Ciobanu: Mój awaryjny kraj

Claudia Ciobanu
tłum. Aleksandra Szymczyk

Przerażona kobieta siedzi w wannie, która powoli wypełnia się krwią. Nie ma pojęcia, jak zatamować krwawienie. Sama w mieszkaniu. Palce robią się sine. Inna kobieta tarza się po betonowej posadzce balkonu, usiłując przywrzeć całym ciałem do zimnej powierzchni. Tylko to uśmierza ból. Jeszcze inna zaciska zęby na drewnianej łyżce, podczas gdy nieznajoma pielęgniarka wstrzykuje etanol do jej pochwy.   

12837728_10207583232477165_1995883654_o

Znam je wszystkie; to krewne, przyjaciółki. Kobiety zmuszane do aborcji w „podziemiu” w komunistycznej Rumunii. Bo Ceauşescu zakazał przerywania ciąży. Większość z nich przechodziła przez to piekło więcej niż raz. Niektóre żyły w strachu, że mąż – ten sam, który je zapłodnił – jeśli się zdenerwuje, doniesie na nie na policję.

W Rumunii nielegalna aborcja wpisana jest w historię niemalże każdej kobiety w wieku mojej matki. W 1989 roku, po zabójstwie Ceauşescu, rewolucyjny rząd przegłosował ustawy, wprowadzające demokrację wielopartyjną. A potem zalegalizowano aborcję. Bo jak inaczej można było mówić o wolności.

Ta historia stanowi nieodłączną część mojej tożsamości. Przeprowadzka do Polski oznaczała dla mnie wkroczenie w rzeczywistość pozbawioną sensu. Gdzie aborcja na żądanie jest nielegalna. Gdzie wciąż słyszę o kobietach, którym odmawia się aborcji, nawet mimo poważnego uszkodzenia płodu. Gdzie stale sobie wyobrażam, jaką torturą musi być przechodzenie przez taką ciążę. 

W rezultacie, choć fizycznie tu przebywam, wcale nie żyję w Polsce; żyję między Polską a Rumunią. W Polsce mogę być matką – kobieta w ciąży jest tu dobrze traktowana. Rumunii potrzebuję, by czuć się wolna. W jednej z szuflad w warszawskim mieszkaniu trzymam „tabletkę po”, którą kupiłam w rumuńskiej aptece. Teraz można je też dostać w Polsce, ale nigdy nie wiadomo… No i ta myśl, która mnie uspokaja: gdybym zaszła w niechcianą ciążę, po prostu pojechałabym do Rumunii. Umówiła wizytę, zapłaciła za zabieg kwotę, która by mnie nie zrujnowała, i byłabym pewna, że zostanę potraktowana z szacunkiem. 

Chciałabym, żeby Polki miały podobne wyjście awaryjne. Wiem jednak, że nie wszystkie mają.

Na bloku obok mojego ktoś umieścił graffiti, które mijam prawie codziennie, spacerując z dzieckiem w wózku. Mówi: „Doktor Chazan, santo subito”. Ktoś z mojego sąsiedztwa wierzył w to wystarczająco mocno, by wyjść w środku nocy i namalować napis. To sprawia, że czuję się obca.

Wątpię, by autor graffiti kiedykolwiek był w ciąży. Ból, krew, łzy, przewleczenie swojego ciała na drugą stronę, ogromna wrażliwość i jednoczesna bezbronność, całkowita odpowiedzialność za drugiego człowieka. To wszystko towarzyszy każdej ciąży – przerwanej i donoszonej, trudnej i o łagodnym przebiegu. Wówczas jedynym ludzkim odruchem, niezależnie od tego, co się z ciążą stanie, są opieka i wsparcie. 

nowelogo

design & theme: www.bazingadesigns.com