Rebecca Solnit: Mężczyźni objaśniają mi świat

Feministki nie tylko domagały się zmian prawnych, ale też od połowy lat siedemdziesiątych definiowały i nazywały całe kategorie naruszeń, których wcześniej nie rozpoznawano jako takich. Ogłosiły, że nadużywanie władzy stanowi poważny problem i że władza i autorytet mężczyzn – szefów, ojców i mężów – muszą zostać zakwestionowane. Stworzyły warunki i sieci wsparcia, dzięki którym mogły wybrzmieć opowieści o kazirodztwie, molestowaniu dzieci, o gwałtach i przemocy domowej. Te historie stały się częścią współczesnego wybuchu narracji, w którym osoby należące do wielu grup wcześniej skazywanych na milczenie zaczęły mówić o swoich doświadczeniach.

Częścią zamętu tamtych lat było to, że nikt tak naprawdę nie wiedział, jak słuchać dzieci, jak je przesłuchiwać, a w niektórych przypadkach jak badać wspomnienia – czy to dzieci, czy dorosłych pacjentów w terapii. Niesławny proces przedszkola McMartinów, jeden z najdroższych i najdłuższych w historii kraju, rozpoczął się w 1983 roku od oskarżenia wniesionego przez jedną z matek z okolic Los Angeles, która twierdziła, że jej dziecko było w tym przedszkolu molestowane. Władze nie tylko rzuciły się na tę sprawę, lecz także naciskały na rodziców, każąc im zadawać dzieciom pytania naprowadzające, i zatrudniły terapeutkę, która przesłuchiwała setki kolejnych dzieci; pojawiło się jeszcze więcej pytań naprowadzających, nagród, kukiełek i innych technik, które miały pomóc dzieciom stworzyć niesamowite historie o satanizmie i wykorzystywaniu.

Wyniki chaotycznych przesłuchań prowadzonych w ramach procesu McMartinów przywołuje się często jako dowód na to, że dzieci kłamią i nie można im ufać – może dobrze by było jednak przypomnieć, że w tej sprawie to dorośli stanowili problem. Profesor prawa Doug Linder pisze, że prokurator udzielił wywiadu, w którym „przyznaje, że dzieci zaczęły «coraz bardziej ubarwiać» swoje opowieści o wykorzystywaniu seksualnym, powiedział, że jako prokuratorzy «nie mieliśmy nic do roboty w sądzie»”; powiedział też, że dowody, które mogłyby oczyścić oskarżonych, zostały zatajone. Mimo to oskarżonych, którzy przeszli ten i następny długi proces, oczyszczono z zarzutów, choć o tym akurat rzadko kto pamięta.

11 października 1991 roku profesor prawa została wezwana do złożenia zeznań przed komisję senacką. Chodziło o ostatnie przesłuchanie Clarence’a Thomasa, nominowanego przez prezydenta Busha na urząd sędziego Sądu Najwyższego; zeznawała Anita Hill. Podczas utajnionego przesłuchania w FBI, a potem, kiedy jej słowa wyciekły do prasy, publicznie w Senacie, szczegółowo wyliczyła listę przypadków, kiedy Thomas jako jej zwierzchnik zmuszał ją do słuchania opowieści o pornografii, którą oglądał, i o swoich fantazjach seksualnych. Zmuszał ją także, by umówiła się z nim na randkę. Kiedy odmówiła, „nie traktował moich wyjaśnień jako wystarczających”, jak gdyby „nie” nie było samo w sobie wystarczające.

Krytykowano Anitę Hill za to, że nie reagowała na zachowania swojego zwierzchnika w czasie, gdy miały one miejsce, warto jednak pamiętać, że feministki dopiero chwilę wcześniej wyjaśniły zjawisko i ukuły pojęcie „molestowanie seksualne” i że dopiero w 1986 roku, czyli już po opisywanych przez Anitę Hill zdarzeniach, Sąd Najwyższy uznał, że takie zachowanie w miejscu pracy stanowi formę dyskryminacji, która może podlegać zaskarżeniu. Kiedy w 1991 roku Anita Hill przemówiła, zaatakowano ją z wyjątkową furią. Przesłuchiwali ją sami mężczyźni, przy czym republikanie byli szczególnie dowcipni, nieufni i drwiący. Senator Arlen Specter pytał jednego ze świadków, który na podstawie kilku przelotnych spotkań zeznał, że Hill fantazjowała na jego temat: „Czy uważa pan za możliwe, że profesor Hill wyobraziła sobie lub fantazjowała o tym, że senator Thomas mówił rzeczy, o które go oskarża?”. Kolejny raz zadziałał mechanizm użyty przez Freuda: kiedy mówiła, że zdarzyło się coś odpychającego, miało to oznaczać, że pragnęła, by to się wydarzyło, a może nawet nie potrafiła odróżnić pragnienia od rzeczywistości.

