Heynemann: Po co edukacja seksualna?

Po co edukacja seksualna?

Przede wszystkim po to, aby dostarczyć młodym ludziom rzetelnej wiedzy. Dzieci i młodzież są zewsząd bombardowane treściami o charakterze seksualnym. Rano mogą zobaczyć w telewizji teledysk pełen nagości i wijących się w seksualnych pozach osób. W radio usłyszą piosenkę, której treść może być nie tylko o seksie, ale też seksistowska – proszę się przysłuchać tekstom piosenek słuchanych przez młodzież, chociażby ostatniemu hitowi*: „Dam ci coś wystarczająco dużego, by rozerwać ci d… na połowy (…) Nie tak jak twój poprzedni chłopak (…) Nie trzepał cię tak po tyłku i nie ciągnął za włosy”. Co o relacjach pomiędzy dwojgiem osób może myśleć młoda osoba, która słyszy, że można komuś „rozerwać d… na połowy” i dodać jeszcze „Wiem, że tego chcesz” („I know you want it”)?

W drodze do szkoły mijają billboardy – półnagie kobiety reklamują nie tylko bieliznę, lecz także ogrodzenia, okna – wszystko. Seks naciera z każdej strony. W szkole koledzy i koleżanki rozmawiają o seksie, również o swoich pierwszych doświadczeniach – nawet jeżeli zmyślają, bo istnieje przekonanie, że bycie dziewicą i bycie prawiczkiem nie jest modne, nie jest fajne. Czy ktoś w ogóle z dziećmi o tym rozmawia? Dziećmi, które w końcu wpiszą po powrocie ze szkoły w wyszukiwarkę internetową „seks” i trafią na pornografię? Zobaczą nierealny, fantazyjny seks i uznają, że tak to naprawdę wygląda? Rzadko kiedy w filmie pornograficznym można zobaczyć głęboką relację, dbanie o partnerkę, szczerą przyjemność, antykoncepcję.

Argumenty ze strony przeciwnej, że mówienie o seksie może dzieci seksualnie pobudzić, jest absurdalne i niebezpieczne. Te groźne treści trafiają do dzieci z każdej strony, dlatego właśnie trzeba o seksie rozmawiać, i to jak najwcześniej. Żeby wiedziały, że kobiet nie należy traktować jak obiektów. Żeby wiedziały, że kontakt niechciany przez drugą osobę jest gwałtem. Że seks przedstawiony w pornografii jest fantazją dorosłych i nijak się ma do prawdziwego seksu polegającego na zbliżeniu się bliskich sobie ludzi. Dzięki tym zabiegom po pierwsze opóźnia się inicjacja seksualna. Być może wiele osób pierwszy raz się dowie, że może odmówić stosunku (asertywność!) i że seks z osobą poniżej 15. roku życia jest w Polsce czynem zabronionym. Po drugie, jeżeli już do stosunku dojdzie, para ze zdecydowanie większym prawdopodobieństwem zadba o siebie i swoje bezpieczeństwo – użyją środków zapobiegających ciąży i infekcjom przenoszonym drogą płciową.

Gdzie w tym wszystkim edukacja równościowa?

Przyjrzyjmy się takiemu przykładowi. Jaś i Marysia mają 5 lat, są w przedszkolu. Marysia ciągnie Jasia za włosy i słyszy: „Marysiu, to niegrzeczne, nie rób tego”. Jaś ciągnie Marysię za włosy i… często nic się nie dzieje. Bo chłopcy tacy są. Bo kto się czubi, ten się lubi. Przenieśmy się do szóstej klasy, oboje mają teraz 12 lat. Jaś znów ciągnie Marysię za włosy. Jaś nic nie usłyszy. Marysia, która się poskarży, słyszy: „To takie końskie zaloty. Chłopcy tacy są, muszą się wyszaleć”. Wreszcie Jan i Maria mają 20 lat. Jan ciągnie Marię za włosy, mocno, bo jest już dorosłym mężczyzną. I nagle słyszy: „Przestań, to boli!”.

Skąd on ma to wiedzieć? Skąd ma wiedzieć, że to nie jest dobrze, skoro całe życie słyszał, że może to robić, bo chłopcy tak mają, bo muszą się wyszaleć, bo to oznaka zainteresowania? A Maria? Gdy miała 5 lat, usłyszała, że powinna być grzeczna i zaakceptować to, że Jaś w ten sposób okazuje zainteresowanie. Czy mając 20 lat zorientuje się, że ciągnięcie jej za włosy jest złe? Czy będzie wiedziała, że może i powinna głośno zaprotestować, powiedzieć „nie” i zgłosić przemoc? Nie, prawdopodobnie nie. Jeżeli coś przeczuwa, będzie musiała się długo uczyć o zdrowych relacjach, bo nikt jej tego nie nauczył, gdy była dzieckiem.

Edukacja równościowa to zalecenia dla nauczycieli, jak traktować powyższe zachowania. Dzięki nim osoba prowadząca zajęcia w przedszkolu nie będzie doprowadzała do sytuacji, w której chłopcy skaczą po ścianach, bo „są chłopcami”, a dziewczynki uczą się grzecznie siedzieć na krzesełkach, bo „mają być grzeczne”. Dziewczynki i chłopcy w równym stopniu mają czas na skakanie i grzeczne siedzenie na krzesełkach. W ramach edukacji równościowej uczy się, że nie wolno ciągnąć dziewczynek za włosy. Chłopcom tłumaczy się, dlaczego nie wolno tego robić, a dziewczynkom, że mogą i powinny zareagować, gdy ktoś robi im krzywdę. Uczy się je stawiania granic. Uczy się, że gdy ktoś je dotknie w sposób, który im nie odpowiada, mogą głośno powiedzieć: „Nie, przestań!”. Nauka asertywności i stawiania granic nie jest skierowana wyłącznie do dziewczynek: chłopcy też mają prawo powiedzieć „nie”, jeżeli ktoś przekracza ich granice.

Dzięki edukacji równościowej starsze dzieci i młodzież lepiej rozumieją świat. Wiedzą, że wyśmiewanie się z dojrzewających koleżanek, którym zaczynają rosnąć piersi, jest krzywdzące, a wyśmiewanie się z dojrzewających chłopców, którzy zaczynają przechodzić mutację, boli. Dowiadują się, że nie ma powodów, dla których kobieta ma siedzieć w kuchni, a mężczyzna ma być zawsze silny, odważny i wyprany z wrażliwości. Dzięki temu dzieci i młodzież stają się wyczulone na dyskryminację ze względu na płeć, ale nie tylko: stają się ogólnie bardziej wrażliwe na krzywdę innych. Znają mechanizmy przemocy i uczą się im zapobiegać.

Skutki braku edukacji równościowej

Ciąże nastolatek, gwałty, przemoc wśród nastolatków, również seksualna, dyskryminacja na tle płci nie są skutkiem edukacji seksualnej i równościowej. Są skutkiem jej BRAKU. Młodzież, która wie więcej o antykoncepcji, seksualności, asertywności i równości, jest bardziej skłonna odłożyć decyzję o współżyciu oraz uszanować zdanie partnera czy partnerki. Odbieranie im podstawowej wiedzy o relacjach poprzez nazywanie jej „ideologią gender” albo „seksualizacją młodzieży” jest kłamstwem i to najbardziej szkodliwym, bo godzącym w dobro dzieci.

Finka Heynemann, nauczycielka polskiego w stołecznym gimnazjum oraz edukatorka „Pontonu”

image description

design & theme: www.bazingadesigns.com