Wójcicki: Stereotypy, męskość i przemoc

To, że stereotypy związane z płcią dotyczą zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie jest dla nas nowością. Nowością za to może być fakt, że istnieją jeszcze inne płcie, mniej lub bardziej określone. Zazwyczaj, choć nie posiadamy żadnej wiedzy na ich temat, mamy już wyrobione o nich zdanie – że to choroba, patologia, zboczenie czy, w najłagodniejszym wypadku, ekstrawagancja.

tumblr_lwy1jvIBfp1qm0dobo1_500

Z biologicznego punktu widzenia jeśli rodzimy się z siusiakiem, to jesteśmy chłopcem, a jak z cipką – to dziewczynką. Jest jednak szereg uwarunkowań – m.in. genetycznych, hormonalnych i psychoseksualnych – które sprawiają, że nie utożsamiamy się ze stereotypowym postrzeganiem naszej płci biologicznej i/lub orientacji psychoseksualnej, a preferujemy wtedy określenia: gej, lesbijka, queer, trans, crossgender (lub jeszcze inne).

Nie wiem, czy jest tak, jak chce psychoterapeuta Tomasz Jarmuż, że „z reguły chłopcy i dziewczynki w naturalny sposób wybierają określone zabawy i zabawki, współgrające z ich płcią”. Czy faktycznie to „instynkt” podpowiada chłopcom, że do zabawy jest lepsze auto niż lalka, a dziewczynkom odwrotnie? Czy zatem ten sam „instynkt” każe chłopakom i mężczyznom z góry traktować dziewczyny, upokarzać je seksistowskimi uwagami i wykorzystywać wobec nich swoją przewagę fizyczną? Na pewno jest to wygodny argument, który w łatwy sposób przenosi odpowiedzialność za stosowanie przemocy z facetów na „naturalne skłonności”. A jak wiadomo – natury człowiek nie oszuka. Tym sposobem faceci dostają komunikat, że nie ma co się wysilać i oszukiwać samego siebie, tylko trzeba zaakceptować obecny stan rzeczy. Idąc dalej tym tropem, sfeminizowani mężczyźni, zorientowani na równość płci i przełamywanie opresyjnych norm społecznych, to mit. To nic nieznacząca figura retoryczna służąca jedynie do „zniewieścienia” mężczyzn, do wykastrowania ich z odwiecznych hegemońskich przywilejów, które nabyli tysiąclecia temu, wychodząc z jaskiń. Taką samą trucizną jest „dżender”, które osłabia w mężczyznach archetypicznego „Żelaznego Jana”, wytrącając mu z dłoni miecz chwały, męstwa i dominacji.

Czy zatem faktycznie dzieci w sposób „naturalny”, „instynktowny” wybierają zabawki zgodne ze swoją płcią? Czy przypadkiem nie wybierają jednak tych zabawek, które im podsuniemy? Dwulatek nie zdaje sobie sprawy, że powinien bawić się robotem zamiast lalką, nosić dżinsy, a nie sukienkę, i nie mazać się jak baba, bo wyrośnie z niego ciota albo inna pokraka. Nie zdaje sobie sprawy, dopóki go tego nie nauczymy. Wygląda na to, że chłopczyka można wytresować od najmłodszych lat, że dziewczyńskie zabawy są fe, a każde porównanie do płci przeciwnej to najgorsza obelga. Jest w tym jednak także dobra wiadomość: równie skutecznie chłopców można nauczyć, że bawienie się w dom, ubieranie lalek i noszenie sukienek jest tak samo w porządku, jak roboty, dżinsy i samochody.

Na początku zeszłego stulecia w markowym nowojorskim magazynie produktów dziecięcych Earnshaw’s Infants’ Department można było się dowiedzieć, że różowy jest „bardziej zdecydowanym i wyraźniejszym kolorem… bardziej odpowiednim dla chłopca, niebieski zaś, jako delikatniejszy i bardziej wykwintny, bardziej pasuje dziewczynce”. A oglądając zdjęcia z dzieciństwa Franklina Delano Roosevelta, łatwo się zorientujemy, że był ubierany w sukienkę. Wtedy jego rodziców nikt nie oskarżał o seksualizację dziecka, a sukienka nie przeszkodziła mu zostać prezydentem USA cztery razy z rzędu.

Łukasz Wójcicki, Głosy Przeciw Przemocy

image description

design & theme: www.bazingadesigns.com