Byłam jedną z Kobiet przeciwko feminizmowi i rozumiem to (ale przestańcie)

Dla mnie antyfeminizm był jednym z etapów rozwoju zainteresowań politycznych.

Przez ostatnie klika miesięcy Internet kręcił z niedowierzaniem głową nad Tumblrem „Women Against Feminism” (Kobiety przeciwko feminizmowi), na którym kobiety (głównie młode i białe) trzymają kartki dowodzące, jak bardzo nie rozumieją znaczenia słowa feminizm.

MTI0ODc0Njk3NDY3NzY3NDI3

To irytujące, frustrujące, a nawet trochę wkurzające –  patrzeć, jak kobiety dyskredytują potrzebę feminizmu w nowoczesnym społeczeństwie i nie doceniają z trudem zdobytych swobód. Ale jest mi to również znajome. Ponieważ ja też byłam kiedyś „kobietą przeciwko feminizmowi”.

Na lekcji angielskiego w liceum mieliśmy w ramach pracy domowej napisać list do nas samych w przyszłości, który zostanie do nas wysłany pocztą na „stały adres” po 6 latach. Powinnam chyba pewnego dnia opublikować cały ten list, bo jest cholernie dziwny. Ale najbardziej zaszokowała mnie zawarta w nim lista rzeczy, które wtedy lubiłam i których nie lubiłam. Lubiłam między innymi błyszczące rzeczy, buty na wysokich obcasach, The Daily Show, czytanie poezji, punk rocka (rzecz jasna) i Rusha Limbaugh (co?!). Następnie napisałam:

Absolutnie nie znoszę gadżetów z serii South Park, małżeństwa, feminizmu, nastoletnich par, kościoła katolickiego, komunizmu, piłki nożnej w liceum, dzieci, soft rocka, chrześcijańskiej organizacji Promise Keepers, Star Treka, partii republikańskiej, Nirvany (zespołu, a nie stanu oświecenia w buddyzmie) i koszulek z chwytliwymi sloganami.

Aha, OK. Pod względem polityki interesowałam się wszystkim, pewnie dlatego, że nie miałam ZIELONEGO pojęcia, o czym mówię. Ale byłam pewna jednego: „absolutnie nie znosiłam” feminizmu. Po otrzymaniu tego listu przypomniałam sobie, jak składałam podobne deklaracje w Internecie – na swoim profilu na portalu AOL dobitnie podkreślałam swoją nienawiść do feminizmu, tak samo jak we wszystkich innych miejscach online, w których wpisywałam informacje o sobie. Na szczęście nastolatką byłam we wczesnych dniach Internetu, kiedy ludzie nie zwracali jeszcze uwagi na to, co dziwne nastolatki robią online, o ile nie rozmawiały z pedofilami. Dzisiaj pewnie trafiłabym na jedno z tych zdjęć przewijających się po całym Internecie, na którym trzymałabym kartkę z napisem, że nie potrzebuję feminizmu, bo golę nogi i potrzebuję pomocy przy otwieraniu słoików.

MTI0ODc0Njk4MDA0Njg4ODY2Nawiasem mówiąc, to jest zdjęcie, które przyszło razem z listem. Ja jestem tą osobą w tylnym rzędzie, która wygląda jak zło wcielone, podczas gdy wszyscy inni się uśmiechają.

Gdy otrzymałam mój list z przeszłości, studiowałam gender studies w collegu i byłam dość rozbawiona całym tym etapem „nienawidzę feminizmu”. Nie powiem, żebym pamiętała rozumowanie stojące za moją postawą antyfeministyczną. Pewnie miało to coś wspólnego z ogólnym zrozumieniem faktu, że na republikańsko-ewangelikańskim obszarze amerykańskiego „pasa biblijnego”, gdzie się wychowywałam, feministki były obiektem drwin. A mężczyźni pozytywnie reagowali na to, że się ich wypierałam.

