Stanisławski: Przedwyborcza ATAKA Potwora Dżędera

Potwór Dżęder to zjawisko wyjątkowe. Jak przystało na konserwatywny fantazmat jest jednym wielkim nieporozumieniem — konglomeratem sprzeczności, problemów poznawczych i lęków. Ale jakże przydatnym politycznie… Nie tylko w Polsce.

Zgoła niezabawanym, choć wywołującym mimowolny uśmiech połączony z westchnieniem, jest fakt, iż jest to kolejny prawicowy leitmotif, który szybko rozlał się  po Europie Wschodniej (choć nie tylko). Prawice tego regionu uformowały sobie go w kształt werbla, na którym wybijają marszowe melodie w rytm swoich mokrych snów o totalitarnej kontrrewolucji, po której równie nieoświeconą, co absolutną władzę podzielą pomiędzy siebie Kościół i Kapitał.

azis-russian-vogue-fashionAzis –  bułgarski wokalista czalga, znany z wizerunku łączącego w sobie cechy kobiece i męskie

Systematyka wprowadzania Potwora Dżędera do obrotu politycznego jest doprawdy tak zbieżna w czasie oraz istocie w różnych krajach, że na umysł ostrożnego obserwatora/ki ciśnie się pytanie: jak to możliwe, iż nasze odruchy moralnego oburzenia, frustracje i lęki są tak kompatybilne, iż eksplodują tak zjednoczone metodologicznie i terminowo? Cóż… My, Wschodnioeuropejczycy i Wschodnioeuropejki, mamy z pewnością wiele wspólnego. Jedną z naszych właściwości pochodzących z tego zbioru jest wypychanie na piedestał publicznej debaty konserwatywnych schematów,  które – jak widać – skutecznie podniecają najbardziej aktywne polityczne grupy, a jeszcze skutecznie flirtują z pozorującymi tego typu aktywność w internecie.

Kolejnym dowodnym na to przykładem jest kampania eurowyborcza prowadzona w tej chwili w Bułgarii. Podobnie jak w Polsce, tak i u podnóża Bałkanów, zagościł na dobre w przestrzeni publicznej głos antypostępowego “opamiętania”. Najskuteczniej dała temu wyraz skrajnie prawicowa partia АТАКА, od kilku kadencji obecna w bułgarskim parlamencie. Przewodzi jej niejaki Wolen Siderow, który – pomimo raczej psychopatycznej aparycji – dość skutecznie flirtuje z ludem (jeden z kilku bułgarskich ekwiwalentów Kaczyńskiego) pozorując prosocjalne skłonności polityczne.

Potwór Dżęder okazał się dla niego narzędziem idealnym. Z jednej strony wydobywa go z cienia i to w dość spektakularny sposób, z drugiej zaś jest kolejną kotwicą na płaszczyźnie owego flirtu z masami; odwołuje się bowiem do głęboko zakorzenionych w konserwatywnym społeczeństwie lęków. Został on wykorzystany jako spiritus movens jednego z przedwyborczych klipów partii Siderowa.

Jego scenariusz jest bardzo krótki i nieskomplikowany. Widać na nim kulę ziemską przedzieloną na dwie części. Lewa, niebieska, oznaczona jest jako hołdująca tzw. “wartościom euroatlantyckim”, a druga, czerwona (obejmująca m. in. Rosję i Bułgarię) “wierze prawosławnej i tradycji”. Trwający minutę klip stanowi wizualne zestawienie estetycznych i moralnych zjawisk pochodzących z obu tych zbiorów. I tak euro-atlantycka “pedofilia” przeciwstawiana jest “tradycji” wizualizowanej przez ubraną w ludowy strój bułgarski nastolatkę, “małżeństwa gejowskie” rodzinie, a ,i to jest chyba najbardziej zadziwiająca antynomia, prawosławno-tradycyjnym ekwiwalentem “NATO” oraz “interwencji” okazuje się… “wiara”.

