Jurkowska: Siostrzeństwo wymaga równości

Pani Gienia jest dla mnie najukochańszą osobą na świecie; słodka jak kremówka, dobra jak socjalizm. Promieniuje matczynym ciepłem, przy którym z moją siostrą grzałyśmy się jak przy ognisku na harcerskim obozie. Pani Gienia jest sprzątaczką moich rodziców. I jest mi za nich wstyd. Od kiedy zyskałam świadomość siebie jako odrębnego bytu w klasowym społeczeństwie (pojęcie klasy dość wcześnie wbił mi do głowy dziadek-komunista), prosiłam panią Gienię, by w moim pokoju nie sprzątała. Żadna to zasługa, żaden powód do dumy. 

11901644_10207828773585199_1114636164_o

Przez krótki czas pracowałam również jako sprzątaczka; na saksach, za zagraniczną walutę. Czy to sprawia, że wiem, jak to jest być panią Gienią? Absolutnie nie. Owszem, nie myłam cudzych wanien i okien dla przyjemności, ale bezpieczeństwo materialne było na wyciągnięcie ręki, o jedno „przepraszam” wobec wyższoklasowych rodziców, z którymi byłam wówczas w konflikcie. Nie da się „pobawić w biedę”.

Od czasu „Mistyki kobiecości” (mam tu na myśli pierwsze wydanie amerykańskie z 1963 roku, polskie ukazało się dopiero w roku 2012) feminizm kojarzony jest z sukcesem kobiet w sferze zawodowej, z ich wejściem na rynek pracy, uzyskaniem równej płacy i rozbiciem szklanego sufitu. Wykształcone i bogate panie domu, mówiąc w wielkim skrócie i nieco bez empatii, wariowały od intelektualnej jałowości prania, zamiatania i wycierania dziecięcych smarków. Dorównanie mężczyznom ze swojej klasy społecznej było równoznaczne z „wyzwoleniem” czy – gorzej jeszcze – z wolnością.

Ze Stanów Zjednoczonych wczesnych lat 80. moja matka wróciła opiwszy się kultury yuppie niczym kleszcz. Wychowana jako „czysty umysł”, osoba pozbawiona zakorzenienia w cielesnym świecie materialnych potrzeb, powtarzała mi zawsze, że jedyne, co muszę robić, to uczyć się i czytać.

By jedna z nas mogła „uczyć się i czytać”, a następnie stresować się w eleganckim kostiumie przy multimedialnej prezentacji, inna z nas musi prać, zamiatać i wycierać smarki. Praca, niezależnie od przyjętej definicji pracy, nigdy nie wykonuje się sama. bell hooks najzupełniej słusznie krytykuje „wyzwolenie kobiet” w stylu drugiej fali za daleko posunięty elitaryzm. Kobiety biedne i kolorowe nie musiały rozbijać muru dzielącego je od zielonych pastwisk rynku pracy. One były tam od dawna i, prawdę mówiąc, nie było im wcale zielono. Jak bardzo wyzwalające jest doświadczenie przesuwania towarów nad skanerem cen przez dwanaście godzin dziennie? Nie bardzo. Moim zdaniem nie mniej niż przekładanie faktur w korporacji czy dokumentów w firmie prawniczej, które to wielu i wiele postrzega jako najpełniejszą realizację człowieczeństwa.

Najwcześniejszym doznaniem zmysłowym mojego dzieciństwa był silny, chemiczny zapach pasty do podłóg z plastikowego słoiczka, którą babcia pastowała na kolanach linoleum udające drewno. Pomagała jej pani Zofia – sprzątaczka, niepiśmienna kobieta z przygranicznej wsi, która przeżyła wszystkich swoich ośmiu mężów.  Fakt, że babcia – największy autorytet mojego wczesnego życia – pastuje podłogę, w moich oczach czynił to zajęcie ważnym. Więcej – czynił je atrakcyjnym. Chciałam robić to samo, co babcia i pani Zofia. Babcia była dumna ze swoich szorstkich, spracowanych dłoni, które potem – jako że była dentystką – wtykała ludziom w usta.

Nie ma prac wysokich i niskich, tak jak wysoki albo niski może być premier. A przynajmniej – nie powinno być. Mogą być natomiast prace bardziej albo mniej potrzebne. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że prace domowe, zwykle niepłatne, które nie cieszą się żadnym niemal szacunkiem, są pracami najważniejszymi, pracami podstawowej potrzeby. Wykonywanie ich czyni nas najpotrzebniejszymi pracownikami_cami na świecie. Jak często wpisywanie liczb w arkusz kalkulacyjny sprawia, że myślisz o sobie w ten sposób.

Siostrzeństwo wymaga równości. I znów – nie równego wzrostu, a niewywyższania się. Klasa to nie tylko stosunek do środków produkcji. To nie tylko twoje zachowanie, twój habitus. To również stan umysłu i okulary, przez które widzimy świat. Zatem nie myśl, osobo płci dowolnej z klasy wyższej, to jest klasy ordynarnie wywyższających się, że, zatrudniając sprzątaczkę, „dajesz pracę”, że niemal robisz komuś łaskę czy uprzejmość. Umowa o pracę, prawo do urlopu, do choroby, do emerytury, należy się pani Gieni i pani Zofii tak jak tobie, jak psu buda. Bo pani sprzątaczka jest ważna i potrzebna, ważna dla ciebie. Tak ważna jak ty, gdy zmieniasz pieluchę, tak ważna jak twój partner lub partnerka, gdy zmywa naczynia. Jest ważna dla twojego dziecka, które lubi z nią rozmawiać i grzać się w jej cieple.

Adela Jurkowska

design & theme: www.bazingadesigns.com