Chełstowska: Trump zapala gaz [POLEMIKA]

Agata Chełstowska

Kilka dni temu (13.10.2016) na łamach portalu gazeta.pl ukazał się komentarz do wyborów prezydenckich w USA pod tytułem „Trump – najbardziej prawdomówny kandydat w historii” z leadem „Kolejne kobiety potwierdzają, że Trump mówi prawdę, kiedy przechwala się wybujałym popędem seksualnym”. Nie zgadzam się z autorem fundamentalnie – tegoroczne wybory prezydenckie są pełne niespodzianek, ale na pewno nie można powiedzieć, że chodzi w nich o popęd seksualny albo o to, że problemem Trumpa jest prawdomówność.

14711587_10205931566968428_3146210763239214829_ofot. Gage Skidmore

Po pierwsze, „skandal cipowy” („pussygate”), który wybuchł po emisji przechwałek Trumpa o tym, że narzuca się kobietom, nie pyta je o zgodę itp., nie polega na tym, że kandydat na prezydenta powiedział coś, co jest związane z seksem (chociaż fakt, że amerykańscy dziennikarze i my musimy teraz rozmawiać o „pussygate”, jest czymś zupełnie nowym). Skandal polega na tym, że kandydat na prezydenta przyznaje się do napaści seksualnej („natarłem na nią”, „jak jesteś gwiazdą, możesz je łapać za cipę”), do przemocy seksualnej, a co nawet bardziej niepokojące – że nie tylko nie widzi w tym nic złego, ale jest przekonany, że ma do tego prawo, bo jest sławny i bogaty. Jakby kupił wszystkie kobiety, które widzi.

To kluczowe rozróżnienie: nie chodzi o to, że Trump powiedział coś związanego z seksem czy chwalił się swoim życiem seksualnym. Chodzi o to, że chwalił się, że nie obchodzi go zgoda kobiety, że czuje się uprawniony do dotykania, całowania, podglądania i zmuszania kobiet do czynności seksualnych. Nie chodzi o popęd seksualny – popęd seksualny sam w sobie nie jest czymś złym, przeciwnie, u mężczyzny siedemdziesięcioletniego to świadectwo świetnego zdrowia. Popęd seksualny jest naturalny i można go realizować z dowolnymi osobami – dopóki nikogo się nie krzywdzi, to znaczy, są to osoby dorosłe i świadomie się na to zgadzają.

W przechwałkach Trumpa nie chodzi o seks, tylko o władzę. Jestem bogaty, więc mogę wszystko, mogę próbować kogoś zgwałcić, mogę kogoś podglądać, mam władzę, więc nic mi nie zrobicie. To nie jest skutek posiadania popędu, tylko nieposiadania umiejętności odróżnienia dobra od zła.

Realizowanie swojego popędu może być kwestią całkowicie prywatną. Przemoc seksualna nie jest sprawą prywatną – jest naruszeniem czyjegoś bezpieczeństwa i wymaga interwencji. Swoją drogą, często pojawiają się w mediach głosy na temat obecności wątków seksualnych w tej kampanii – i znowu, czy przeszkadza nam, że dzieci przed telewizorem słuchają o seksie, czy to, że uczą się, że przemoc jest w porządku, jeśli jesteś bogatym mężczyzną?

A co do prawdomówności – to jest ogromny problem. Trump w tej kampanii bije rekordy, kłamie, kłamie, kłamie: na temat swojego biznesu, na temat podatków, sondaży, polityki migracyjnej, globalnego ocieplenia. Liczne portale zajmujące się fact-checkingiem publikują kolejne negatywne opinie na temat związku między wypowiedziami republikańskiego kandydata na prezydenta i faktami. Po ostatniej debacie fact-checking stał się jednak nie lada zadaniem… Nie wolno pisać, że Donald Trump jest „prawdomówny”, bo to jest po prostu nieprawda!

Trump nie tylko kłamie, ale używa kłamstw jako broni. Technika ta nazywa się gaslighting i jest metodą manipulacji, która ma służyć zaburzeniu poczucia rzeczywistości ofiary, jej zaufania do swoich zmysłów, pamięci, a nawet poczytalności. Termin wziął się od tytułu sztuki teatralnej i filmu o tytule „Gas light” („Lampa gazowa”) z 1938 i 1940 roku, w których główny bohater stosuje tę technikę wobec swojej żony, aby przekonać ją i otoczenie, że oszalała. Mąż reguluje jasność lampy gazowej, przyciemniając ją, a potem wmawia żonie, że światło się nie zmieniło, podkopując jej wiarę we własne zmysły.

We współczesnym życiu publicznym gaslighting często polega na mówieniu nieprawdy z wielkim przekonaniem i z użyciem wymyślonych danych. Użycie liczb – choć są fikcyjne – w połączeniu z pewnością w mówieniu, destabilizuje u drugiej osoby poczucie normalności, zaufanie do własnej pamięci albo nawet poczytalności. Jeśli na przykład ktoś by powiedział „Panie Mariuszu, jest pan szują, pięć razy widziałem, jak pan kogoś pobił” – oczywiście jest to niepokojące, ale pan wie, że to bzdura. Jednak zupełnie nieznający pana słuchacz zaczyna się zaraz zastanawiać – skąd to „pięć”? Dlaczego akurat pięć? No przecież nikt by tego nie wymyślił. Nawet pan może się zacząć zastanawiać, o co chodzi tej osobie.

Znakomicie opisał tę technikę John Oliver, brytyjski komik, co tydzień komentujący amerykańską politykę z użyciem rzetelnych danych i ogromnej dawki humoru. W jednym ze swoich skeczy tłumaczył, jak Trump zastosował gaslighting w kontekście jego programu, twierdząc, że zapraszano go tam cztery razy i zawsze odmawiał. W rzeczywistości ani Oliver, ani jego zespół ani razu nie zaprosili Trumpa do programu. Ale skąd to „cztery”? Widzowie i czytelnicy nie mogą od razu odrzucić tej wypowiedzi jako absurdalnej, bo jest w niej ta liczba, która rodzi wątpliwość – co jest prawdziwe, a co wymyślone? To waśnie klasyka metody gaslighting.

Panie Mariuszu, nie można powiedzieć, że Donald Trump jest prawdomówny – bo nie tylko kłamie, nie tylko zmyśla, ale agresywnie manipuluje, naruszając poczucie prawdy wyborców – a pośrednio, także obywateli innych państw.

Nie można też powiedzieć, że „chwali się popędem” – on chwali się przywilejem i przekonaniem, że za przemoc seksualną nikt mu nic nie zrobi, a kobiety to przedmioty do macania. Na zakończenie dodam tylko, że tegoroczne wybory prezydenckie w Stanach na zawsze i dramatycznie obniżyły poprzeczkę jeśli chodzi o poziom debaty politycznej i niebezpiecznie zbliżyły politykę do reality show – nic dziwnego, w końcu Trump stał się sławny jako gwiazda reality show „The Apprentice” i to właściwie jest jego prawdziwy zawód.


Korekta: Michalina Pągowska

design & theme: www.bazingadesigns.com