Ziółkowska: Przeczytajcie, zanim zaczniecie oceniać kobiety po tym, w jaki sposób mówią o przemocy, której doświadczają

Agnieszka Ziółkowska – feministka, aktywistka miejska


#Metoo #przemocseksualna i jak to wygląda w praktyce, kiedy chce się zareagować zgodnie z procedurami” i zgłosić usiłowanie gwałtu organom ścigania. Chciałabym, żeby ta historia zapoczątkowała  dyskusję o stworzeniu miejskiego systemu wsparcia dla osób doświadczających przemocy seksualnej – psychologicznej, prawnej, oraz w kontakcie z miejskimi służbami, a także poprawiła informację i komunikację, na którą mogą liczyć kobiety, kiedy decydują się zgłosić taką sprawę policji czy prokuraturze. Przeczytajcie proszę, a potem i stwórzmy odpowiednie mechanizmy, żeby żadna z dziewczyn nie musiała przeżywać tego, co przeżyła wczoraj Kasia*.

fot. Karol Starczewski

[UWAGA! Tekst zawiera odniesienia do przemocy seksualnej]

Niedziela, 8 lipca, godzina 18.00. Odbieram telefon od przyjaciela z Warszawy, który mówi, że jego serdeczna koleżanka jest w Poznaniu w sytuacji kryzysowej, bo w hostelu w centrum miasta, w którym zatrzymała się na czas trwania Animatora, została w nocy zaatakowana i jakiś mężczyzna usiłował ją zgwałcić. Jest sama, roztrzęsiona i bardzo potrzebuje porozmawiać z jakąś kobietą. Jadę, odbieram Kasię z hostelu, jedziemy gdzieś daleko od tego miejsca spokojnie porozmawiać. Kasia, roztrzęsiona ale strasznie dzielna, opowiada co się wydarzyło: wczoraj wieczorem, koło północy wróciła po pokazach filmowych do hostelu i poszła spać. Koło trzeciej w nocy obudził ją nabrzmiały penis współlokatora z tego samego pokoju hostelowego, który jednocześnie przytrzymując ją i półleżąc na niej bokiem, próbuje ją zgwałcić na łyżeczkę”. Kasia, zaczyna protestować, szarpie się, udaje jej się zrzucić mężczyznę z siebie i z łóżka. On spada na podłogę i wychodzi z pokoju. Ona leży jak sparaliżowana, szczelnie otuliła się kołdrą, ale ze strachu nie może się ruszyć. Mężczyzna wraca, patrzy na nią intensywnie, po czym kładzie się na swoim łóżku i głośno masturbuje. Kasia się nadal się nie rusza, nic nie mówi, nie wie co zrobić, patrzy na zegarek i odlicza godziny do rana. Boi się, że jeśli się ruszy i coś zrobi, mężczyzna znowu ją zaatakuje.

O godzinie 6 wstaje, idzie do recepcji i prosi o zmianę pokoju. Na pytanie dlaczego, odpowiada spokojnie, ba, przepraszając za kłopot, ale zgodnie z prawdą. Słyszy, że powinna była przyjść w nocy, bo wtedy jest ochrona, a rano już jej nie ma. Ale pokój dostaje. Nikt z obsługi hostelu, po tym jak się dowiedzieli, co się stało, nie wzywa policji, nie proponuje pomocy w przeniesieniu rzeczy (przecież ten mężczyzna tam nadal jest!).

Kasia stara się zająć czymś głowę, chce przestać myśleć o tym, co ją w nocy spotkało, idzie oglądać pokazy filmowe, ale próba rozproszenia uwagi i oddalenia tego, co się wydarzyło nie działa. Obrazy z nocy wracają, zaczyna się czuć coraz gorzej i dzwoni do naszego wspólnego przyjaciela.

Siedzimy i rozmawiamy co zrobić. Kasia, mimo, że bardzo to przeżywa i jest roztrzęsiona, chce zgłosić sprawę na policję: „wcale nie mam na to ochoty, ale nie mogłabym spojrzeć w lustro gdybym tego nie zrobiła, myśląc, że ten mężczyzna mógłby zaatakować jakąś inną dziewczynę. Wiesz, ja jestem mamą, mam syna nastolatka, i gdyby on kiedyś przekroczył czyjeś granice, jakkolwiek go nie kocham, chciałabym, żeby poniósł za to pełną odpowiedzialność. Nie mówiąc o przemocy seksualnej, nie zgłaszając jej, przyzwalamy na nią, i potem tacy mężczyźni myślą, że jest okej zgwałcić śpiącą w hostelu kobietę”.

