Polskie sądownictwo wymaga reformy. Jednak, w jaki sposób naprawi się sądy uzależniając je od polityków?

Justyna Kopińska

„Głosowałam na PiS i nie rozumiem, dlaczego teraz chcą zastąpić kastę sędziowską, gorszą kastą – układem sędziowsko-politycznym” – mówiła dziś pani w kolejce w piekarni. A ja byłam ciekawa jej głosu, podobnie jak głosu sędziów czy policjantów, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Co sądzą o tej reformie?

10373689_10153044684169655_5110541031737400045_nfot. Jakub Pleśniarski

Od lat piszę o indolencji polskiego wymiaru sprawiedliwości. To główny temat moich reportaży i książki „Polska odwraca oczy”. Przewlekłość spraw, niesprawiedliwe wyroki, dziwne opinie biegłych.

Wyroki w sprawie długotrwałego znęcania i niewyobrażalnej wręcz przemocy to zwykle zero lub parę lat w więzieniu.

Gdy o tym mówiłam, koledzy dziennikarze czasem rzucali: „przecież w każdym środowisku zdarzają się patologie, to nie znaczy, że całość wymaga reformy”.

Otóż, takie wyroki, to nie jednostkowe przypadki. Pamiętajmy, że do niedawna blisko połowa udowodnionych spraw o gwałt (czasem brutalny, zbiorowy) kończyła się wyrokami w zawieszaniu – sprawca nie szedł do więzienia, ofiara mijała go później na ulicy. Nie wiem, co myśli sędzia wymierzając taki wyrok? Blisko połowa sędziów! Czy traktują kobietę jak człowieka? Czy wydając wyrok myślą o jej godności?

Nie wiem, co myślał sędzia, który wyrokował w sprawie prokuratora wojskowego molestującego żołnierki na misji w Afganistanie. One do tej pory mają koszmary senne. Sędzia uznał, że molestowanie ma „niską szkodliwość społeczną” i prokurator zachowa przywileje wojskowe.

Powtarzam często, że znam także wspaniałych sędziów, którzy w ostatnich dniach byli niesłusznie utożsamiani z jakąś „nadzwyczajną kastą”. Sędziów, którzy wydają wyroki w sprawach mafijnych czy narkotykowych. Narażają się na pogróżki i lęk o swoje dzieci. Sędziów empatycznych i oddanych pracy.

Nie zmienia to faktu, że patologie w systemie sprawiedliwości nie są jednostkowe, nie są sporadyczne! To zjawisko częste. Zwykle dotyka ludzi najsłabszych, wykluczonych, których nie stać na adwokatów. Naszym zadaniem jest ich bronić.

Polskie sądownictwo wymaga reformy, wymaga naprawy. Jednak, w jaki sposób naprawi się sądy uzależniając je od polityków? Według ustawy o wyborze sędziów będzie decydował PiS, a w przyszłych latach ten, kto wygra wybory. Czy jeśli wygra SLD, to znów nastąpi wymiana sędziów? Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości tłumaczą mi: „my wierzymy ministrowi Ziobrze i prezesowi Kaczyńskiemu”. Ale przecież ustawy nie są na parę lat. Czy jeśli sędziów będą wybierać (według tej samej ustawy) kolejni wygrani, na przykład z PO, to wyborcy PiS nadal będą zadowoleni z wprowadzonych zmian?

Nie zgadzam się, by o tym, kto wydaje wyroki decydował Jarosław Kaczyński lub Grzegorz Schetyna.

Obecna reforma nie daje żadnych gwarancji na rozwiązanie problemów sądownictwa. Będzie za to prowadziła do chaosu – wymiany sądów przy każdej zmianie władzy. Ci, którzy mają zachować swoje wpływy i tak je zachowają. Oni akurat mają układy w każdej z partii politycznych.

A o tym, jaki jest koszt prawdziwej walki z układami w ministerstwie i sądach pisałam w reportażu „Biała Bluzka. Tajemnica minister Zbrojewskiej”. Poniżej fragment:

– W ministerstwie jest mnóstwo osób, dla których wiedza prawnicza nie ma znaczenia. Liczy się siła i kontakty – mówi mi kolega wiceminister Zbrojewskiej z wymiaru sprawiedliwości. – Zanim trafiła do ministerstwa, była chwalona, zdobywała uniwersyteckie nagrody za liczne publikacje, ale nie miała żadnego doświadczenia w roli szefa i zbudowanego zaplecza politycznego. Mimo to od razu porwała się na wprowadzanie zmian. Chciała redukcji zatrudnienia. Widziała, że jedna z wpływowych prokuratorek w ministerstwie przyjmuje kolejnych asystentów, mimo że nie ma dla nich pracy. Chciała to zmienić, a oczywiście ludziom, którzy pobierają kasę za nic, zależało, by dalej ją dostawać. Denerwowało ich, że przyszła jakaś młoda idealistka, która powtarza, że emerytów na leki nie stać, a w ministerstwie marnotrawią pieniądze. Zależało jej także, aby wzmocnić system, w którym studenci prawa niepochodzący z rodzin prawniczych mogą dostać się do zawodu sędziego i prokuratora. Najbardziej klarowny, europejski system jest obecnie w Krakowie, gdzie przyszłych sędziów i prokuratorów szkoli się w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Szansę mają najlepsi studenci i czasem na aplikację nie dostają się synowie ministrów czy sędziów Sądu Najwyższego. W ministerstwie jest dużo zwolenników starego modelu, w którym przyszłych pracowników wymiaru sprawiedliwości szkolono w sądach i prokuraturach. Wówczas prawie wszyscy aplikanci byli z poważanych klanów prawniczych.

Ostatnio grupa hamująca zmiany była w ministerstwie coraz silniejsza. Sędzia Leszek Pietraszko, dla którego najważniejsza jest przejrzystość w doborze przyszłych sędziów, miał być powołany na drugą kadencję dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Monika mu sprzyjała, bo nie pozwalał na tak zwane ustawki, czyli faworyzowanie krewnych wpływowych osób, zajęcia prowadzili najlepsi wykładowcy, a nie sędziowie, którzy akurat potrzebowali podreperować domowy budżet. Pietraszko zgłosił się jako jedyny kandydat, przeszedł pozytywnie wszystkie etapy rekrutacji i nagle ktoś w ministerstwie zablokował jego kandydaturę. Czyli obecnie szkoła nie ma dyrektora. Według Moniki blokada stanowiska była sygnałem, że lobby walczące o zachowanie wpływów w zawodach prawniczych znów zyskuje na sile. Bardzo się tym przejmowała. Mówiłem jej, że przecież niebawem wybory, więc i tak wszystko się zmieni. Ale chyba ci ludzie są tak ustawieni, że będą mieć wpływ na ministerstwo i sytuację prawną w Polsce niezależnie od tego, kto jest u władzy. 

design & theme: www.bazingadesigns.com