. Cały ten terror ma na celu codzienne przypominanie nam, kto tu rządzi (mężczyźni, oczywiście!), wymuszenie naszej pasywności, zamknięcie nas w domach, pokazywanie nam, że jesteśmy obiektami seksualnymi, że można na nas sugestywnie patrzeć, a nawet dotknąć czy skrzywdzić. A czasem nie trzeba nawet tego zrobić – wystarczy sama świadomość możliwości stania się ofiarą i doświadczenia innych kobiet.

W swoim artykule pt. „Living Life By A Rape Schedule”, Emmy Fisher przypomina, że już od lat istnieje termin opisujący sposób, w jaki kobiety modyfikują swoje zachowanie i przyzwyczajenia w celu ograniczenia ryzyka przemocy seksualnej – to „harmonogram gwałtu”. Określenie ukuła Jessica Valenti w swojej książce „Full Frontal Feminist”, ale sam koncept jest dużo starszy. Już w 1971 roku Susan Griffin pisała, że „gwałt i lęk przed gwałtem kształtują świadomość każdej kobiety”.

W internecie można znaleźć milion poradników zatytułowanych „Jak uchronić się przed gwałtem”. Jeden z nich otwiera starożytna mądrość: „Ludzie rozsądni dostrzegają nadciągające kłopoty i unikają ich, osoba bezmyślna wpada w nie, a potem tego żałuje”. Dowiadujemy się zatem już na wstępie, że jeżeli nie podejmiemy odpowiednich środków bezpieczeństwa, same będziemy sobie winne. Poniżej lista porad, jak uniknąć gwałtu: nie przebywaj sam na sam z mężczyzną, którego nie znasz, dla niejednego mężczyzny wystarczającym bodźcem do gwałtu jest sposób ubierania się kobiety lub jej gotowość do spędzenia z nim czasu na osobności – więc naucz się rozpoznawać potencjalnego gwałciciela, na pierwszą randkę chodź w zatłoczone miejsca, bądź ostrożna z piciem alkoholu. W innym poradniku możemy wyczytać kolejne złote zasady: noś ze sobą gwizdek, zrób kurs samoobrony, gdy biegasz – unikaj odludnych miejsc, w autobusie siadaj nieopodal kierowcy i tak dalej.

Zdrowy rozsądek przyda się oczywiście każdemu – ale próba wmówienia kobiecie, że jest sama sobie winna jeśli nie zanotuje każdego podpunktu i nie ułoży sobie zawczasu dnia pod harmonogram uniknięcia gwałtu – jest naganną próbą przeniesienia odpowiedzialności za gwałt ze sprawcy na ofiarę. W dodatku tego typu poradniki nie uwzględniają zwykle faktu, że ponad 80% gwałtów jest dokonywana przez osobę, którą ofiara zna – współmałżonka, kolegę z uczelni, listonosza.

W swoim artykule Emmy Fisher twierdzi, że wysyp programów samoobrony dla kobiet w ostatnich latach pokazuje, jak głęboko zakorzeniony jest w umysłach kobiecych lęk przed molestowaniem, wykorzystaniem i gwałtem. Praktykowanie ciosów i czytanie podręczników sprawiło, że wiele kobiet poczuło się bardziej pewnie, ale czy to znaczy, że przestały rozglądać się za gwałcicielami? Niekoniecznie. Prawdopodobnie zaczęły jeszcze intensywniej myśleć o scenariuszach potencjalnej sytuacji zagrożenia, planując, jak się zachowają, gdzie uderzą, co będą krzyczeć. Potwierdza to Emmy Fisher, przytaczając badania dowodzące, że bez względu na fizyczne czy psychiczne przygotowanie do sytuacji potencjalnego zagrożenia, kobiecy lęk przed gwałtem nie maleje. Oznacza to, że niezależnie od tego, ile poradników wkujemy i jak zmienimy swoją codzienną rutynę aby wyeliminować sytuacje gwałtogenne – nasz strach pozostaje, a my jesteśmy coraz bardziej ograniczane w swojej wolności.

Są oczywiście kobiety, które aktywnie sprzeciwiają się przymusowi życia w strachu i pasywności i nie godzą się zostawać w domach tylko po to, żeby nie doznać opresyjnego męskiego spojrzenia, słowa i pięści. Biorą w rękę gaz i idą w miasto, tworzą bojówki do walki z plagą molestowania, gwałtów i przemocy seksualnej, organizują marsze protestacyjne. W Indiach pod koniec 2011 roku powstała Czerwona Brygada – licząca ponad 100 członkiń grupa kobiet w czerwonych szatach, patrolujących rodzime miasto Lucknow w celu zasygnalizowania mężczyznom, że nie mogą bezkarnie dyskredytować i krzywdzić kobiet. Liderka Czerwonej Brygady, 35-letnia nauczycielka Usha Vishwakarma, postanowiła zebrać zespół sojuszniczek i przeciwstawić się tradycji harmonogramu gwałtu, narzucanego dziewczętom i kobietom przez społeczeństwo i ich rodziny.

