Jestem osobą transpłciową. I nie, „nie jestem chory” i nie, „nie urodziłem się w niewłaściwym ciele” [Trans Awareness Week]

Anton Ambroziak

Trwa „Trans Awareness Week” – tydzień, który ma służyć podnoszeniu świadomości na temat różnorodnych doświadczeń osób transpłciowych. Gdy zapytasz przypadkową osobę, kim jest osoba transpłciowa (wykluczając oczywiście transfobiczne odpowiedzi) usłyszysz, że to osoba, która „urodziła się w niewłaściwym ciele”, „kobieta zamknięta w ciele mężczyzn”, „czy mężczyzna uwięziony w ciele kobiety”. 

Za tą konkluzją pojawi się westchnienie, grymas na twarzy, współczucie. Pamiętam jedno z pierwszych spotkań z Wiktorem Dynarskim – wtedy osobą prezesującą fundacji Trans-Fuzja. Zapytałem go o stosunki sąsiedzkie w budynku, w którym mieści się biuro fundacji. Najpierw rzucił dowcipnie, że wypadają nieźle na tle Ruchu Narodowego, który również ma siedzibę w tej samej bramie. Potem opowiedział mi o rozmowie z sąsiadem, w której ten chciał dać wyraz wsparciu dla osób transpłciowych. Powiedział (plus minus): „Te osoby trans to jeszcze rozumiem. Współczuję im – takie się już urodziły, nic nie mogą z tym zrobić. Ale pedała to bym zajebał”. Ta ilustracja – kto ma wybór a kto go nie ma – od kilku miesięcy pomaga mi przetrwać zawsze wtedy, gdy poprawiam osoby, które zwracają się do mnie w złych zaimkach, a w odpowiedzi dostaję: przechyloną głowę i poklepywanie po ramieniu.

Narracja, którą po angielsku nazywa się „born in the wrong body” jest pełnoprawna jeśli opisuje czyjeś doświadczenie. Wtedy nie należy z nią dyskutować. Problem pojawia się wtedy, gdy monopolizuje ona debatę publiczną. Rozumiem, że można ją też potraktować jako komunikacyjny skrót rozładowujący napięcia i konflikty społeczne. Osobisty wybór jako strategię przetrwania. Ale dla mnie ma ona wiele mankamentów.


Po pierwsze, po drugie – nie mają zwyczajowej kolejności – można je ze sobą mieszać jak w worze i dopiero jako całość stanowią obraz, który odpowiada na pytanie „what’s wrong in the born-in-the-wrong-body discourse„? A tak na prawdę, to tylko pretekst, żeby ulało mi się w odpowiedzi na pytanie „what’s wrong with the discourse„? Ogólnie. 


Po pierwsze, ustawia nas – jako osoby transpłciowe – na pozycji ofiary. To stygmatyzuje i odbiera poczucie sprawczości. Jest elementem, który może prowadzić do dysforii, u osób które jej nie odczuwają. Działa na prostej zasadzie „skoro inni mi współczują, to musi być ze mną coś nie tak”. Dlaczego jeszcze się uśmiecham? Nie mam pojęcia.

Po drugie, wspiera medykalizację debaty publicznej. Skoro urodziłeś_urodziłaś się w niewłaściwym ciele to na pewno potrzebujesz pomocy specjalistów. Ba, nie tylko specjalistów. Jako mniejszość, jako ofiara (patrz punkt jeden), dla której w talonach mamy tylko współczucie – bo przecież nie oddamy kawałka naszego tortu z napisem „przestrzeń do wypowiadania się” – potrzebujesz obrońców. Oddanych i zaangażowanych rzeczników twojej sprawy. I w kolejce już ustawiają się zastępy psychologów_psycholożek, seksuologów_seksuolożek, psychiatrów, badaczy_badaczek ludzkiej tożsamości i seksualności (bo to zawsze trzeba w pakiecie), polityków_polityczek, samozwańczych ekspertów i ekspertek, a także oddanych sprawie dziennikarzy i dziennikarek. Z tymi ostatnimi podzielam od dłuższego czasu profesję, dlatego poświęcę im trochę więcej czasu. Ostatnio dostałem propozycję coming-outowego wywiadu do poczytnego magazynu mediów głównego nurtu. Znajome redaktorki zastanawiały się czym uzupełnić numer, żeby dać „pełny obraz”. Wszystkim przyszło do głowy to samo: „koniecznie jakiś dobry specjalista”. Długo siłowałem się na argumenty próbując obrazowo – tak jak dziennikarze lubią najbardziej – wytłumaczyć co jest nie tak z takim skrótem. Pogoń za kompetencjami, gdy chcesz opisać różnorodność doświadczeń nie jest konieczna. Nikt nie wie lepiej, co to znaczy być osobą transpłciową od nas. Niestety, nikt z nas nie udzieli Wam(nam) dziennikarze jednej, prostej odpowiedzi na to pytanie. Ile osób, tyle doświadczeń. Jak to zmieścić w jednym numerze? Może nie zakładajmy, że zamkniemy czyjeś doświadczenia i cały temat na dwóch stronach, a na pewno uda się coś wspólnie wymyślić. Wystarczy chcieć.

