Anna Grodzka: Solidarność słabych i najważniejszych

Z posłanką Anną Grodzką, kandydatką na Prezydenta RP, rozmawia Ewa Majewska.

10997866_10206387133785105_863603070_o

Ewa Majewska: Rozmawiamy dla Codziennika Feministycznego, w związku z czym chciałabym zapytać, czym jest dla Ciebie feminizm? Jakie są Twoim zdaniem jego najważniejsze osiągnięcia? Czy opisałabyś siebie jako feministkę?

Anna Grodzka: Byłam życiowo w takiej sytuacji, że mogłam przyjrzeć się losowi kobiet z obu perspektyw: męskiej i kobiecej. Już jako mężczyzna widziałam, że kobiety mają mniej praw, są gorzej traktowane, mają mniej szans niż mężczyźni. Już te obserwacje upewniły mnie, że jestem feministką. Odkąd zaczęłam myśleć o płci, wiedziałam, że to niesprawiedliwe, że kobiety mają kulturowo i prawnie gorszą sytuację niż mężczyźni. Osiągnięcia feminizmu to dla mnie przede wszystkim zmiana świadomości, przynajmniej w Europie. W Polsce wszystko to dzieje się z pewnym opóźnieniem, domaganie się równych praw nadal bywa problemem, co świetnie pokazała awantura wokół konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Na rynku pracy sytuacja kobiet jest również gorsza niż mężczyzn. Oczywiście, opisałabym siebie jako feministkę. 

Jakie są Twoje polityczne priorytety? Może nie na poziomie konkretnych praw, ale ogólnych wartości, które Ci przyświecają.

Wartości są absolutnie potrzebne, najpierw trzeba mieć wizję świata, można ją streszczać poprzez wartości. Kluczowe są dla mnie: równość ludzi i walka z dominacją jednych nad drugimi. Równość rozumiem przede wszystkim w kontekście ekonomii. Polska Fair to projekt na rzecz równości w sferze ekonomii. Nie na zasadzie “jeden do jednego”, niektóre społeczeństwa dają trochę więcej, niektóre jednostki wnoszą więcej pracy czy umiejętności niż inne i to może mieć swój wyraz w różnicach ekonomicznych, na poziomie wynagrodzeń etc. Ale nie może być tak, jak jest teraz, że obserwujemy nierówności na skrajnym poziomie i w skali globalnej  – 1% ludności,najbogatsi, posiadają w sumie 48% światowych bogactw. W mojej skali wartości ktoś może zarabiać sześć, może dziesięć razy więcej niż inni, ale nie tysiąc razy więcej od innych.

Bardzo ważna jest dla mnie także równość w zakresie prawa. Prawa człowieka są niezbywalną wartością cywilizacyjną, europejską i światową. To możemy eksportować do innych krajów, kultur i kontynentów, byle metodą pokojową. Absolutnie nie ma mojej zgody na przynoszenie wartości europejskich, takich jak równość płci czy społeczna sprawiedliwość, metodą wojny, kolonizacji albo ekonomicznego wyzysku. 

Jaka jest Twoja wizja Unii Europejskiej? Radosław Sikorski w swoim wystąpieniu w Niemczech pokazał swoistą demonstrację polityki, którą osobiście nazwałabym “macho”. Jak Ty zapatrujesz się na przyszłość Unii?

Po drugiej wojnie światowej pokój był utrzymywany za pomocą europejskich wartości i jedności Europy, pomimo zimnej wojny. Dziś Europa jest jeszcze bardziej zjednoczona, niemniej procesowi temu brakuje impetu, brakuje wspólnych Unijnych instytucji, wspólnej polityki międzynarodowej, wspólnego myślenia o polityce społecznej, wspólnego systemu pobierania podatków. Wobec Rosji, Afryki, USA i innych krajów oraz kontynentów Unia powinna prezentować spójną politykę, a nie podziały, jak dzieje się teraz, gdy na przykład na Ukrainę jedzie raz Sikorski, a innym razem Merkel i Hollande. Dla Putina to jest wyraźny sygnał, że nikt nie będzie się nim przejmował, że w UE nie ma spójności, więc może robić, co chce. 