– Rodzice wmawiali dziewczynkom, żeby zostawały w domach, bo tylko tak mogły uniknąć niebezpieczeństwa – opowiada Usha – Mówili: „Jeśli pójdziesz do szkoły, staniesz się ofiarą przemocy seksualnej, lepiej zostań w domu”. Nie zgadzamy się na taki stan rzeczy. Zebrałyśmy grupę kobiet, które będą się wzajemnie bronić. Dość narzekania. Podejmiemy inicjatywę i będziemy walczyć o swoje bezpieczeństwo”.

W kanadyjskim Vancouver w 2001 roku ponad 100 kobiet uformowało grupę protestacyjną, mającą wypłoszyć z okolicy mężczyznę, który zgwałcił już trzy kobiety.

– Opanujmy ulice, pokażmy jemu i innym gwałcicielom, że nie będziemy się ukrywać – mówiła Tamara Gorin z centrum wsparcia dla ofiar gwałtów w Vancouver – Zdemaskujemy go, nie ujdzie mu to na sucho. Inna entuzjastka inicjatywy, Sheila Jarvis, dodała: „Możemy się wzajemnie ochronić. Jesteśmy już zmęczone wiecznym oglądaniem się za siebie na ulicy”.

W 2011 w Toronto ruszył pierwszy na świecie Marsz Szmat, mający na celu wyrażenie protestu przeciwko przerzucaniu winy za gwałt na ofiary. W Polsce podobne marsze odbyły się już w Gdańsku i Warszawie.

– Marszem chcemy zaprotestować przeciwko temu, że ofiary seksualnej przemocy są w Polsce stygmatyzowane, a sprawców próbuje się usprawiedliwiać strojem lub zachowaniem osób, na które napadnięto – wyjaśniali organizatorzy – Tymczasem wszelkie badania pokazują, że takie tłumaczenie przyczyn gwałtów i innych form przemocy na tle seksualnym jest błędne. To zrzucanie winy, a w pewnym sensie usprawiedliwianie przemocy i dawanie na nią przyzwolenia.

Jak pokazuje jednak ostatni Marsz Szmat, nie wszyscy dostrzegają ten problem. Pojawiły się głosy, pokazujące fundamentalne niezrozumienie dla pastiszowego charakteru protestu, sugerujące, że kobiety nazywające się szmatami ewidentnie na taką łatkę zasługują. Problem, który dotyka ponad połowę społeczeństwa jest więc nadal bagatelizowany i marginalizowany.

I bez względu na to, ile zostanie napisanych i przeczytanych przewodników prewencyjnych, ile kursów samoobrony przerobimy i ile marszów zorganizujemy – sytuacja nie ulegnie satysfakcjonującej zmianie dopóki najlepszą metodą zwalczania gwałtów nie będzie „Nie daj się zgwałcić”, tylko „Nie gwałć”: musimy rozmontować heteronormatwny system opresji, gloryfikujący bezwzględną seksualizację kobiecego ciała, perspektywę „męskiego spojrzenia” i wzorzec męskości oparty na agresji i przemocy – wtłaczany w kulturę w miejsce szacunku, równouprawnienia i partnerstwa płci w każdej codziennej sytuacji. A na razie strach przed molestowaniem i brutalnym uprzedmiotowieniem – a nawet utratą zdrowia czy życia – będzie nadal dyktować harmonogram dnia wielu kobiet. Bo o ile lęk przed atakami terrorystycznymi, tornadami, postrzeleniem podczas porachunków gangów, oblaniem kwasem czy obrzezaniem nie jest tak samo uniwersalny dla obywateli/ek wszystkich krajów – to głęboko zakorzeniona obawa przed molestowaniem, gwałtem i przemocą na tle seksualnym to problem każdej kobiety na kuli ziemskiej.

Justyna Kowalska

Wykorzystane artykuły:

Artykuł Emmy Fisher o „harmonogramie gwałtu” 

„Jak się chronić przed zgwałceniem”

„Rape prevention” 

Artykuł o Czerwonej Brygadzie z Indii

Artykuł o protestach w Vancouver 

Warszawski Marsz Szmat 

design & theme: www.bazingadesigns.com