Duda: Alimenciary vs. dezerterzy

Tegoroczna poznańska Manifa przejdzie pod hasłem Dość przekrętów w sprawie alimentów. Dziewczyny ze Stowarzyszenia Kobiet Konsola postanowiły wrócić do tego nigdy niezamkniętego tematu i określić go systemowo. Niską ściągalność alimentów można uznać za systemowy przekręt. Jest tak, że ćwierć miliona ojców, nie płacąc alimentów, nie utrzymuje swoich córek i synów i nic im się z tego powodu nie dzieje, ani formalnie, ani prawnie, ani też społecznie. Istnieje przyzwolenie, by nie płacić byłej partnerce, byłej żonie, matce własnego dziecka. I to chyba w tym miejscu pojawia się ów systemowy błąd w myśleniu, bo żaden z tych ojców nie ma płacić matce za jej obowiązki, tylko przekazywać ma jej środki na utrzymanie jego dziecka. W ten sposób spełnia minimum własnych obowiązków. Minimum, ponieważ on także powinien się swoim dzieckiem opiekować, nie tylko na nie łożyć. 

2Ilustracja: Patricija Bliuj-Stodulska

Jeśli miałbym szukać rozwiązań systemowych, to chciałbym przypomnieć wnioski z jednej z zeszłorocznych szczecińskich debat zorganizowaną w ramach NawiGracji, w trakcie której Agnieszka Gruszczyńska i Piotr Lachowicz z Zachodniopomorskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli postulowali proste rozwiązanie poprzedzające zasądzanie alimentów. Otóż warto aby sąd, niejako a priori każdorazowo zasądzał równy podział obowiązków i opieki nad wspólnymi dziećmi. Po połowie odpowiedzialności i opieki dla matki i dla ojca. Ten prosty zabieg mógłby weryfikować późniejsze gry dzieckiem między rodzicami. Tym bardziej, że w owych grach określenia takie jak: opieka i odpowiedzialność odmieniane są przez wszystkie przypadki i przez ojców, i przez matki. Mnie ów pomysł wydaje się ciekawy. Odciąża matkę z pełnego obowiązku, z kolei ojcu nie daje uciec od opieki. W ten sposób podwójnie uderza w stereotypy dotyczące obowiązku utrzymania, opieki i wychowania dzieci, które chcemy rozdzielnie przypisywać roli matki (opieka) i roli ojca (obowiązek utrzymania).

Zamiast jednak o systemowym rozwiązaniu chciałem napisać o społecznym przyzwoleniu i społecznym odium. Wypada powtórzyć: ćwierć miliona ojców nie utrzymuje swoich dzieci. Według równościowego języka konwencji antyprzemocowej dzieci doznają więc ekonomicznej przemocy ze strony własnych ojców. Jak się jednak okazuje, ów język nie jest społecznie sprawczy. Nie dociera do samych sprawców przemocy, nie dociera też do ich otoczenia. Należałby się więc zastanowić nad tym, jak do nich dotrzeć, jakiego języka używać? 

Alimenciary to zbudowane odrzeczownikowo określenie kobiet, które mają być przedstawicielkami grupy roszczeniowych kobiet. Mamy tu wyraźny formant zgrubieniowy, powiększający, hiperbolizujący zarezerwowany dla nazewnictwa ekspresywnego. Zamiar jest prosty – wzbudzenie antypatii, a nawet pogardy wobec alimenciar, które nie są już (dobrymi) matkami, nie są też alimenciarkami, tylko właśnie złowrogimi alimenciarami, które próbują wywierać presję na naszych braciach, synach, kumplach. Zamiast się wstydzić, krzyczą w ich stronę: płać! W taki sposób podmiot sprawy zostaje podmieniony. Podobnie staje się z winą i oceną postępowania, za którymi idzie wspomniana antypatia. Nie wkraczając w indywidualne kwestie dotyczące relacji międzypłciowych ojca i matki każdej_ego z ćwierci miliona córek i synów, którzy_e stają się zakładnikami sporu rodziców albo urażonej dumy ojców, warto zastanowić się nad ustawieniem wszystkiego według odpowiedniej kolejności. Nie, nie dlatego, by przezwać prawdziwy podmiot, sprawcę sporu. Zamiast przezywać, wymyślać ekspresywne, pogardliwe formy, odwołam się do historii (1). 

