Męskość różowa, męskość brunatna. Faszystowskie tradycje w ruchu gejowskim

Paweł Matusz

Męski charakter fali faszyzmu, której doświadczamy w Polsce, jest nie do ukrycia. Grupy mężczyzn atakujące osoby o innym niż biały kolorze skóry, spalenie ukraińskiej flagi na Marszu Niepodległości, przemoc wobec osób LGBT [1], antyfeministyczny postulat całkowitego zakazu aborcji i atmosfera przyzwolenia na przemoc wobec kobiet… Owa fala nie pozostaje bez związku ze „światem gejowskim”. Prawa mniejszości seksualnych (a konkretnie: męskiej cisgenderowej, czyli nietranspłciowych gejów) instrumentalizowane są w celu szerzenia imperializmu czy nacjonalizmu. Jasbir K. Puar nazywa to zjawisko homonacjonalizmem. Wykorzystywanie walki o równość małżeńską w celu przydania sobie cech cywilizowanego i demokratycznego państwa na stałe wpisało się w światową sytuację polityczną. Patriotyczny maskulinizm odnajdziemy także w gejowskich klubach, portalach randkowych czy mediach społecznościowych. Nieheteronormatywna orientacja seksualna nie wyklucza bowiem maskulinizmu. Na pierwszy plan wchodzi płeć męska. Płeć kulturowa współkształtuje seksualne pożądanie w duchu faszystowskich tradycji homospołecznych.

Zrzut ekranu 2017-01-23 o 12.06.57Ilustracja Dorota Stefaniak-Rudzińska

Przykłady barwienia na brunatno tęczowej flagi można mnożyć. Jednym z nich była warszawska impreza gejowska, której motywem przewodnim był polski patriotyzm [2]. Przestrzenie o skrajnie mizoginicznym charakterze, które dominują w klubach dla MSMów (czyli mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami), przejmują z łatwością elementy męskiego genderu: nacjonalizm, militaryzm, mizoginia i w końcu antysemityzm. Osoby niebiałe, kobiety lub „niemęscy mężczyźni” czy osoby transpłciowe spotykają się w nich na co dzień z przejawami dyskryminacji. Przestrzenie z założenia przyjazne reprodukują płciowe stereotypy i podtrzymują świętą seksualną różnicę.

Uderza fakt, iż współczesna maskulinistyczna kultura gejowska niemal dokładnie odtwarza tradycje tak zwanych Männerbundów – protofaszystowskich męskich stowarzyszeń, które w Niemczech na przełomie XIX i XX wieku stanowiły, obok Instytutu Magnusa Hirschfelda, jeden z emancypacyjnych nurtów w ruchu homofilskim [3]. Männerbundy, których teoretyczne zaplecze zapewniali etnologowie Heinrich Schurtz (jego prace dotyczące Männerbundów entuzjastycznie recenzował m.in. Otto Weiniger, autor antysemickiej Płci i charakteru) i Hans Bluher [4], miały stanowić podwaliny nowoczesnego państwa. Homoerotyczna i homospołeczna atmosfera tych stowarzyszeń miała służyć rozwojowi prawdziwej męskości i męskiej samorealizacji. Männerbundy stanowiły także zaplecze dobrze zakonserwowanej mizoginii, która była reakcją na pierwszą falę feminizmu. Kobiety nie miały wstępu do homospołecznych stowarzyszeń, które u progu lat trzydziestych zwróciły się w stronę antycznej metafizyki i faszyzmu. Wyobrażenie męskiego aryjskiego ciała miało być zaprzeczeniem stereotypu żydowskiej kobiecości, czy w ogóle Żyda jako figury symbolizującej słabość i wartości rodzinne [5]. Według Bluhera Żydzi, podobnie jak kobiety, nie byli w stanie opuścić rodziny i budować silnego państwa z racji zbytniego przywiązania do bliskich oraz braku zdolności do tworzenia męskich więzi [6]. Była to jedna z wielu antysemickich teorii, które klasyfikowały Żydów jako wrogów lub sprzymierzeńców nowoczesności, kapitalistów lub komunistów – w zależności od potrzeby grupy dominującej.

iwo-jima-flag-raising-gay-pride-flag
Ilustracja Eda Freemana wzorowana na zdjęciu amerykańskich żołnierzy w 1945 przedstawiająca zwycięstwo w walce o równość małżeńską

Podszyta rasizmem i antysemityzmem polityka Männerbundów doczekała się nawet swojego niemieckiego słowa: Tuntenhass [7] (w luźnym tłumaczeniu: nienawiść do ciot). Dzisiejszym odpowiednikiem tego wyrażenia jest femmefobia, która oznacza dyskryminację osób odstających od maskulinistycznego kanonu obowiązującego na gejowskim rynku matrymonialnym. Blüher w swoich pracach „negatywnie kategoryzuje homoseksualność ‹‹kobiecych mężczyzn›› jako dekadencko-żydowski typ” [8] .

O entuzjazmie, jaki wywoływały Männerbundy w Niemczech na początku XX wieku, najlepiej świadczy fakt, iż Freud, mimo dyskusji z poglądami Blühera, pozostawał z nim w kontakcie, a jego teoria hordy pierwotnej była inspirowana wszechobecnymi w tym czasie fantazjami o Männerbundach i „męskich przygodach” niemieckiego imperium [9] .

