Susdorf: Burdel Terlikowskiego

Tomasz Terlikowski, polski dziennikarz, publicysta, pisarz i działacz katolicki, otwarcie krytykujący in-vitro, pigułkę dzień po i aborcję, ostatnio pozwolił sobie także ocenić głośną postawę aktorki Angeliny Jolie. Amerykanka usunęła jajniki i poddała się podwójnej mastektomii w celach prewencyjnych: ratując swoje zdrowie, być może życie (również jako matki, choć niechętnie to dodaję), przed wielce prawdopodobnym rakiem. Terlikowski określił jej postawę jako, nie boję się tego w ten sposób nazwać, dezercję z prokreacyjnej służby mężczyznom, samowolną ucieczkę ze stanu pełnego podporządkowania męskiej polityce rozrodczej.

Kobieta nie ma prawa do swojego ciała (co ogólnie wiadomo i przez ruchy feministyczne głośno jest wypowiadane od długiego już czasu), a już na pewno nie do własnego układu rozrodczego, który powinien należeć jedynie do mężczyzn. W celu poparcia wyżej postawionej tezy Terlikowski na swoim profilu facebookowym (God save nowe media!) umieścił post, w treści którego przywołał Brada Pitta, męża Angeliny Jolie (a w oczach Terlikowskiego jej oficjalnego właściciela, oraz – przede wszystkim potencjalnego – ojca/Ojca, który mógłbyjeszcze poużywać Angeliny w celach reprodukcyjnych): „Ciekawe, czy Angelina Jolie wie, że istnieje rak mózgu?”, zastanawia się Terlikowski pod koniec marca bieżącego roku, „I pytanie, kiedy jej mąż wyrazi radość, że w celu wiecznego życia żona prewencyjnie dokonała amputacji mózgu?”.Terlikowski nie ocenia bezpośrednio samej aktorki, ale odnosi się do wyższej instancji i przywołuje imię pater familias, który w obliczu tego, co zrobiła jego nieokrzesana żona, powinien czuć się najbardziej poszkodowanym.

11122459_10205205339110747_1919948267_n

W podobnej stylistyce pozostają wypowiedzi Terlikowskiego dotyczące aborcji. Wedlug publicysty płód, odczepiony w sposób symboliczny (bo przecież, panie publicysto, nie rzeczywisty) od matki, nieutożsamiony z nią, zostaje w akcie aborcji „zamordowany”. Zrywa się tutaj z faktycznym stanem rzeczy (według którego płód jest niczym innym jaktymczasowym organem kobiety), nadaje się zarodkowi symboliczną i zmitologizowaną tożsamość „istoty ludzkiej”. Co jak co, ale „mordować” kobiecie nie wolno, ten akurat akt kultura rezerwuje jedynie dla mężczyzn: żołnierzy, myśliwych, morderców, terrorystów i wymierzających „sprawiedliwość”. W tym sensie Angelina, pozbywając się na własne życzenie możliwości urodzenia dziecka, usunęła coś, co nie należało do niej. Do tych partii jej ciała (do jej układu rozrodczego) prawo ma jedynie mężczyzna, Kościół, polityka. Terlikowski cofa nas do teorii reprodukcyjnej sprzed ponad 2000 lat, do arystotelesowskiej opowieści o życiodajnej spermie i martwym naczyniu (kobiecie), biernym i stale dyspozycyjnym, gotowym do przyjęcia świętego nasienia mężczyzny i rodzącego MU JEGO dziecko.

Nasuwa się tu skojarzenie z inną odsłoną patriarchalnego fundamentalizmu – obyczajem usuwania łechtaczki i zaszywania pochwy kobiety (obowiązujący m.in. w krajach muzułmańskich, ale też judaistycznych i chrześcijańskich w Afryce). To zjawisko pozwala mężczyźnie na dowolną reorganizację ciała kobiety, podporządkowując jej organy seksualno-rozrodcze polityce mężczyzn: męskim planom, patriarchalnej socjalizacji, męskiej przyjemności wreszcie. Kobieta zrównana jest z potencjałem macierzyństwa, przeznaczona jednemu mężczyźnie staje się przedłużeniem jego ciała, które dzięki tej pełni w sposób symboliczny może się samoreprodukować: kiedy ma na to ochotę i czuje taką potrzebę. Układ rozrodczy kobiety jest tutaj ściśle męski – jest kontynuacją męskiego ciała.

Kobieta jest zatem w patriarchacie przede wszystkim Matką (nawet jeśli nią nie jest, sic!). W ramach tej definicji występują jeszcze znane nam tożsamości Kurwy (oficjalnej slot-vending-machine rozkoszy dla mężczyzn) i Świętej (kochanki męskiego Boga), do których również zaliczyć możemy Angelinę/monstrum. Wszystkie te „podmiotowości” są negatywnie oznaczone przez Potencjalne Macierzyństwo. W tym sensie, bardzo niebezpiecznie dla planów prawicy, Angelina Jolie przestała być Kobietą (w męskim wyobrażeniu), stała się monstrum, które ucieka przed męską władzą, podporządkowaniem się. Dezerteruje, zawiązując ruch partyzancki trzeciej płci, nieobjętej bezpośrednio męską władzą. Angelina Jolie jest tyleż niebezpiecznym potworem, że w kuriozalny sposób sama zdecydowała się na operację, samodzielnie zdezerterowała. Tej autonomiczności kobiety prawica się boi, dlatego reprodukcyjne status quo należy według fundamentalistów zachować jak najdłużej. Jolie przecież nigdy już nie będzie Maryją, która, pełna posłuszeństwa, urodzi Boga – syna. I syna Bogu. Należy zatem natychmiast ocenić jej postawę jako złą, pozbawioną pokory, jako wielkie zagrożenie dla upolitycznionego na sposób męski życia, co Terlikowski czynił słownie i pisemnie razy kilka, zdradzając przy tym lęki męskiego patriarchalnego podmiotu.

