Jego ofiarami padło ponad 400 kobiet. Jestem jedną z nich

Poznański Sąd Okręgowy wydał w czwartek wyrok pozbawienia wolności mężczyzny, który przez lata podawał się za profesora i doprowadzał studentki do „innych czynności seksualnych”. Za gwałt na jednej z nich dostał sześć i pół roku więzienia. Jego ofiarami padło natomiast ponad czterysta kobiet (więcej o sprawie: link).

Ilustracja: www.izabelaka.com

Nie chcę zastanawiać się nad tym, czy ta kara jest wystarczająco wysoka. Nie znam się na tym. Dla mnie najważniejsze jest to, że mężczyzna został ukarany, choć może nie wszystkie poszkodowane zgodzą się ze mną. Ja jestem jedną z nich i chciałabym, żebyście przez chwilę mnie posłuchali. Nie piszę w imieniu wszystkich skrzywdzonych przez niego kobiet, piszę w swoim imieniu. Właściwie nie znam żadnej z pozostałych. Jesteśmy w tym jednak razem. Razem doświadczyłyśmy uprzedmiotowienia, poniżenia, a nawet gwałtu.

Razem myślałyśmy „przecież nic się nie stało”, razem czułyśmy się zagrożone i osaczone, razem milczałyśmy. Razem starałyśmy się o tym zapomnieć i razem przerzucałyśmy winę na siebie. Wszystko to robiłyśmy razem, chociaż bez rozmawiania o tym ze sobą, bez podjęcia wspólnie decyzji, bez poznania się nawzajem.

Wszystko robiłyśmy razem, mimo że każda z nas czuła się samotna w swoim doświadczeniu, bólu i milczeniu. Każda z nas jest odizolowaną od innych wyspą. Nie potrafimy dostrzec, że tworzymy archipelag, sieć przypadkowo połączonych ze sobą życiorysów. Wiele straciłyśmy przez ten przypadek: pewność siebie, podmiotowość, zaufanie, nadzieję. Podejrzewam, że niektórym udało się pozbierać. Inne może nawet nie zauważyły, że coś straciły. Są też jednak takie, którym bardzo ciężko jest zapomnieć. Chciałabym, żebyśmy zrozumiały, że mimo straty mamy coś, czego może nie dostrzegałyśmy wcześniej: mamy siebie nawzajem. Fakt, może niewielka to pociecha i cena za tę wartość jest zbyt wielka. Dlaczego nie mogłyśmy dostrzec tego wcześniej bez ponoszenia kosztów?

Dla mnie świadomość tej wspólnoty jest bardzo ważna, mimo że nie znam imion pozostałych kobiet. Nie umiem wytłumaczyć tego, co czuję, kiedy myślę o tych czterech setkach. Nie wiem nawet, jak mam o tym myśleć. Poza tym, że wiem, że gdzieś tam na świecie są kobiety, które dokładnie znają moje myśli, mój ból, moje odrzucenie. I to daje mi siłę.

Nie jestem tą, która zawiadomiła policję. Nie byłam na tyle odważna. Jeśli jesteś nią Ty, jeśli jesteś tą, na której wszystko się skończyło i od której wszystko się rozpoczęło, to chciałabym Ci bardzo podziękować. Dziękuję Ci za odwagę powiedzenia, że to nie my jesteśmy winne temu, że ktoś wykorzystał swoją władzę nad nami. Dziękuję Ci, że umiałaś powiedzieć: „to jest przemoc, a przemoc nie jest w porządku i jest za nią kara”. Podejrzewam, że nie wiedziałaś nawet, jaką lawinę wywołasz swoją odwagą. Nie wiedziałaś, że obudzisz wspomnienia sprzed dziesięcioleci, że dasz nam iskrę odwagi do powiedzenia „ja też” i nadzieję, że zostaniemy wysłuchane. Jesteś moją bohaterką.

Jesteś moją bohaterką, bo jako pokrzywdzone, nie tylko w tej sprawie, czasem nie mamy siły na to, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność za bycie ofiarą: za podważanie naszej wiarygodności, za każde zadane nam „ale czy na pewno?” lub „sama chciałaś, po co za nim lazłaś, głupia jesteś?” lub „zniszczysz mu karierę i rodzinę tym fałszywym oskarżeniem!”.

Jest mi strasznie przykro, że żyjemy na świecie, w którym jeden mężczyzna  może przez dziesięciolecia przypisywać sobie władzę nad innymi ludźmi, prawo do ich wykorzystywania, bez względu na ich emocje oraz uczucia, jedynie w celu zaspokojenia swoich potrzeb. Jest mi strasznie przykro, że w naszym świecie to osoba wykorzystana ma poczucie winy, że to ona zrobiła coś złego; że milczy tylko dlatego, żeby nie dopuścić do siebie strasznej myśli, że ktoś potraktował ją jak przedmiot.

Jest mi strasznie przykro, że żyjemy na świecie, w którym komentarze przekonują mnie, że sama byłam sobie winna, że byłam naiwna i że on chciał sobie tylko pomacać, hehe. Nie jestem sama sobie winna. Może jestem naiwna, ale moja cecha charakteru nie jest usprawiedliwieniem dla przemocy. Uważam, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemocy. Okazja nie powinna czynić złodzieja. A jeśli tak jest, to żyjemy na naprawdę pojebanym świecie.

Nie chcę stawiać kolejnych murów, odgradzać się od innych tylko dlatego, że mogę zostać skrzywdzona. Nie chcę kupować gazu pieprzowego i mieć go zawsze pod ręką, nie chcę obchodzić osiedla tylko dlatego, że ktoś za mną idzie. Nie chcę być uważana za idiotkę, kiedy krzyczę z emocji, bo ktoś postanowił pokazać, jaką ma nade mną władzę, i rani mnie, nazywając “głupią cipą”. Nie chcę, by koledzy w pracy żartowali sobie z gwałtu, bo gwałt jest pozbawieniem człowieczeństwa w imię czyjegoś widzimisię. Nie chcę słuchać kolejnego „sama sobie była winna”, bo wyobraź sobie, że za każdym razem, kiedy tak mówisz, jakaś pokrzywdzona nie zgłasza przemocy, wierząc w twoje głupie słowa.

Ale nie chcę też zemsty. Nie chcę mieć władzy nad nikim. Nie chcę pokazywać „teraz mój czas, teraz się odegram”. Nie chcę się odgrywać. Nie chcę stosować przemocy. Nie widzę w tym sensu. Chciałabym, żebyśmy jako ludzie po prostu uznali, że nie możemy traktować ludzi jak przedmioty. Czy takie proste rzeczy naprawdę tak trudno zrozumieć?

Aleksandra


Korekta: Edgar Lewandowski

design & theme: www.bazingadesigns.com