Slwstr: Pracodawczyni

Muszę przyznać, że czego by nie mówić o Wyborczej, to kilku fajnych dziennikarzy ma. W tym Grzegorza Sroczyńskiego, który był autorem nader ciekawego wywiadu w 2014 roku z Marcinem Królem.

Nie trwało długo, gdy w 2015 zaprezentował wywiad nawet lepszy. Pewno już go widzieliście, ale jeśli nie, to natychmiast nadróbcie zaległości. Chodzi o rozmowę z Henryką Bochniarz, prezeską Konfederacji „Lewiatan. To grupa lobbingowa tak zwanych przedsiębiorców i ludzi kupujących cudzą pracę (nikt pracy, do jasnej cholery, nie daje). Ale Pani Henryka nie tak siebie widzi (wytłuszczam pytania Sroczyńskiego):

Kim wy właściwie jesteście? Związkiem zawodowym biznesu?

– Lewiatan jest organizacją, która nie skupia się na załatwianiu spraw swoich członków. Podsuwamy politykom projekty reform, analizujemy budżet państwa, organizujemy Europejskie Forum Nowych Idei. Jesteśmy jedyną organizacją przedsiębiorców, która ma swoje biuro w Brukseli. W 2014 roku przedstawiliśmy kilkaset opinii do projektów ustaw. Niech pan wskaże mi inną organizację w Polsce, która wykonuje taką robotę!

A mnie się czasem wydaje, że to, co opowiadają eksperci Lewiatana, powinniśmy traktować z większym dystansem, dokładnie tak samo jak żądania górników. Reprezentujecie interesy jednej grupy – biznesu.

– Nie zgadzam się z tym absolutnie. Przedsiębiorcy w Polsce tworzą ponad 75 proc. PKB, są nas prawie 2 mln i to my odpowiadamy za tworzenie zdecydowanej większości miejsc pracy. Chyba można dostrzec różnicę.

Widzicie, nie chodzi o kasę i dobrostan biznesu, chodzi o dobro wspólne, jak i zapewne powszechną szczęśliwość. Wywiad jest wyborny, nie chcę wam go psuć spojlerami, czy narażać się na atak prawników poddających w wątpliwość zasadność zastosowania tak szerokiego prawa cytatu, ale muszę jeszcze kilka rzeczy wyśmiać.

Przyniosłem tabelkę pokazującą obciążenia podatkowe w krajach UE wyrażone w procencie PKB. Czy oboje się zgadzamy, że to miarodajny wskaźnik?

– Tak.

Na szczycie mamy Danię (podatki to aż 50 proc. PKB), potem jest Belgia, dalej Niemcy, Luksemburg, Cypr, Malta, Grecja, Estonia i prawie na samym końcu jest Polska – podatki to zaledwie 32 proc. PKB. Mamy jedne z najniższych podatków w Unii. I to jest, delikatnie mówiąc, niespójne z tym, co głosicie.

– 32 proc. jest tylko na papierze, w rzeczywistości obciążenia dla przedsiębiorców są wyższe. Ale problem naszego systemu podatkowego to przede wszystkim jego zmienność i stopień skomplikowania.

(…)

Cytat z waszej broszurki: „W Polsce podatki są na poziomie zbliżonym do średniej europejskiej, a powinny być wyraźnie niższe”. Przepraszam, na jakim zbliżonym poziomie? Średnia europejska wynosi 40 proc. PKB, a my jesteśmy osiem punktów procentowych niżej.

– No ale 32 proc. to blisko 40.

Nawet nie ocieramy się o średnią.

– Pan uważa, że się nie ocieramy, a ja uważam, że się ocieramy.

(…)

Dobrze. Dalszy cytat z waszych dokumentów: „Podatki ograniczają możliwości oszczędzania i inwestowania oraz skłaniają do działania w szarej strefie”. Dziwne.

– A pan uważa, że to nieprawda? Że jeżeli pan płaci podatki, które – trzymając się naszej tezy – należą do najwyższych, są nieprzejrzyste i nieprzewidywalne, to one nie ograniczają inwestycji?

To jest naprawdę niesamowite, Sroczyński upewnia się, czy pani Bochniarz akceptuje jakąś statystykę opisującą środowisko dla biznesu w Polsce, lecz gdy statystyka okazuje się pokazywać, że polski biznes ma warunki cieplarniane, mając wyjątkowo niskie obciążenia, Bochniarz po prostu temu zaprzecza, po czym zaczyna mówić w sposób, który jawne kłamstwo traktuje jak przesłankę o założonej prawdziwości, używaną w dalszych rozumowaniach.

Robi tak ze wszystkim. Gdy okazuje się, że polska siła robocza to społecznie zdegradowany prekariat balansujący na granicy przeżycia, pani Bochniarz, zarabiająca kilkadziesiąt razy więcej, śmie sugerować, że powinno się nauczyć oszczędzać i odkładać z głodowych pensji. Gdy Sroczyński mówi jej, że PL służba zdrowia jest niedofinansowana, ona zaprzecza i problemy widzi w złym zarządzaniu. Co więcej, wiadomo, polskie państwo biedne, musi oglądać każdą złotówkę z dwóch stron. Nie zgrzyta jej to z wcześniejszymi nonsensami, w których opowiadała o konieczności oddawania jeszcze większej ilości pieniędzy należnych państwu przedsiębiorcom – co jest główną przyczyną biedy tego państwa.