W kraju wybuchło oburzenie, chwilami przeradzające się niemal w wojnę domową. Wiele kobiet doskonale wiedziało, że molestowanie jest zjawiskiem codziennym, i z jak wieloma niemiłymi konsekwencjami można mieć do czynienia, jeśli się je zgłosi; wielu mężczyzn po prostu tego nie rozumiało. Bezpośrednim skutkiem całej sprawy było to, że Hill przeżyła upokarzające doświadczenie, a Thomas i tak zdobył stanowisko. Najgłośniejsze oskarżenia sformułował konserwatywny dziennikarz David Brock, który najpierw opublikował artykuł, a potem całą książkę, oczerniając Hill. Dziesięć lat później, skruszony, żałował zarówno swoich ataków na nią, jak i współpracy z prawicą i pisał: „Robiąc wszystko, co było w mojej mocy, aby zniszczyć wiarygodność Hill, zdecydowałem się na możliwie szeroki ostrzał, wrzucając do jednego garnka praktycznie dowolne poniżające – nawet jeśli sprzeczne – oskarżenia, jakie zebrałem na temat Hill od ludzi z obozu Thomasa (…). Była, jeśli mam przytoczyć własne słowa, «nieco walnięta i nieco puszczalska»”.

Jednocześnie „Wierzę ci, Anito” stało się feministycznym hasłem, samej Anicie Hill przypisuje się zaś niekiedy rozpętanie prawdziwej rewolucji w zakresie rozpoznawania zjawiska molestowania seksualnego w miejscu pracy i reagowania na nie. Miesiąc po przesłuchaniach uchwalono przepisy federalne dotyczące molestowania; gdy tylko pojawiły się skuteczne ramy prawne, w których można było mówić o nadużyciach w miejscu pracy, oskarżenia o molestowanie posypały się błyskawicznie. Rok wyborczy 1992 nazwano „rokiem kobiet”: wtedy właśnie swoje stanowisko zdobyła Carol Moseley Braun, pierwsza Afroamerykanka wybrana do Senatu, a wraz z nią pojawiło się więcej senatorek i kongresmenek niż kiedykolwiek przedtem.

Wciąż jednak, nawet dziś, kiedy kobieta mówi na temat zachowania mężczyzn coś, co wydaje się niewiarygodne, natychmiast pojawiają się oskarżenia o to, że zwariowała, ma urojenia, jest złośliwą konspiratorką, patologiczną kłamczuchą, oszołomką, która nie zna się na żartach, albo wszystkim naraz. Niezwykła gwałtowność tych reakcji przypomina freudowską interpretację żartu o zniszczonym garnku. Pewien człowiek, oskarżony przez sąsiada o to, że pożyczył od niego dobry garnek, a kiedy go oddawał, garnek był popękany, odpowiedział, że oddał garnek w dobrym stanie, że garnek musiał być już pęknięty, kiedy go pożyczał, a w ogóle to nie pożyczał żadnego garnka. Kiedy kobieta oskarża mężczyznę, on lub jego obrońcy tak bardzo protestują, że ona staje się tym popsutym garnkiem, on – pożyczającym. Slavoj Žižek pisał: „Według Freuda taka wyliczanka niespójnych argumentów rzecz jasna potwierdza przez negację to, czemu stara się zaprzeczyć – że oddałem ci pęknięty garnek”.