Z perspektywy czasu rozumiem, że moja podświadoma strategia radzenia sobie w seksistowskim społeczeństwie obejmowała sprzymierzenie się z mężczyznami, korzystanie z ich sporych możliwości ochrony, zdobywanie od nich czego tylko się dało za pomocą jedynych środków, jakie miałam do dyspozycji – mojego ciała, mojego uroku, mojej kobiecości i mojej uległości. Uzyskując aprobatę dominującej grupy, miałam nadzieję na dostęp do zalet i możliwości związanych z męskością.

Zrobiłam krok dalej i zdystansowałam się całkowicie od rzeczy, które lubią kobiety, a które nie są szanowane przez ogół społeczeństwa. „Seks w wielkim mieście”, komedie romantyczne, książki w różowych okładkach i piosenkarki piszące własne teksty – to wszystko były głupie rzeczy dla głupich dziewczyn. W społeczeństwie, które lekceważy kulturę kobiet, dystansowanie się od tej kultury było sposobem na czerpanie korzyści z seksizmu poprzez sprzymierzenie się z dominującym reżimem. „Tak, kobiety są głupie, ale ja nie jestem taka, jak wszystkie inne kobiety”.

To samo robi tak wiele kobiet mówiących, że „po prostu nie dogadują się z kobietami; one są przecież takie złośliwe”. Ukryty komunikat jest taki: Jestem jedną z was, a nie jedną z nich, i mam prawo do tych samych korzyści, co wy.

Większość kobiet na Tumblrze Women Against Feminism przyjmuje inną strategię – popierania tradycyjnej kobiecości. Nie potrzebują feminizmu, ponieważ „uwielbiają gotować”, „chcą być niepracującymi matkami” lub „lubią mężczyzn”. To oczywiste, że mają bardzo wypaczone pojęcie o tym, co oznacza feminizm. Feministki nie walczyły o prawo do gotowania lub bycia matką, ponieważ te opcje zawsze były dostępne. One chciały dodatkowych możliwości (błędy logiczne w argumentach WAF są dobrze opisane w tym artykule).

Ale myślę, że koniec końców WAF wykorzystują tę samą strategię, co ja w młodości: solidarność kobiet jest niebezpieczna. O wiele bezpieczniej jest utrzymywać status quo, mówić swojemu oprawcy: „Wiesz co? Chyba masz rację z tym całym feminizmem”. Solidaryzowanie z dominującą grupą i podtrzymywanie ich idei to podświadoma próba czerpania korzyści z ich władzy. I przez jakiś czas ta metoda może działać.

Problem polega na tym, że jest to krótkoterminowa strategia przetrwania, oparta na założeniu, że brak równouprawnienia to sposób, w jaki funkcjonuje świat, który raczej nie zmieni się w najbliższej przyszłości, i trzeba umieć sobie radzić w tym niesprawiedliwym systemie. Dla szesnastolatki bez żadnego wpływu na otoczenie w środku stanu Oklahoma w 1999 roku wydawało się to być jak najbardziej prawdą. Tak samo jak dla młodych kobiet żyjących w miejscach, gdzie role płciowe są głęboko zakorzenione, gdzie ludzie odrzucający seksizm są w ogromnej mniejszości, gdzie nie ma dostępu do zasobów i społeczności stanowiących podparcie w nierównej walce. One mogą nigdy nie zdecydować się na bardziej długoterminową strategię.

Ale nadzieja zawsze pozostaje, bo przynajmniej dla mnie antyfeminizm był tylko etapem rozwoju zainteresowań politycznych. Zachęcający jest sam fakt, że większość kobiet na tych zdjęciach jest młoda. Mają jeszcze wiele czasu na rozwój i naukę, na doświadczenie innych środowisk i innych punktów widzenia, na zdobywanie wiedzy. W wieku szesnastu lat „nienawidziłam feminizmu”, ale w wieku dziewiętnastu lat pożerałam teorię feminizmu na zajęciach z gender studies. A w wieku 31 lat jestem „nowoczesną feministką”, taką, jaką opisuje wiele zdjęć na Tumblrze – wygadaną, bez cienia wstydu, nieprzejmującą się ludźmi, którym się to nie podoba. Są szanse, że duża część z „kobiet przeciwko feminizmowi” też się taka stanie.

Emily

Tłumaczenie: Ewa Wlezień

design & theme: www.bazingadesigns.com