Kowalska: Ile seksu jest okej?

Jak powszechnie wiadomo, seks jest nadrzędnym czynnikiem motywacyjnym dla wielu ludzkich działań i genialną dźwignią marketingową – za pomocą gołej baby można opchnąć konsumentowi wszystko począwszy od dachówek a skończywszy na parówkach. Seks jest też zazwyczaj ważnym elementem relacji międzyludzkich. Jeśli partnerzy przestają go ze sobą uprawiać, to znaczy, że w związku coś się psuje. To przynajmniej próbują nam wmówić media, poradniki dla kobiet, specjaliści/stki, nasze własne przyjaciółki, a nawet księża.

Print

„Ile razy w tygodniu się kochacie?”, „Ile seksu jest okej?”, „Czy seks raz w tygodniu jest normalny?”, „Z tymi waszymi facetami jest coś nie tak, czyżby hormony z kurczaków? Zdrowy mężczyzna nie traci ochoty na seks, szczególnie z atrakcyjną kobietą”, „Po co hajtnęłaś sie z facetem, z którym nie chcesz uprawiać seksu?”– oto niektóre wpisy z forów internetowych, gdzie kobiety i mężczyźni starają się sprecyzować, co jest normalne, a co nie. Z poradników internetowych na temat seksu mogą  dowiedzieć się ewentualnych przyczyn anomalii w ich życiu seksualnym:  strach przed ciążą, okres, kompleksy fizyczne, stres, przepracowanie, bo nie ogoliła nóg i się wstydzi, bo dyscyplinuje partnera, zła dieta, zmęczenie, kochanek/kochanka. W innym artykule straszliwy werdykt: „Już kilka tygodni bez seksu niszczy związek”. I dodatkowa informacja: „Większość z nas (71 proc.) kocha się co najmniej raz w tygodniu.” Na warsztatach dla narzeczonych ksiądz instruował moją znajomą, że ma być na każde życzenie swego męża, i nie ma, że „boli ją głowa” – zgoda na seks to jej obowiązek jako przyszłej żony. Psychologowie i psycholożki z rzekomo wiarygodnych poradni takich jak psycho24.pl dorzucają swoje trzy grosze: „Seks jest rzeczywiście dość dobrym barometrem tego, co dzieje się w związku – uważa psycholożka i psychoterapeutka Joanna Grabowska-Osypiuk – „Brak zbliżeń faktycznie staje się problemem, kiedy zapominamy, że seks jest ważną częścią relacji między kobietą a mężczyzną. Jeśli styl życia powoduje, że wieczorem zasypiamy ze zmęczenia przed telewizorem, zazwyczaj zwiastuje to kłopoty”.

Z miejskich billboardów, reklam, prasy, telewizji, internetu i warsztatów przedmałżeńskich wylewa się seks, na każdym kroku afirmując, że musi być on częścią udanego, zdrowego i aspiracyjnego modelu życia każdego z nas: ma to być regularny, spontaniczny seks, gdy jest się w związku, pogoń za seksem, gdy jest się singlem/singielką, frustracja i zaniepokojenie, gdy uprawia się ten seks rzadziej niż statystyczny Polak/Polka. I ten statystyczny Polak czy statystyczna Polka wchłania te wszystkie informacje, szybko kalkulując, czy jego/jej związek, życie seksualne i atmosfera w łóżku nie odstaje od „normy”. Z badań naukowców z Uniwersytetu Heidelberg wynika, że aż dwie na pięć kobiet ma problemy z seksem – najczęstszy jest brak orgazmu, ochoty czy przyjemności płynącej ze zbliżeń. Czyli wiele osób kalkuluje sobie, że w ich związku nie ma wystarczająco seksu, czuje, że to problem i dąży do zmiany sytuacji, ale jednocześnie nie odczuwa przyjemności związanej z seksem. I frustrujące kółeczko zamyka się.

To prawda, że seks był, jest i będzie sporą częścią życia sporej części obywateli/obywatelek świata. I jeśli ktoś uwielbia go uprawiać i robi to non-stop z kimś, kto lubi go uprawiać równie mocno – to super. I jeśli nie uprawia go w satysfakcjonującej ilości, a chce to zmienić – to też super. W świetnym artykule „Sex is important – but then again, not really” feministyczna publicystka Jarune Uwujaren przypomina jednak, że istnieją jednostki, które do seksu nie podchodzą tak entuzjastycznie. Co zatem z osobami aseksualnymi, abstynentami/tkami, ofiarami traum seksualnych, osobami z bardzo niskim libido, osobami nie mogącymi uprawiać seksu z przyczyn medycznych,  osobami samotnymi z wyboru lub osobami, które wolą się po prostu trzymać za ręce i patrzeć sobie w oczy? Czy nie czują się wyobcowane w świetle natarczywości, z jaką seks jest wpychany nam do głów? A co, jeśli uprawiają go tylko dlatego, że sądzą, że tak trzeba – w celu wiedzenia „prawidłowego, normatywnego, aspiracyjnego i zdrowego” życia społecznego?