Tak wiele pobitych garnków… W tym roku, kiedy Dylan Farrow powtórzyła oskarżenie o molestowanie skierowane przeciw jej przybranemu ojcu, Woody’emu Allenowi, okazała się najbardziej spękanym garnkiem w okolicy. Zaroiło się od oskarżycieli, zaczęto wywoływać duchy sprawy przedszkola McMartinów, Allen opublikował dramatyczną tyradę, zapewniając, że nie molestował dziecka w pokoju na strychu, jak twierdziła Farrow, ponieważ nie lubił tego pokoju, dodał, że „bez wątpienia” taki pomysł podsunęła dziewczynie piosenka o strychu, zasugerował, że została poinstruowana i „zindoktrynowana” przez matkę, która miałaby być właściwą autorką oskarżeń. Znowu pojawił się podział płciowy: wiele kobiet uznało relację dziewczyny za wiarygodną, ponieważ słyszały już wcześniej podobne rzeczy; wielu mężczyzn skupiało się raczej na problemie obaw przed fałszywymi oskarżeniami i wyolbrzymiało częstotliwość pojawiania się takich oskarżeń.

Herman, która w swojej książce Przemoc zajmuje się problemem gwałtu, molestowania dzieci i traumy wojennej, pisze: „Głównymi jego [sprawcy] sprzymierzeńcami są tajemnica i milczenie. Jeśli tajemnica zostaje odkryta, sprawca próbuje podważyć wiarygodność swojej ofiary. Jeśli nie może jej uciszyć, usiłuje upewnić się, że nikt jej nie będzie słuchał. (…) Po każdym akcie przemocy można spodziewać się tych samych tłumaczeń: wcale do tego nie doszło; ofiara kłamie; ofiara przesadza; ofiara sama jest sobie winna; a w każdym razie czas zapomnieć o przeszłości i zacząć żyć normalnie. Im potężniejszy prześladowca, tym większy ma wpływ na kreowanie oraz interpretację rzeczywistości i tym bardziej prawdopodobne, że jego punkt widzenia zwycięży”*.

W dzisiejszych czasach nie zawsze udaje im się zwyciężyć. W naszej epoce wciąż trwa walka o to, komu przyznane zostanie prawo do mówienia i komu będzie się wierzyć; w związku z tym nacisk pojawia się z każdej strony. Ruch praw mężczyzn oraz liczne popularne źródła dezinformacji przekonują, bez żadnych podstaw, że mamy do czynienia z epidemią fałszywych oskarżeń o gwałt**. Sugestia, jakoby kobiety jako takie były mało wiarygodne i jakoby rzeczywisty problem stanowiły fałszywe oskarżenia o gwałt, służy uciszaniu konkretnych kobiet, unikaniu debaty na temat przemocy seksualnej i czynieniu z mężczyzn głównych ofiar.

przeł. Anna Dzierzgowska

Fragment książki Rebecki Solnit Mężczyźni objaśniają mi świat [link].


Rebecca Solnit jest amerykańską eseistką, historyczką i działaczką feministyczną. Napisała kilkanaście książek z pogranicza antropologii, filozofii i polityki, m.in. wielokrotnie nagradzaną Eadweard Muybridge and the Technological Wild West oraz Wanderlust: A History of Walking. Publikuje w wielu pismach, m.in. „Harper’s Magazine” i w „Guardianie”.


*J.L. Herman, Przemoc, dz. cyt., s. 18.

** Fałszywe oskarżenia o gwałt istnieją, ale zdarzają się rzadko, choć rzecz jasna historie o fałszywie skazanych są przerażające. W brytyjskim opracowaniu, opublikowanym w 2013 roku przez Crown Prosecution Service (Koronną Służbę Prokuratorską), podano, że w badanym okresie odnotowano 5 651 oskarżeń o gwałt i 35 oskarżeń o stawianie fałszywego zarzutu gwałtu. W raporcie amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości z 2000 roku podawane są następujące szacunki dla Stanów Zjednoczonych: 322 250 przypadków gwałtu rocznie, z których 55 424 przypadki zgłaszane są na policję, prowadząc do 26 271 aresztowań i 7 007 wyroków skazujących – czyli niewiele ponad dwa procent z ogółu przypadków uwzględnionych i dwanaście procent przypadków zgłoszonych zakończonych wyrokiem więzienia. Jeśli nawet są wśród nich przypadki fałszywych oskarżeń, ich liczba raczej nie jest oszałamiająco wysoka (przyp. autorki).

design & theme: www.bazingadesigns.com