Inną wersję seksualnej emancypacji proponował wspomniany już Magnus Hirschfeld, który wyznawał ideę tak zwanej „trzeciej płci”. Dziś moglibyśmy nazwać jego działalność transinkluzywną, bądź walczącą z transfobią. Niestety nie spotkała się ona z gorącym przyjęciem zarówno ze strony zwolenników Blühera, jak i Männerbundów oraz nazistów, którzy ostatecznie spalili cały Instytut wraz z jego księgozbiorem.

Maskulinizm wraz z rasizmem i fatfobią odradzają się dziś w dobie homonacjonalizmu i walki o równość małżeńską przedkładaną nad problemy przemocy, bezdomności osób nieheteronormatywnych, braku edukacji seksualnej itd. Najbardziej widocznym zjawiskiem jest gejowska mizoginia, lecz idzie ona w parze (zgodnie z duchem faszystowskich tradycji) z rasizmem. „No femms”, „no asians”, „no black”, „keine Tunten”, „no fish”, „przegiętym dziękuję” – to tylko próbka rasistowskich i (trans)mizoginicznych fragmentów ogłoszeń matrymonialnych z gejowskich serwisów randkowych. Dotyczy to zarówno Warszawy, jak i Berlina czy Amsterdamu. Temat doczekał się filmu dokumentalnego i wielu innych świadectw [10]. Niemalże globalny standard zakazu wstępu dla kobiet na maskulinistyczne imprezy gejowskie (tabliczki „no women allowed”, czyli kobietom wstęp wzbroniony itp.) w Polsce łączy się z uwielbieniem dla biało-czerwonej flagi i egzotyzacją bliskowschodniego Innego jako erotycznej zabawki spod znaku „turkish delight” (turecka słodkość) – bo imprezy odbywające się pod tym hasłem też miały miejsce. Czy tego chcemy czy nie, musimy sobie zdać sprawę z rasistowskich lub wręcz faszyzujących tradycji, które reprodukujemy i usprawiedliwiamy retoryką odwołującą się do indywidualnych preferencji. Niemal jak na dłoni widać podziały na męsko-męską większość i inkluzywną feministyczną mniejszość.

Także militaryzm był częścią wizji silnego państwa, do którego Żydzi – jako wrogowie państwowości zanurzeni w rodzinnych więzach – nie pasowali [11]. Byli oni postrzegani jako przeciwnicy nowoczesnego męskiego społeczeństwa. Odwołania do walki i podboju – charakterystyczne dla prawicowych ruchów militarnych, bojówek i ich metafizycznych i antycznych inspiracji – odnajdujemy we współczesnej symbolice ruchu LGBT. Kult ciała oraz wojna, a więc kluczowe elementy maczystowskiej wizji świata, stają się również częścią systemu wartości obowiązującego w ruchu poparcia równości małżeńskiej (który ostatecznie służy podtrzymywaniu patriarchatu i kapitalistycznej oraz nacjonalistycznej logiki redystrybucji dóbr). Mizoginiczna atmosfera panująca na określonego typu imprezach gejowskich przejawia się m.in. wyzywaniem kobiet od „brzydkich heteryczek”, mimo iż wydarzenia te promują się jako otwarte dla wszystkich i undergroundowe czy alternatywne. Duch walki ze status quo był także obecny w Männerbundach, których maskulinistyczny i kontrkulturowy charakter („masculinist counterculture” [12]), jak pisze Jay Geller, miał sprzeciwiać się rodzinie oraz establishmentowi, a także budować silne nowe państwo.

13669688_677811515707944_3677995832740855102_n
Logo nocnego klubu gejowskiego w Berlinie nawiązujące do heroizmu i tradycji antycznych

Deklaracje otwartości gejowskich imprez pozostają jedynie fasadą, a sprzeciw wobec rasizmu ma dość powierzchowny charakter. Widzimy to w rasistowskich wypowiedziach organizatorów tego typu wydarzeń: „Najbardziej przeszkadza mi, że Warszawa nie jest kosmopolityczna. Wynika to zdecydowanie z powojennej historii miasta i kraju. Po prostu życzyłbym sobie o wiele większej mieszanki kulturowej, rasowej, kolorytu widocznego na ulicy”.

Neoliberalny język widać szczególnie wyraźnie w chęci doścignięcia zachodniego „multi-kulti”. Różnica rasowa ma cieszyć męskie oko, stwarzać atmosferę wyboru i obfitości. Kolonialna historia, w której świetle rozpatrywać należy mówienie o „mieszance rasowej”, zostaje zapomniana, a przemoc, jakiej często poddawani są niebiali imigranci i imigrantki sprowadzona zostaje niemalże do erotycznego fetyszu.

Społeczna przemoc przebiega zatem wzdłuż granic wytyczonych przez klasę, rasę i płeć. W erze wojen kulturowych często zapominamy o własnej pozycji, która gwarantuje nam określone przywileje. Ruch LGBT coraz bardziej staje się liberalną fikcją w obliczu odradzających się nacjonalizmów i podziałów późnego kapitalizmu.Nie tylko przestaje być platformą wspólnych doświadczeń, ale przesłania nam fundamentalne konflikty społeczne związane z męską dominacją, rasizmem oraz opresją ze strony klas wyższych.


Tekst ukazał się w najnowszym numerze Bez Dogmatu.

design & theme: www.bazingadesigns.com