Główną siłą Europy jest w moim przekonaniu jedność obywateli i obywatelek Europy oraz ekonomia. Mimo to chciałabym podkreślić, że integracja europejska zaczęła się moim zdaniem od złej strony – ekonomii – spójności rynków, ale nie polityk społecznych, polityki zagranicznej czy wartości. Europa powinna być opiekuńcza w równym stopniu, nie wejście do strefy euro, ale wspólne prawa człowieka, podobne podatki, wspólne instytucje, silna wspólna reprezentacja na arenie międzynarodowej – to umocni Europę. 

Jestem zwolenniczką wspólnej konstytucji Unii Europejskiej, ale takiej, w której nie rządzi rynek, tylko ludzie, interesy obywateli, a nie korporacji. Uważam, że takich inicjatyw powinno być więcej, że powinniśmy wrócić do rozmowy o wspólnym dokumencie regulującym naczelne, ważne na naszym kontynencie wartości, polityki społeczne, migracje etc, a nie tylko zastanawiać się, jak obniżać podatki, jak wspierać najbogatszych i jak zatrzymywać migrantów i migrantki na granicy UE. Integracja powinna następować nie tylko w sferze wolnego handlu, ale także w innych sprawach. Możemy myśleć o wspólnej walucie, ale tylko pod warunkiem ustalenia wspólnej, sprzyjającej ogółowi ludności, polityki społecznej, a nie w sytuacji, gdy jedynymi wygranymi wprowadzenia euro np w Polsce byłyby korporacje. 

Dziś w Unii Europejskiej dominują silniejsze gospodarki i są państwa, których obywatele i obywatelki czują się eksploatowane, np w Grecji, która pożyczała od banków unijnych i została zapędzona przez te banki oraz własne władze do sytuacji jedynie pozornie bez wyjścia – do kryzysu ekonomicznego, bezrobocia etc. Unia nie daje Grecji odpowiedzi jako struktura zjednoczonych państw, ale zalicza ją do państw “Trojki”, i w związku z tym widzimy, jak słabo jesteśmy w gruncie rzeczy zintegrowani… 

Za projektem europejskiej konstytucji opowiedzieli się politycy i filozofowie związani z socjaldemokracją, np. Jurgen Habermas… jednak projekt, który wspierali, był pod wieloma względami skierowany nie do ogółu ludności, tylko do korporacji.

Proces jednoczenia tu akurat zawiódł. Wolność dla kapitału, a nie równość dla ludzi, tak można by podsumować projekt unijnej konstytucji. W ogóle socjaldemokracja w ostatnich latach poważnie zawiodła społeczeństwa Europy, była wręcz antyspołeczna; zaprzedała się kapitałowi. Wystarczy zbadać ścieżki karier zawodowych wiodących europejskich socjaldemokratów – to są kariery w biznesie, nie realizowali oni kontraktu ze społeczeństwem, tylko własne interesy, pod ścisłym nadzorem korporacyjnego kapitału.

A Ty chciałabyś wrócić do takiej lewicy, która tych obietnic nie zawodzi?

Oczywiście. I taka lewica w Europie jest. Może słaba, ale jest. W niektórych krajach nawet dochodzi do władzy, jak choćby Syriza w Grecji czy Podemos w Hiszpanii. Będziemy się jednoczyć na nowych zasadach. Trzeba działać po to, by interesy państw nie dominowały nad interesem ludzi, a interesy kapitału nie dominowały nad interesem społecznym. 

Jesteś jedną z niewielu polskich polityczek, która nie odżegnuje się od społecznej utopii. Gdybyś miała znaleźć się w jakimś nowym, lepszym świecie, jak by on wyglądał?