Chcemy się jakoś z Kasią na to zgłoszenie przygotować, zaczynamy szukać pomocy, dzwonię do różnych znajomych feministek i aktywistek (dziękuję dziewczyny za wsparcie!). Okazuje się niestety, że w Poznaniu, nie ma żadnego NGO-sa, ani w ogóle punktu oferującego pomoc – psychologiczną, prawną – kobietom, które zastały zaatakowane i doświadczyły przemocy seksualnej. Jako wsparcie muszę wystarczyć ja, a konsultacji prawnej udziela zaprzyjaźniona prawniczka (dziękuję!), która tłumaczy nam jak najlepiej postąpić, na co zwracać uwagę i jakie prawa Kasi przysługują (tak, choć teoretycznie je znamy, w takiej sytuacji co i jak, krok po kroku wcale nie jest oczywiste).

Jedziemy na prokuraturę, ale nie udaje nam się spotkać, ani skontaktować z prokuratorem – na wejściu dowiadujemy się, że dyżur prokuratorski tak, jest, ale prokuratura jest zamknięta. Od niesłychanie uprzejmej, empatycznej i bardzo chcącej nam pomóc pani ochroniarz (dziękuję!), otrzymujemy informację, że na komisariat na Marcinkowskiego nie pojedziemy, bo budynek jest w remoncie, ale żeby pojechać na najbliższy komisariat od miejsca zdarzenia – czyli w tym wypadku komisariat Stare Miasto na św. Marcina albo Marii Magdaleny, i że lepiej zacząć od św. Marcina. Jedziemy.

Komisariat policji Stare Miasto przy św. Marcinie znajduje się w pierwszej Alfie** (**modernistyczne wieżowce w centrum Poznania), licząc od Gwarnej. Obchodzimy budynek z wszystkich stron: od strony Marcina, od Gwarnej na tyłach budynku, wszystkie wejścia do Alfy, przy których widnieje tablica „komisariat policji” – zamknięte, domofonów brak, żadnej informacji, której można by zawierzyć, bo po kolejnym kółku wokół Alfy jesteśmy pewne, że zidentyfikowałyśmy wszystkie wejścia, ale nadal nie możemy się na komisariat dostać. W Internecie sprawdzamy: „siedziba czynna w godz. 7:30 – 15:30”. Aha. Widocznie na prokuraturze nie wiedzieli.

Kasia jest już zmęczona i zniechęcona kolejną nieudaną próbą zgłoszenia usiłowania gwałtu organom ścigania, ale jedziemy na Marii Magdaleny. Na Marii Magdaleny – otwarte! Bardzo miły i życzliwy pan policjant, zaprasza nas do środka, a na pytanie Kasi, czy mogłaby ją przesłuchać pani policjant, mówi, że właśnie chciał się skonsultować z przełożonymi, bo wie, że to lepiej, żeby kobieta przesłuchiwała kobietę w takiej sprawie i prosi o chwilę cierpliwości. Po chwili – podbudowane tym, że trzeci adres okazał się właściwy i że może wreszcie uda się złożyć zeznania – pamiętajcie, że dla Kasi każde pocałowanie klamki był jak kubeł zimnej wody na głowę – dowiadujemy się już od kolejnego uprzejmego i zatroskanego pana policjanta, że niestety na Marii Magdaleny nie ma teraz policjantki, żeby przyjąć Kasi zgłoszenie, ale żebyśmy pojechały na Śniadeckich – tam już są uprzedzeni i Kasia będzie mogła złożyć zeznanie.

Jedziemy na Śniadeckich, Kasia już totalnie podłamana, ale zdeterminowana. Koniec końców, udało nam się wreszcie dotrzeć na właściwy komisariat po dwóch godzinach bezskutecznego odbijania się od drzwi do drzwi, żeby zrobić, to co należy. Kasia złożyła zeznania, choć mimo jej prośby, nie pozwolono mi towarzyszyć jej jako osoba wspierająca podczas przesłuchania. Policjantka, która z Kasią rozmawiała, była bardzo uważna na to jak ona się czuje w trakcie rozmowy: przerywała, kiedy emocje brały górę, żeby Kasia mogła się uspokoić, powtarzała jej, że dobrze zrobiła przychodząc na policję i zgłaszając sprawę, bo tylko w ten sposób można coś zmienić. Dalsze czynności, na wniosek prokuratora, który był na dyżurze i od razu zareagował, zostały natychmiast podjęte. Rano dzwonili z komisariatu do Kasi. Mężczyzna został w nocy zatrzymany na wniosek prokuratora. Jest Polakiem, ale ciężko zrozumieć, to co i jak mówi. Z tego, co jednak można zrozumieć, wynika, że do niczego się nie przyznaje, bo głównie nic nie pamięta.

