Problem ze „skradaniem” całusów

Sporo zamieszania i kontrowersji wywołało zawieszenie 6-letniego chłopca z Kolorado w prawach ucznia za „danie całusa” dziewczynce ze swojej klasy. Wśród komentujących pojawia się obawa, że „niedługo nawet spojrzenie na osobę przeciwnej płci będzie prowadzić do zawieszania uczniów” i opinia, że to „dyskryminowanie małych chłopców”.

photos.demandstudios.com-getty-article-163-42-86520131_XSPhoto Credit Jupiterimages/BananaStock/Getty Images

Chłopiec pocałował dziewczynkę w rękę, chociaż już wcześniej był upominany za cmokanie jej w policzek i dotykanie jej. Po ostatnim incydencie szkoła zawiesiła go w prawach ucznia. Dziecko jest przeurocze i wiele osób stwierdziło, że przecież „chłopcy to chłopcy”, w związku z czym nie powinno się rozdmuchiwać problemu. Ale większość komentujących osób nie rozumie, że dziewczynka, którą pocałował, oto właśnie uczy się, że chłopcy i mężczyźni mogą naruszać jej nietykalność cielesną bez uzyskania jej wcześniejszej zgody – mimo, że ma prawo nie być wciągana w chłopięcy proces „testowania”, gdzie leżą granice cielesne u płci przeciwnej.

Wielu osobom przeszkadza określenie „molestowanie seksualne”, które było oficjalną przyczyną zawieszenia chłopca w prawach ucznia. Jednakże regionalna rada edukacyjna uznała, że czyny chłopca nie kwalifikują się jako molestowanie seksualne i że może on powrócić do szkoły. Media, matka chłopca i wiele innych osób zdaje się przejmować przede wszystkim tym, że teraz trzeba będzie wyjaśnić dziecku co to jest to molestowanie seksualne i że to zdecydowanie za wcześnie. Poważnie?

Tak naprawdę poruszamy temat cielesności i seksualności na co dzień, jednak bez wypowiadania na głos tych straszliwych słów. Robimy to, gdy mówimy dziewczynkom „bądź grzeczna” i „miła” gdy „dokazują”. Robimy to, gdy mówimy chłopcom, żeby korzystali z życia ile mogą. Kiedy mówimy im, że muszą być „silni”. Robimy to, gdy wykorzystujemy ciała i fryzury dziewczynek do dyskusji o szkolnych wymogach w zakresie wyglądu i ubioru. Robimy to, gdy wujek łapie swojego małego bratanka i go łaskocze, chociaż tamten się wyrywa. Robimy to, gdy każemy dziewczynkom dawać krewnym i znajomym rodziny całusa, a chłopcom wystarczy uścisk dłoni.

Gdy chłopcy całują dziewczynki – nawet w ramach zabawy czy gry – a one się wyrywają, to słyszą nieraz, że są nadwrażliwe i że „chłopcy już tacy są”. To samo słyszą matki dziewczynek, gdy interweniują. A przecież dzieci muszą już od najmłodszych lat rozumieć, co to jest nietykalność cielesna i że całowanie i dotykanie wymaga zgody drugiej strony. Im wcześniej tym lepiej, bo wraz z wiekiem konsekwencje przekraczania tych granic stają się coraz poważniejsze.

Według tegorocznych badań, co dziesiąta osoba w przedziale wiekowym 14-21 była sprawcą/sprawczynią przemocy seksualnej. Jednak najbardziej niepokojące wnioski są takie, że dzieci nie czują się odpowiedzialne za swoje czyny. Dzieje się tak dlatego, że zasadniczą cechą osób napastujących innych jest roszczeniowość. A akurat tak się składa, że często roszczeniowość ma płeć, zaś w wychowaniu chłopców niewystarczająco dużo miejsca poświęca się nauce empatii.

W zeszłym roku organizacja American Association of University Women opublikowała badania wykazujące, że molestowanie seksualne jest stałą częścią życia dzieci w szkole podstawowej i liceum. Prawie połowa (48%) uczniów i uczennic doświadczyła jakiejś formy przemocy seksualnej, a zdecydowana większość (86%) przyznała, że wpłynęło to na nich/nie negatywnie. Dziewczynki częściej niż chłopcy padały ofiarą molestowania (56% do 40%), a stosowana wobec nich przemoc miała bardziej „fizyczny i inwazyjny” charakter. W konsekwencji, 22% dziewczynek i 14% chłopców ma problemy ze snem, 37% dziewczynek i 25% chłopców nie chce chodzić do szkoły, wreszcie 10% dziewczynek i 6% chłopców specjalnie chadza inną trasą do szkoły i ze szkoły.

Jednocześnie dzieci dostają komunikat, że przemoc seksualna to „nic takiego” i że są „przewrażliwione”. To bagatelizuje ich doświadczenia, umniejsza problematyczność molestowania i uczy dzieci, że ich myśli czy słowa nie mają znaczenia.

Dzieciństwo to trening przed dorosłością. Dzieci muszą jak najwcześniej zrozumieć, co to znaczy niezgoda na bycie dotykanym lub dotykaną (i że mają do niej prawo!), jak nie dotykać innych wbrew ich woli, jak instynktownie wyczuwać, gdy ktoś nie ma ochoty na dotyk i jak samemu/samej reagować na niepożądaną bliskość. Przyzwolenie na łamanie fizycznych barier innych osób często zaczyna się w domu, a potem jest legitymizowane w szkole. Edukując dziecko szczególnie należy podkreślać, że może ono powiedzieć „nie” osobie z autorytetem – wujkowi, nauczycielce czy księdzu.

Po incydencie w Kolorado pojawiło się wiele opinii, żeby nie rozdmuchiwać problemu, bo dzieci już takie są – „kradną” sobie całusy. To ciekawe określenie, skoro ludzie kradną zazwyczaj rzeczy, do których nie mają prawa. Oczywiście całujące i obejmujące się dzieci są słodkie, ale kiedy któraś ze stron tego nie chce – jej granice muszą zostać uszanowane. Nasz światopogląd dotyczący cielesności kształtuje się już w dzieciństwie i to właśnie wtedy należy formować go u dzieci świadomie i z empatią. Pamiętajmy: NIE rozmawiając z dziećmi na temat ich ciał, granic, ich praw i roszczeniowości, którą ktoś może wobec nich kiedyś poczuć – ROZMAWIAMY z nimi.

Opracowanie: Justyna Kowalska

design & theme: www.bazingadesigns.com