Polska polityka zawiodła wielu ludzi. Wiele organizacji, na przykład organizacje prozwierzęce, zajmują się polityką, choć totalnie to wypierają. Gdy jakiś polityk się za to bierze, to oni nie chcą go wspierać, bo to jest polityczne, i w związku z tym złe. To jest jakiś kompletny absurd, ale dość łatwo zrozumieć, jak do tego doszło. Politycy całymi latami wspierali wyłącznie interesy elit, a obietnice demokracji, rozbuchane zwłaszcza po 1989 roku i zmianie ustroju, zostały kompletnie wypaczone przez kapitalizm neoliberalny, nastawiony wyłącznie na uprzywilejowaną część społeczeństwa.  Politykę natomiast sprowadzono do poziomu medialnego widowiska. Nic dziwnego więc, że większość ludzi czuje się wykluczona z obszaru decydowania o tym, co wspólne. Współzałożone przeze mnie Stowarzyszenie „Społeczeństwo Fair” ma na celu powrót polityki wartości, debaty i wspólnoty. To jest taka moja praktyczna wersja utopii.

Chciałabym teraz przejść do kwestii związanych z Twoim życiem prywatnym. Jako kandydatka na prezydenta RP w jakiś sposób udostępniasz swoją osobę wszystkim obywatelkom i obywatelom tego kraju, więc takie pytania nie powinny dziwić. Do tego jeszcze z bliskiej mi perspektywy feministycznej to, co prywatne, jest też polityczne. Ale mimo wszystko zapytam: jaka jest Twoja sytuacja rodzinna?

Odpowiem na każde pytanie, jeśli się je zada, a nie insynuuje. Proszę bardzo: po zmianie płci jestem osobą rozwiedzioną, mam syna, którego bardzo kocham, ma prawie 31 lat, jest urzędnikiem. Nie mam za dużo kontaktu z rodziną, ze znaczna jej częścią, tej adopcyjnej [Anna Grodzka była adoptowana – dop. EM], nie utrzymujemy bliższych relacji. Mam za to, i to jest naprawdę zadziwiające, bardzo dobre relacje z rodziną mojej prawdziwej mamy. Żyję samotnie. Nie mam partnera/partnerki. Prowadzę samodzielne gospodarstwo domowe. Mam sporo przyjaciół, więzi z niektórymi z nich są trochę jak rodzina, taka z wyboru. Bardzo się z tego cieszę. 

Czy stowarzyszenie „Społeczeństwo Fair” jest także częścią tej rodziny? 

To stowarzyszenie powstało z myślą o społeczeństwie fair, o przyjaźni, solidarności…

Właśnie… Wybory prezydenckie odbywają się tym razem w okrągłą, 35 rocznicę założenia “Solidarności”. Co to dla Ciebie znaczy solidarność?

Solidarność jest szansą i nadzieją. Zmienia świat, bo nie sposób zmieniać świata pojedynczo. Ludzie powinni być solidarni, żeby nie dać się zgnieść, eksploatować. ale by wymuszać prawa, które wynikają z powszechnego interesu. Dla mnie te dziesięć milionów ludzi, którzy zjednoczyli się w 1980 i 1981 roku, to właśnie jest solidarność. Została ona pod wieloma względami kompletnie rozbita, ci ludzie czują się oszukani, od wielu lat mamy protesty, negatywne reakcje na reformy Balcerowicza, czy teraz, gdy naprawdę rządzi nami neoliberalny kapitał. 

Czy czujesz jakąś solidarność z tymi osobami, które przyjeżdżają protestować do Warszawy, często pod sztandarami partii politycznych czy innych formacji, które zdecydowanie negatywnie odnoszą się tak do takich osób, jak Ty, jak i do wartości, których bronisz?