Jest też niespójna. W jednej chwili mówi, że musimy się pogodzić, że etatów nie będzie i umowy śmieciowe (razi ją ta nazwa, która wskazuje czym są, a co nie pasuje do jej retoryki społecznego dobra produkowanego przez przedsiębiorców) i inne formy uelastyczniania zatrudnienia to konieczność, by w innej chwili stwierdzać, że przedsiębiorcom się należy pomoc, ochrona i wsparcie państwa:

Przedsiębiorcy w Polsce tworzą ponad 75 proc. PKB, są nas prawie 2 mln i to my odpowiadamy za tworzenie zdecydowanej większości miejsc pracy. Chyba można dostrzec różnicę. (…)

Nie jęczymy! Jeśli narzekamy, to w słusznej sprawie, bo wiemy, jak się prowadzi biznes w innych krajach. Ludzie przedsiębiorczy to jest wątła część naszej struktury społecznej. Jeżeli tym ludziom nie będzie się chciało chcieć, to niestety staniemy się krajem, w którym będzie coraz mniej pracy i coraz mniej dochodu. (…)

Będzie coraz mniej takich miejsc, w których podpisuje się umowę na czas nieokreślony i tkwi w nich do końca świata. Rynek pracy bardzo się zmienia i musimy się do tego dostosować. (…)

Krótko mówiąc przedsiębiorcy to magicy, którzy wyciągają PKB z kapelusza, tym dobrodziejom się należy, nie to co darmozjadom-pracownikom, którym jakieś fantazje o godziwej płacy i stabilnym zatrudnieniu w głowie. To przecie nie jest tak, że to pracownicy produkują zysk firm, produkują go przedsiębiorcy, pracownicy to generująca koszty przeszkoda w drodze do zysku (i PKB)…

Nie, ale bądźmy realistami. Zresztą realizm jest problemem pani Henryki:

Wie pan co? Ja bym chciała, żeby pan przyszedł raz do pracy i zobaczył, jak to jest zatrudniać w małej firmie dziesięć osób, które pan zna, ich rodziny też pan zna, i właśnie się pan dowiaduje, że firma straciła dwa duże kontrakty. I musi pan połowę tych ludzi zwolnić.

Niech to będzie ostatni cytat z pani Henryki. Skąd ona może to wiedzieć, jak to jest być takim przedsiębiorcą? Przecie sama jest zawodową lobbystką, która z uprawianiem biznesu jako takiego ma mniej wspólnego, niż próbuje wmówić.

Jak ładnie to opisuje bloger Dubito:

Henryka Bochniarz (…) wypala po prostu do Sroczyńskiego „niech pan dzisiaj założy w Polsce swój biznes”. Nie wiadomo po co miałby to robić, ale fraza „załóż firmę cwaniaczku” służy jako retoryczny bat na wszystkich, którym nie podoba się liberalny model gospodarki.

Z jakiegoś powodu sama długo nie paliła się do działalności gospodarczej. Przez prawie dwadzieścia lat wolała być wykładowcą akademickim i pieścić etat w Instytucie Koniunktur i Cen. Odeszła stamtąd nie do sektora prywatnego, żeby w końcu zająć się na poważnie przetworami owocowymi, tylko tam gdzie są prawdziwe konfitury – do rządu. Od sierpnia 1991 do grudnia 1991 była ministrem przemysłu i handlu.

Pierwszą (i ostatnią) firmę Henryka Bochniarz założyła w wieku 44 lat.
Możliwe że jej firma Nicom Consulting robiła niesamowite rzeczy, ale wyskakuje mi głównie doradzanie przy sprzedaży Banku Zachodniego, TP SA, Gdańskiej Stoczni Remontowej i Siarkopolu Gdańsk.

Według Ministerstwa Skarbu analizy były niekompletne, z licznymi błędami. Według MSP w prywatyzacji Banku Zachodniego doradca rekomendował ministrowi podpisanie umowy, mimo że nie dopełniono wymogów ustawowych. Choć analizy wykonano z kilkumiesięcznym opóźnieniem, doradca dostał pełne wynagrodzenie – 6,6 mln zł.

Ja bym z chęcią doradzał przy prywatyzacji i brał za to tłusty pieniądz, ale niewiele już zostało. Nie miałem też szansy wyrobienia kontaktów w wielkiej polityce, a co gorsza nawet w gminnej. To że niewiele zostało do sprywatyzowania może być powodem, dla którego Henryka Bochniarz nie jest przedsiębiorcą. Zasiada w radach nadzorczych, prezydenci Lewiatanowi, ale nie posiada własnego biznesu.

Myślę, że zainteresuje was całość jego notki.

Tekst ukazał się na stronie slwstr.net

design & theme: www.bazingadesigns.com