Komitetowi wyborczemu partii ATAKA próbuje się zakazać posługiwania się tym spotem w kampanii, gdyż jest on w oczywisty sposób kłamliwy. Pedofilia nie jest żadną “wartością europejską” czy “euroatlantycką”, lecz poważnym przestępstwem seksualnym. Niemniej, pozostawiając oczywiste merytoryczne kwestie nieco z boku, warto przyjrzeć się na kanwie tych okoliczności, ogólnej wyborczej atmosferze w Bułgarii.

Okazuje się bowiem, że główna batalia polityczna nie koncentruje się wokół spraw zasadniczych, już nie tyle dla rozwoju, co w ogóle fizycznego przetrwania (by nie użyć terminu “ocalenia”) Bułgarek i Bułgarów jako nacji. To doprawdy zadziwiające, że w kraju, w którym płaca minimalna oscyluje na poziomie 70 euro (dla porównania we Francji wynosi ona 1270 euro), po dwumilionowej Sofii jeździ raptem kilkanaście karetek, w którym prawie całą gospodarką rządzi de iure i de facto mafia, którego społeczeństwo jest od trzech lat najszybciej wymierającym na świecie, jest w ogóle przestrzeń na to, by oburzać się Conchitą Wurst i jakimiś cytatami z Daniela Cohn-Bendita.

Mało tego, antygenderowa histeria polityczna rozgorzała w kraju, którego nową ikoną pop-kultury jest, od ponad 10 lat, niejaki Azis – romski transwestyta śpiewający tanie folk-disco i epatujący transową/queerową aparycją, idol młodzieży. Przy okazji legitymizowana jest więc masowa hipokryzja jako wartość moralna, zapewne nie “euroatlantycka”.

W tej materii nie ma chyba jednak żadnych granic, których nie dałoby się przekroczyć. Dyskurs publiczny można zawsze ukształtować w taki sposób, aby nawet minimalnie postępowe czy socjaldemokratyczne poglądy zaczęły uchodzić za obłędne. W Bułgarii, podobnie jak w Polsce, w dużym stopniu strategia ta się sprawdziła.

Spot ATAKA jest tylko kolejnym przejawem ustawicznego budowania fałszywych przeciwieństw estetycznych, kulturowych i moralnych i tworzenia wokół nich atmosfery zagrożenia. Nie dalej jak kilka tygodni temu w jednym z popularnych publicystycznych programów (“Demokracja Bezpośrednia”, TV7) debatowano najpierw nad oszałamiającym poziomem korupcji w Bułgarii, a następny moduł poświęcono poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie “Czy kandydatki i kandydaci na deputowanych powinni deklarować publicznie swoją orientację seksualną”. Problem ten został bowiem postawiony przez jedną z prawicowych posłanek do bułgarskiego Zgromadzenia Narodowego. Debatowano wokół tego “problemu” – dodajmy – zupełnie poważnie.

Najrozsądniejsze, w tej dyskusji, głosy – choć dalekie od rozsądnych – słychać było ze strony komentatorów/ek liberalno-prawicowych. Okazywali/ły się oni/e jednak — w zderzeniu z otchłanią bułgarskiego ciemnogrodu — postępowymi. Niemniej pozostają dla większości społeczeństwa bardzo nieprzekonywający/e z jednego – bardzo zresztą prozaicznego – powodu. Ich umiarkowany konserwatyzm – manifestujący się w tych zagmatwanych okolicznościach jako progresywny głos – staje się zupełnie niewiarygodny w zestawieniu z ich ogólnym antykomunistycznym, antyrosyjskim i pro-transformacyjnym przesłaniem. A stronnictwa, które umiejętnie połączyłoby kwestie postępu ekonomicznego z kulturowym brakuje. I zapewne długo jeszcze będzie brakowało. Póki co, pozostaje głosowanie na partie peryferyjne bez szans na reprezentację w głównym nurcie  lub ugrupowania mainstreamowe w nadziei na tzw. mniejsze zło. Niestety, w obu wypadkach głos można uznać za stracony.

Bojan Stanisławski

design & theme: www.bazingadesigns.com