Tak, czuję z nimi solidarność, oczywiście. Ci ludzie walczą o społeczną równość, o realizację takiej polityki społecznej i ekonomii, która nie będzie wykluczająca. Nie ma innej polityki niż lewica i demokracja, jest równość i solidarność. Dopóki jest demokracja, nie rządzą nami pieniądze. Rządzi nami hierarchia kościołów, np północna Afryka czy kraje arabskie. To oznacza, że nie działa demokracja. Bo gdyby była demokracja, ludzie głosowaliby zgodnie z własnym interesem. Myśmy się urodzili za późno, żeby być krajem solidarnym. “Chicago Boys” [ekonomiści ze szkoły Miltona Friedmana, twórcy doktryny neoliberalnej – przyp EM] najpierw w Chile zrobili jatkę, a u nas nawet nie musieli organizować zamachu stanu – doktryna przyniesiona z innego kontynentu, aplikowana wcześniej w Ameryce Południowej, została u nas przyjęta niemal jednogłośnie, nawet lewica nie protestowała. Cały Sejm głosował za reformami Balcerowicza. W Polsce właściwie od początku nowego ustroju brakuje demokracji, władzy ludu, a nie elit, mamy dziś oligarchię, wszystkie próby zwiększania partycypacji politycznej są torpedowane. Solidarność trzeba budować od nowa, wspólnie, jak w 1980 roku. 

Jan Patocka, znany czeski dysydent, inspirujący również opozycję polską, napisał w latach 70. tekst o “Solidarności wstrząśniętych”. Dla mnie perspektywa ta jest ciekawa, choć osobiście wolę kategorię “solidarności słabych”. W ogóle wydaje mi się, że rewolucji i innych przełomowych wydarzeń społecznych nie można mierzyć kategorią sukcesu. To robią ludzie słabi, przypadkowi, ograniczeni swoją konkretną sytuacją polityczno-kulturową; bardzo często nie mający pojęcia, jakie skutki przyniosą ich działania. Rozliczanie rewolucji w kategoriach sukcesu nie ma sensu… sukcesem może być wprowadzenie praw wyborczych dla kobiet, ośmiogodzinny dzień pracy, prawa polityczne i społeczne w USA czy RPA… ale “Solidarność” i inne wydarzenia nie mają odnosić sukcesu, tylko przekształcać rzeczywistość społeczną…. no i ludzie, którzy się w takie wydarzenia angażują, to często wykorzystywani, wyzyskiwani przedstawiciele i przedstawicielki “wyklętego ludu ziemi”, ludzie słabi, którzy czasem okazują się bohaterami czy bohaterkami, działają w poczuciu słusznej sprawy, ale kompletnie bez świadomości, co dokładnie przyniosą ich czyny. Jakie jest Twoje zdanie?

Bardzo mi się podoba Twoje podejście do tej sprawy. Dodałabym też, że jest to solidarność tych, którzy są najważniejsi, bo właśnie oni powinni być przedmiotem i podmiotem polityki. Solidarność słabych i najważniejszych. 

Widziałam, że odniosłaś się ostatnio do sytuacji osób, które spłacają kredyty we frankach. Możesz przypomnieć, jak zapatrujesz się na tę kwestię?

Państwo nie powinno dopuszczać do sytuacji, w której banki zobowiązują ludzi do spekulacji walutami, a państwo nie zostawia obywatelkom i obywatelom innej możliwości niż kupno mieszkania na wolnym rynku. Mieszkania nie są po prostu towarem. Uważam, że można zaryzykować tezę, że państwo nie wykazało tu należytej staranności wobec swoich obywateli i obywatelek, otoczyło opieką i troską wyłącznie świat kapitału.  

Przepraszam, ale w związku z tym, że kandydujesz w Polsce, muszę zapytać: czy zdarza Ci się polować?

Nie, i mam jak najgorszy stosunek do polowania. 

Czy uważasz, że obowiązki prezydenta są w polskim prawie dobrze zdefiniowane? Czy jest coś, z czym się w tym zakresie nie zgadzasz?