Po trzecie, ta narracja wszystkie doświadczenia sprowadza do ciała. A jeśli powiesz, że bierzesz hormony nagle całe twoje życie zaczyna być o zaroście lub jego braku, mięśniach, biodrach, głosie. A inni mierzą (swoją miarką) „czy już dość męsko/kobieco czy jeszcze nie”. Tym też osoby próbują usprawiedliwić naruszanie czyichś granic. „Skoro jesteś tylko ciałem to chyba mogę spytać co masz między nogami?”. Nie kolego i koleżanko, takich pytań nic nie usprawiedliwia. Tak samo nic nie usprawiedliwia pytania o to jak daleko chcesz pójść w swojej tranzycji.

Po cztery, skoro tak robi (patrz punkt trzeci) to i wyrzuca poza margines wszystkie doświadczenia, które w zwrocie „born in the wrong body” się nie zawierają. No bo co jeśli osoba akceptuje swoje ciało? Jeśli nie uznaje binarnego podziału kobieta-mężczyzna? Jeśli nie ma zamiaru dokonywać medycznej korekty? Jeśli ma w dupie normy męskości i kobiecości? Jeśli swoje doświadczenie opiera na samostanowieniu, a nie wypełnianiu oczekiwań społecznych? Czy jest wtedy „mniej trans”? Gdzie w ogóle jest dla niej przestrzeń? Dyskurs, który fetyszyzuje ciało wyklucza. Może krzywdzić też np. ze względu na klasę. Głównymi powodami niedecydowania się na korektę medyczną w Polsce są czynniki finansowe i brak społecznej akceptacji. Jeśli w takim przypadku nadal słyszysz, że wszystko jest o twoim ciele i nie jesteś dość trans dopóki nie przejdziesz jedynki, dwójki,… to jak masz się kurwa czuć? Takie podejście często też kaleczy nasz aktywizm. Skupiamy się na kwestiach medycznych i rzeczniczych, zapominając o społeczności, która jest różnorodna.

I wreszcie, to że jestem osobą trans nie znaczy, że zawsze musimy ze sobą o TYM rozmawiać. Nie ograniczaj mnie pytaniami tylko do tego komponentu mojej tożsamości. There’s much more!

  • Droga cis-osobo, następnym razem, zanim nazwiesz komuś jego doświadczenie w zupełnie nieadekwatny sposób, przypomnij sobie mój tekst. Pomyśl, czy „w dobrej wierze” kogoś nie skrzywdzisz.
  • Ekspercie, ekspertko – gdy dostaniesz propozycje opowiedzenia o osobach transpłciowych – w fajnym panelu, w radiu, gazecie, na manifestacji czy wieczorku filmowym – przypomnij sobie czy nie znasz osób transpłciowych, które mogłyby to zrobić.
  • Dziennikarzu, dziennikarko – jeśli zależy ci na oddaniu jak najpełniejszego obrazu – a nie tylko powielaniu klisz, dobrym tytule i wielu lajkach – wspomnij mnie i do zrobienia materiału zaproś osoby o różnym doświadczeniu.
  • Jednak przede wszystkim ten tekst jest dla wszystkich osób transpłciowych. I to Tobie i Tobie chciałem powiedzieć, że zanim nie zacząłem drążyć i szukać, nie czułem żeby coś w narracji o transpłciowości było o mnie. Jeśli też tak czujesz, to wiedz, że z Tobą jest wszystko okej!
  • I drogie osoby, które czujecie, że „coś jest z Wami nie tak”, „jesteście chore”, czy „urodzone-w-złym-ciele”. Nie musicie! To społeczeństwo, w którym żyjecie jest chore – nie Wy!

Anton Ambroziak – osoba niebinarna, transchłopak, feminista, lewak, dziennikarz, redaktor, w sercu zawsze – aktywista (kolejność przypadkowa)

design & theme: www.bazingadesigns.com