Kobieta jest przyrodzenie silniejsza od mężczyzny – może zabijać i może rodzić. Mężczyzna potrafi tylko uśmiercać. Jednak kobieta w ramach patriarchalnej socjalizacji i męskiej społecznej mitologii traci prawo do swojej rozrodczości, pozbawiona możliwości aborcji, anykoncepcji, swobodnej seksualności, pełni władzy nad swoi ciałem, staje się naczyniem, inkubatorem dla męskich dzieci. Głębiej dłubiąc, zrozumiemy, że w oczach patriarchatu nie ma na świecie kobiety jako takiej, istnieją jedynie jej organy (bez ciała, bez całej tożsamości). Kobieta zrównana jest z tym, co odróżnia ją od mężczyzny – czyli z możliwością rodzenia, z byciem dyspozytorką biowładzy. Pójdźmy dalej i dostrzeżmy ów paradoks, że również kobieta w ciąży zostaje pozbawiona swojej autonomicznej tożsamości, którą antyaborcjoniści oddają „płodowi” – matka staje się bezpodmiotowym akwarium dla upolitycznionego płodu – narybka. Kobieta jest zmuszona oddać na rzecz zygoty swoją tożsamość/wolność/zdrowie/życie – teraz to płód będzie najcenniejszy. Walka będzie się toczyła o niego, paradoksalnie to on (bądź po arystotelesowsku: męskie nasienie pozostawione w kobiecie) ma większe prawo „głosu” niż sama kobieta.

Często pożytkowana przez propagandę prawicy taktyka „nazi-zacji” aborcji (w III Rzeszy dopuszczalne było usuwanie płodu dla kobiet „ras niższych”) czy tzw. pigułki dzień po (małżeństwo Terlikowskich przyrównało ją do cyklonu B) inspiruje „nazi-zację” macierzyństwa, której obrazem są wypowiedzi Terlikowskiego. Hitler w 1938 roku wyznaczył medale Mutterkreuz (w trzech odsłonach: brązowe, srebrne i złote) dla uhonorowania niemieckich matek (za czworo dzieci i więcej, dla zasłużonych w byciu w pełni dyspozycyjnymi maszynami do rodzenia i wychowywania potomstwa dla męża, ale też dla Państwa, władzy; nie trzeba dodawać, że arcymęskiej – faszystowskiej). Odznaczona Mutter stawała się przygwożdżonym do podłogi życia organizmem, zupełnie podporządkowanym funkcji rozrodczej (tu w sposób całkowicie społecznie kontrolowanym), zrównanym z funkcją inkubatora, oddająca swoje życie potomstwu (w sensie zupełnego poświęcenia każdej chwili na rodzenie/wychowywanie, jak też po prostu oddanie życia poprzez, że się tak wyrażę, „zarodzenie na śmierć”, ostateczne wyniszczenie organizmu przez rodzenie: złoty Mutterkreuz przysługiwał kobiecie, która urodziła ośmioro i więcej dzieci).

11156921_10205205338790739_1656084668_n

To, co proponuje Terlikowski, za nazistami, ale i w ogóle męskimi władcami, filozofami, psychoanalitykami, artystami, naukowcami, filozofami, szamanami na przestrzeni wieków, to zrównanie kobiety z mobilną maszyną do rodzenia, oddaną mężczyźnie na reprodukcyjne usługi, pozbawioną tożsamości – ze stale dyspozycyjnym automatem do wypluwania z siebie kolejnych polityków i filozofów, a przede wszystkim żołnierzy do zabijania i umierania. Macierzyństwo zawsze było upolitycznione, czego przykładem są m.in. przypadki wojennych gwałtów dokonanych w celu multiplikowania konkretnych obywateli, a także zakaz aborcji (pod groźbą kary śmierci!) dla kobiet niemieckich obowiązujący w III Rzeszy czy też w ramach dzisiejszej obawy przed islamizacją Europy „bardziej liberalne” nakłanianie kobiet do posiadania dzieci. Kobieta staje się w patriarchacie „reprodukcyjnym burdelem”, choć twórczyni tego sformułowania, Gena Corea, użyła go w nieco innym znaczeniu. Zupełne umatkowienie kobiet JEST tworzeniem reprodukcyjnego burdelu, co kultywowała i do czego zawsze dążyła męska kultura. Z mniejszym lub większym skutkiem, z większą lub mniejszą dostrzegalnością tego stanu rzeczy. W tym sensie Matka była i jest Kurwą – gwałtem przymuszana lub za względny życiowy spokój „zatrudniana” do rodzenia. I nawet „jakaś tam” Angelina Jolie przed tym nie ucieknie. Zwróćmy przy okazji uwagę, że Terlikowski w swoim poście nie zwraca się bezpośrednio do Angeliny Jolie: do prostytutki, niesubordynowanego przedmiotu, ale przywołuje Brada Pitta, dworując sobie zniego: z alfonsa/klienta, który nie upilnował swojej własnościi pozwolił tej na ucieczkę z kraju męskich Kobiet.

Marek Susdorf – rocznik 1985; absolwent gender studies PAN; autor feministycznego „Dziennika znalezionego w piekarniku” i melanchologicznego „Dziennika znalezionego w błękicie”; mareksusdorf.pl

design & theme: www.bazingadesigns.com