Obowiązki prezydenta są moim zdaniem dobrze zdefiniowane w Polsce. Jestem zwolenniczką systemu parlamentarnego, w której prezydent ma ograniczoną władzę, pod warunkiem oczywiście, że system ten jest prawidłowy. W ramach mojego programu zapowiedziałam “odblokowanie demokracji” – chcę obniżyć progi wyborcze, to skandal, że są one w Polsce tak wysokie, to blokuje wchodzenie nowych sił politycznych do władzy, pozostają wyłącznie duże, bogate, ograne formacje. Uważam, że demokracja i wybory nie powinny być PR-owym przedstawieniem, a do tego dziś sprowadzają się kampanie wyborcze. Proszę spojrzeć – pan Duda czy pani Ogórek, to jest medialny szoł, żadnej dyskusji, żadnych argumentów, żadnej debaty politycznej. Tymczasem moim zdaniem liczy się właśnie debata, dyskusja polityczna, a nie występy medialne. Partie polityczne w ogóle powinny otrzymywać mniej pieniędzy – tylko tyle, ile trzeba na debatę ze społeczeństwem, na przekonanie ludzi. A nie billboardy, reklamy, wyreżyserowane przedstawienia. Polityka nie jest teatrem emocji, tylko teatrem racji. 

Czy w związku z tym Twoim zdaniem to filozofowie powinni rządzić?

Filozofowie wyznaczają kierunki, a twardą robotą, przekładaniem idei społecznych na praktykę, powinni się zajmować polityczki i politycy, reprezentanci społeczeństwa. 

Ok, co w takim razie mogłoby się zmienić w polskich instytucjach politycznych?

W naszych systemach demokracje nie są prawie wcale uczestniczące. W naszym systemie głosujemy na partię, a nie do końca na program czy człowieka. Liderzy rozdają pieniądze głównie tzw “jedynkom”, tymczasem pieniądze powinny być mniejsze i transparentne. Społeczeństwo powinno wiedzieć o każdej złotówce wydawanej przez państwo, w tym również tych wydawanych w ramach kampanii wyborczych. Państwowa Komisja Wyborcza losuje numery partii i powinna też moim zdaniem losować numery kandydatów i kandydatek  na listach, byłoby to odblokowanie demokracji. 

Poza tym, senat w takiej roli, jaką dziś spełnia, w ogóle nie jest potrzebny. Potrzebujemy jakiejś instytucji długofalowego planowania strategicznego. Senat mógłby planować na dwadzieścia, trzydzieści lat do przodu. Do zatwierdzenia takiego długofalowego projektu przez parlament potrzebna byłaby większość kwalifikowana, czyli 2/3 głosów. Mielibyśmy dzięki temu system podejmowania długofalowych przemian w długim czasie, a nie same pięciolatki.

Chciałabym teraz zadać Ci kilka pytań dotyczących polskiej polityki zagranicznej. Jak zapatrujesz się na kwestię Ukrainy? Jaki byłby Twoim zdaniem optymalny scenariusz?

Ukraina musi wreszcie uzyskać wsparcie całej Unii Europejskiej, a nie tylko poszczególnych państw. Teraz Unia niejako zachęca Putina do agresji. UE i NATO powinny stanowić monolit, dopiero wtedy skutecznie powstrzymałyby dalszą eskalację wydarzeń. Sytuacja na Ukrainie jest dobrym przykładem zmagania się kapitalistycznego systemu neoliberalnego i rosyjskiej oligarchii. Ukraińcy wyobrazili sobie niepodległość, a tymczasem każda z realnie dostępnych wersji przyszłości tego kraju bardzo ogranicza jego autonomię – neoliberalny kapitalizm uzależnia Ukrainę od Zachodu i ogranicza demokrację poprzez wzmocnienie społecznych nierówności, zaś system oligarchiczny wspiera istniejące elity, nie dając nic społecznym masom. Ukraina należy do Europy i powinna tu zostać, ale nie na takich zasadach, jakie są jej aktualnie proponowane.  