Niby udało się. Zrobiłyśmy, Kasia zrobiła to, zrobiła wszystko jak trzeba, miejmy nadzieję mężczyźnie, który próbował ją zgwałcić zostaną postawione zarzuty i żadnej innej dziewczyny już nie skrzywdzi. A Kasi z pewnością nikt nie będzie mógł nic zarzucić, zwłaszcza „braku standardów” przy zgłaszaniu przemocy seksualnej.

Ale to był koszmar.

I nie, nikt dla nas nie był nie miły, nie zbagatelizował, ani nie odprawił z kwitkiem. Nie o to chodzi. Wręcz przeciwnie. Wszyscy byli, uprzejmi, przejęci i starali się pomóc.

Porażającym problemem, tym, co sprawiało, że sytuacja była beznadziejna jest totalna dezinformacja, brak informacji i brak komunikacji. Na prokuraturze boją się/nie mogą/nie wiedzą czy mogą zadzwonić do prokuratura na dyżurze. Nie dysponują informacją, który komisariat jest czynny i gdzie się udać, a raczej informacja, którą dysponują nie jest właściwa. Na budynku komisariatu, do którego nie można wejść z żadnej strony ani się dodzwonić, nie ma wywieszonej informacji gdzie indziej na terenie Starego Miasta można szukać pomocy i zgłosić próbę gwałtu. A przecież na drzwiach zamkniętych na noc aptek zawsze widnieje informacja o tych aptekach, które danego dnia mają dyżur nocny i gdzie w razie nagłej potrzeby można się zapatrzyć w leki. Czy podanie takiej informacji – w realu i w Internecie – w przypadku komisariatów naprawdę jest takie trudne? Wreszcie brak informacji na stronie internetowej poznańskiej policji i prokuratury: gdzie takie sprawy zgłaszać w godzinach innych niż 7-15 od poniedziałku do piątku, jak skontaktować się z prokuratorem? Który komisariat jest otwarty? W którym komisariacie ma dyżur pani policjant, żeby kobieta, która doświadczyła próby gwałtu mogła bez stresu złożyć zeznania? I wreszcie totalny brak wsparcia ze strony miasta. Miasto Poznań nie oferuje pomocy osobom doświadczającym przemocy seksualnej – prawnej, psychologicznej, czy też wsparcia w kontaktach z policją i prokuraturą, a na swoich stronach nie informuje w ogóle o tym jak, do kogo, gdzie się w takim przypadku zgłaszać.

Nie chcę tą relacją sprawić nikomu kłopotów, wręcz  przeciwnie, jestem wdzięczna i bardzo dziękuję wszystkim z organów ścigania za udzieloną Kasi dziś w nocy pomoc.

Ale tę sytuację, ten brak informacji i komunikacji, ten brak systemowego, dostępnego, działającego wsparcia dla osób doświadczających przemocy seksualnej trzeba zmienić. Tak naprawdę być nie może.

***

Jesteśmy już w domu, musimy ochłonąć, rozmawiamy o całej sytuacji. Kasia mówi, że gdyby nie to, że miałyśmy samochód, że byłyśmy razem, we dwie, to już po pierwszej, bezskutecznej próbie dostania się na komisariat w Alfie by się rozpłakała i zrezygnowała.

Myślę, co bym zrobiła, gdyby spotkało mnie to co Kasię w obcym mieście, gdzie jestem sama, albo gdybym była osobą obcojęzyczną w Poznaniu (teraz wyobraźcie sobie tę całą historię, z tą różnicą, że jesteście Włoszkami, Chinkami albo Ukrainkami, nie Polkami) i wiem, że na pewno bym się poddała i zrezygnowała, przytłoczyłoby mnie to.

I teraz pomyślcie Wy, obrońcy standardów, procedur itp., pomyślcie po tej długiej i szczegółowej opowieści, która przecież nie jest wcale taką złą opowieścią o tym, co się dzieje, kiedy kobiety zgłaszają usiłowanie gwałtu i przemoc seksualną, i pomyślcie dlaczego tego robić nie chcą, zanim zaczniecie udzielać dobrych rad i oceniać kobiety po tym, w jaki sposób mówią o swoich doświadczeniach.

***

PS. Kasia jest w Warszawie, siła wsparcia sióstr działa, będzie mieć opiekę psychologiczną i prawną dzięki jednej z warszawskich organizacji kobiecych.


*imię zostało zmienione

design & theme: www.bazingadesigns.com