Jedna z moich koleżanek żaliła mi się, że jej chłopak naciska na seks, a ona jest dziewicą i wcale nie czuje potrzeby uprawiania go. Nie wie, czy kiedykolwiek poczuje. Lubi natomiast przytulanie i pocałunki. Pytała mnie, czy coś jest z nią nie tak? Inna koleżanka pilnuje, żeby uprawiać ze swoim partnerem seks przynajmniej raz w tygodniu – bo wie, że on tego potrzebuje, poza tym tyle się chyba powinno uprawiać w normalnym związku. Słucham tych opowieści i nie mogę uwierzyć, w jak bardzo opresyjnym systemie żyjemy. Nie twierdzę wcale, że to tylko problem kobiet – na pewno jest wielu mężczyzn, którzy również nie czują potrzeby uprawiania seksu. Mam jednak wrażenie, że to głównie do kobiet wysyłany jest komunikat: jak powinnyśmy się zachowywać, żeby „utrzymać” przy sobie faceta, jak negocjować seks analny, jak być seksowną panią domu i tak dalej. Oczywiście zadawanie pytań  jest ważne – choćby w celu kontestowania tego co „normalne” i „normatywne” – ale dlaczego mamy wciąż słuchać porad, co powinnyśmy i powinniśmy robić we własnym łóżkach z własnym ciałem i własnym partnerem/partnerką? Przecież w seksie ma chodzić o przyjemność i satysfakcję, a nie spełnianie społecznych oczekiwań czy nawet oczekiwań partnera/ki, z którymi czujemy się niekomfortowo.

Czas skończyć z nachalną propagandą „normatywnego” życia seksualnego – nie ma znaczenia, ile razy tygodniowo go uprawiamy, w jaki sposób, i czy W OGÓLE go uprawiamy. Może nie lubimy penetracji i preferujemy seks oralny, a może tylko lubimy się przytulać, a może nie chcemy go uprawiać bo źle nam się kojarzy, a może, a może. Jest miliard powodów, dla których ktoś może nie chcieć uprawiać seksu – dlaczego ma być z tego tytułu uznany za anomalię społeczną i ostracyzowany (nawet jeśli tylko we własnej głowie), dlaczego „ilość” ma decydować o „jakości” związku, dlaczego kobieta czy mężczyzna mają się do czegokolwiek zmuszać? Już sam fakt demonizacji zarówno zbyt małej ilości seksu („granie trudnej do zdobycia”, łatka dewotki, sugerowana oziębłość), jak i zbyt dużej („puszczalstwo”, „nieodpowiedni materiał na żonę”, „nimfomania”) – powinien uświadomić nam, jak za pomocą kreowania aspiracyjnych i normatywnych zachowań seksualnych próbuje się  sterować społeczeństwem, a zwłaszcza kobietami.

Nie dajmy sobie wmówić, że jeśli chodzi o nasze osobiste przeżywanie doświadczeń seksualnych coś  jest normalne, a coś problematyczne. Wszyscy i wszystkie się od siebie różnimy, i absurdem jest próbować określić jakiś jeden, uniwersalny, zdrowy sposób prowadzenia życia seksualnego. Jeżeli faktycznie komuś doskwiera w związku brak seksu – kłania się rozmowa z partnerem. Tak samo w przypadku, gdy jest go za dużo, i któraś ze stron nie ma na niego ochoty. Ale czas skończyć z mitem „normalnego” życia seksualnego i zaakceptować rzeczywistość – niektórzy seks uprawiają bardzo często, inni rzadziej, a niektórzy w ogóle. I żadna z tych postaw nie powinna być przyczyną dyskryminacji czy seksualnej indoktrynacji.

Justyna Kowalska

Ilustracja: Zuzanna Janisiewicz

Wykorzystane artykuły:

„Już kilka tygodni bez seksu niszczy związek”

Artykuł Jarune Uwujaren 

design & theme: www.bazingadesigns.com