Dokąd udałabyś się w pierwszą podróż zagraniczną jako prezydentka RP?

Zdecydowanie byłaby to Unia Europejska. 

Co sądzisz o polskim zaangażowaniu w wojny w Iraku i Afganistanie?

Polska nie powinna nigdy uczestniczyć w wojnach niesprawiedliwych. Ani Afganistan, ani Irak, nie były nigdy dla Polski bezpośrednim zagrożeniem, z jakichś nieznanych mi przyczyn Polska chciała być pierwszym i najważniejszym przyjacielem imperializmu amerykańskiego. Kompletnie niepotrzebnie, jak się okazało, i przede wszystkim – bez moralnego, prawnego ani też politycznego uzasadnienia.

Jak odnosisz się do instrumentalizacji feminizmu na rzecz inwazji w Afganistanie? W kontekście kolonializmu brytyjskiego Gayatri Spivak pisała kiedyś o tym, jak “białe kobiety proszą białych mężczyzn, by wyzwolili brązowe kobiety z rąk brązowych mężczyzn”. Czy w Afganistanie nie było czasem podobnie?

Tak mi się wydaje. W niektórych kwestiach prawa kobiet były tam oczywiście łamane. Ale prawdziwe tło konfliktu między islamem i chrześcijaństwem to w gruncie rzeczy ekonomia. Unia Europejska i USA prowadzą nadal kolonialną politykę wobec Afryki i krajów kolonialnych na innych kontynentach. Radykalizmy, konflikty etniczne i religijne powstają przy wsparciu Europy, fundamentalizm i jego umacnianie są reakcją na niesprawiedliwości polityki międzynarodowej. W psychologii mówi się o “sublimacji przeniesienia”, tu mamy do czynienia właśnie z taką sytuacją, tylko  w przestrzeni polityki międzynarodowej. Musimy się oczywiście sprzeciwiać nadużyciom fundamentalizmów, ale neoliberalna polityka też musi ulec zmianie, żeby poprawiła się sytuacja kobiet. I jeszcze jedno: mamy prawo popularyzować nasz system wartości, ale nie bronią czy przemocą ekonomiczną. 

Czy Ameryka Południowa, a zwłaszcza rządy i ugrupowania lewicowe, które zaczęły tam jakiś czas temu rządzić, mogą stać się partnerami Polski w zakresie polityki społecznej i w ogóle rozumienia obowiązków instytucji politycznych oraz elit wobec społeczeństwa? 

Zdecydowanie tak. Teraz widać, że rodzi się tam społeczne niezadowolenie. Wcześniej mówiłyśmy o solidarności – ona powinna obowiązywać na poziomie międzynarodowym, w promowaniu idei brania spraw we własne ręce; ani świat religii, ani oligarchii, ani biznesu. Budowanie skutecznej demokracji to również budowanie nowych sojuszy. 

Jak zapatrujesz się na wprowadzanie euro w Polsce?

To jest nadal element integracji europejskiej. Moim zdaniem po Europie hula dziś wiatr zglobalizowanych korporacji działających poza prawem, wejście do strefy euro tylko ułatwi im zadanie. Wejście do strefy euro jest potrzebne, ale wszystko powinno dziać się w odpowiedniej kolejności. Najpierw musimy mieć sprawiedliwy system podatkowy, finansowy, w którym wspólnota europejska dysponuje środkami dla wszystkich państw, dopiero wtedy wprowadzenie euro nie będzie wyłącznie gestem wsparcia dla międzynarodowego biznesu, ale elementem gospodarczej wolności obywatelek i obywateli Europy. 