Zaskakujący jest fakt, że nie udaje się wzbudzić społecznego odium wobec odruchu ucieczki przed utrzymywaniem własnego dziecka. Nie jest to tylko kwestia ukrycia sprawy, nie przyznawania się. Większe znaczenie ma tu cicha akceptacja bliskich. Akceptacja, która budowana jest na rozczarowaniu wynikającym z niepowodzeń w budowaniu wspólnej opieki nad dziećmi i jednoczesnym odruchu szukania i wskazywania winnej. Nie bez przyczyny piszę tu o ucieczce. Model ojcostwa zmienia się na bardziej odpowiedzialny i opiekuńczy, co nie znaczy, że opiekuńczość i odpowiedzialność nie była weń wpisana wcześniej. Gestem założycielskim, podstawą owej odpowiedzialności było przede wszystkim zatroszczenie się o byt dzieci, które się spłodziło. Historycznie rzecz ujmując, mamy tu sprzężenie zwrotne: obraz mężczyzny dopełniać ma posiadanie potomka (stereotypowo jest to warunek sine qua non), z kolei ojciec to mężczyzna, który ma obowiązki. W ten sposób męskość zależna jest od prawidłowego wypełniania męskich/ojcowskich obowiązków.  Obowiązków, których posiadanie umożliwia właśnie bycie męskim facetem. Niestety w pewnym momencie, z przyczyn niezależnych od własnego dziecka ćwierć miliona mężczyzn-ojców pozwala sobie na ucieczkę, uchyla się od obowiązku, dezerteruje po prostu. Dezercja (2) jest tutaj najmocniejszą kategorią kwalifikacyjną. Pierwotnie dezerterował żołnierz, który bał się służby wojskowej, z jakiegoś powodu nie chciał wypełnić swoich obowiązków lub, w czasie konfliktu, kolaborował z wrogiem. Dezercja była i nadal jest określana jako dyshonorowa i niemęska. Dezerterów stawiano przed sądem. Wymierzano im karę, a zadawanie się z takimi było wstydem i ujmą. Nikt nie chciał mieć syna czy kumpla dezertera. Wówczas owo odium przechodziło także na otoczenie dezertera. 

Warto zastanowić się nad tym z iloma dezerterami się kumplujemy, ilu podajemy rękę?  Ilu z nich wspieramy w olewaniu własnych synów i córek. Nie panowie, ta dezercja nie jest męską sztamą, wspólnotą wymierzoną w kobietę, która odeszła od naszego kumpla. Tylko na pierwszy rzut oka jest to aspekt, bezsensownej zresztą, walki między płciami. Ta dezercja to ucieczka przed własnym dzieckiem, któremu nie poświęca się ani czasu, ani środków. Słabe, prawda? Współczesny dezerter polski. Ćwierćmilionowa armia dezerterów. Dezerterów, którzy uciekają przed własnymi dziećmi. I jak ta ucieczka ma się do męskości? 

Zawsze istnieje wybór. Możesz cytować historycznie męskie zachowania i po prostu utrzymywać swoje dzieci. Możesz też być nowoczesnym ojcem i opiekować się nimi wspólnie z matką. Razem też je utrzymywać. Możesz też być zwykłym dezerterem albo jego kumplem.

dr Maciej Duda

(1) Oczywiście, zakładając, że dyskurs militarno-historyczny przemówi do mężczyzn, esencalizuję ich/nas. Niemniej zdaję sobie sprawę z faktu, że konstrukcja hasłowa opiera się na uproszczonej retoryce i postanawiam to założenie wykorzystać. 

(2) Miano dezertera nie wpisuje się w proste założenie, które potwierdza używanie zwrotu „alimenciary”, nie jest jego rewersem. Nie wykorzystuje formatu deminutywnego, który mógłby odwoływać się do oznaczania żeńskości i w ten sposób kulturowo umniejszać męskość. Zamiast tego odwołuję się do historycznego znaczenia owego wyrażenia i wskazuję na niedojrzałość, brak dorosłości, cytowanie zachowań, które nie odbierają, ale z pewnością niwelują kulturową męskość, a jej desygnat sprowadzają do figury nieodpowiedzialnego wyrostka. Nieadekwatne byłoby też użycie zwrotu „alimeciarze”. Alimenciarz to ten, który decyzją sądu powinien płacić alimenty, nie ten, który ich nie płaci.

design & theme: www.bazingadesigns.com