Czy uważasz, że potrzebna jest jakaś intensywniejsza polityka dekolonizacyjna? Kraje dawniej skolonizowane z obszaru Karaibów wystąpiły niedawno z roszczeniami finansowymi wobec dawnych potęg kolonialnych za lata niewolnictwa i wyzysku. Czy uważasz, że takie roszczenia są zasadne, że powinien nastąpić zwrot pieniędzy, artefaktów historycznych etc do krajów dawniej skolonizowanych? Grecy po dziś dzień upominają się o zwrot rzeźb z Partenonu, prezentowanych w British Museum w Londynie.

Państwa  kolonialne na pewno mają prawo do roszczeń. Niestety, mamy do czynienia nie tylko z polityką dekolonialną, ale również z neokolonializmem. Ale nie chciałabym, by ktokolwiek przekraczał granicę, za którą wkrada się nacjonalizm. Niektóre takie przedmioty to nasze wspólne, europejskie bogactwo kulturowe. Czasem była to kradzież, a czasem takie odkrycia były faktycznie dokonaniem ludzi Zachodu, czasem ich obecność wynika wyłącznie z rozboju i grabieży. Potrzeba tu myślenia systemowego, ale zgadzam się, że takie działania byłyby potrzebne i często roszczenia są w stu procentach zasadne. 

Co sądzisz o dzieleniu się z Ukraińcami doświadczeniami polskiej transformacji?

Broń Boże! Ja bym raczej przestrzegała Ukraińców przed polskim projektem transformacji, szczególnie przed kopiowaniem rozwiązań Balcerowicza. 

Ale na przykład polska reforma samorządowa, prawa człowieka?

Są pewne rozwiązania, którymi Polska może się pochwalić, myślę, że pewna mimo wszystko demokratyzacja, zwiększenie dostępu do władzy, zwłaszcza na szczeblu lokalnym – to wszystko są osiągnięcia… ale ekonomicznie rzecz biorąc, nie jesteśmy dla Ukrainy najlepszym przykładem. Oczywiście – jestem za tym, żeby Ukrainki i Ukraińców wspierać, ale też chciałabym móc zaproponować im lepsze warunki niż te, na jakich Polska “doganiała” Zachód. 

To jeszcze może taki sympatyczny akcent osobisty na zakończenie rozmowy. Jak wszyscy wiemy, nigdy nie jest tak, że same dochodzimy do naszych sukcesów. Czy są jakieś osoby, którym zawdzięczasz szczególnie dużo? Jakie? Co konkretnie im zawdzięczasz?

Jest sporo takich osób i całych środowisk. Dla mnie było to przede wszystkim środowisko LGBTQ – młode, dynamiczne, otwarte, wiele się od nich nauczyłam, jest tam dużo wspaniałych osób. W ogóle środowisko organizacji pozarządowych było dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza Fundacja Helsińska. Osoby, z którymi współtworzę stowarzyszenie „Społeczeństwo Fair”, organizacje ekologiczne. Są też poszczególni ludzie, jak prof. Monika Płatek, którą podziwiam i bardzo szanuję, ale też się od niej uczę, dr Adam Bodnar, Mirosław Wróblewski z biura Rzecznika Praw Obywatelskich, Robert Biedroń, Lalka Podobińska… dużo jest takich osób, trudno je wszystkie wymienić.

Wyobraź sobie, że mam 18 lat i właśnie wchodzę w dorosłe życie. Co powiedziałabyś mi od serca na dalsze życie?

Jeśli jesteś osiemnastoletnią kobietą, to powiedziałabym: “ufaj przede wszystkim sobie, temu, co czujesz, i zawsze życz sobie więcej, niż wydawałoby się, że możesz uzyskać”. W naszym patriarchalnym świecie kobietom brakuje wiary w siebie. Dorośli zabijają to w dziewczynkach i potem kobiety kompletnie w siebie nie wierzą. Romantyczne powiedzenie “sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga” jest skuteczne społecznie. Należy żądać niemożliwego, starać się rozwiązać problemy, których nikt nie rozwiązał, to jest moim zdaniem sposób na dobre życie. 

Dziękuję za rozmowę. 

design & theme: www.bazingadesigns.com