Aborcyjny coming out: Dla mnie nie była to trudna decyzja, myślę o tym epizodzie wyłącznie z poczuciem ulgi

Nie łudzę się, że to wyznanie przewróci porządek prawny w Polsce, natomiast jestem przekonana, że zmiana (jakakolwiek) zaczyna się właśnie od takich prywatnych, małych kroków, od kropel, które drążą skałę. Dla każdej sprawy (a zwłaszcza gdy chodzi o złagodzenie ustawy antyaborcyjnej) istotne jest, gdy walka o tę sprawę ma konkretną twarz i nazwisko, gdy stoją za nią konkretne historie – rozmowa z Anną Poszytek

mialamaborcje_

Kamila Kuryło: Dlaczego zdecydowałaś się na aborcyjny coming out? 

Anna Poszytek: Aborcja to u nas temat tabu. Ćwierć wieku obowiązywania ustawy antyaborcyjnej sprawiło, że to, co jest europejskim standardem (aborcja ze względów osobistych do 12. tygodnia ciąży), u nas traktowane jest jak horrendum. Mam też dość wmawiania kobietom poczucia winy, traumy i opowiadania kłamstw o syndromie postaborcyjnym. Bo jeśli już ktoś przyzna się do aborcji, to powinien przynajmniej posypywać głowę popiołem i opowiadać, jak strasznie trudna była to decyzja. Nie, dla mnie nie była to trudna decyzja, a jeśli myślę o tym epizodzie w moim życiu, to wyłącznie z poczuciem ulgi. Im więcej i bardziej otwarcie będzie się o tym mówić, tym większa szansa, że przestanie to być temat tabu. Bo nie powinien nim być.

Polska A.D. 2017 to kraj przesiąknięty konserwatyzmem, patriarchatem i mizoginią z barbarzyńską ustawą antyaborcyjną, wobec czego prywatne staje się publiczne jako element walki politycznej i walki o godność i prawa kobiet. Nie łudzę się, że to wyznanie przewróci porządek prawny w Polsce, natomiast jestem przekonana, że zmiana (jakakolwiek) zaczyna się właśnie od takich prywatnych, małych kroków, od kropel, które drążą skałę. Dla każdej sprawy (a zwłaszcza gdy chodzi o złagodzenie ustawy antyaborcyjnej) istotne jest, gdy walka o tę sprawę ma konkretną twarz i nazwisko, gdy stoją za nią konkretne historie.

Kiedy przerwałaś ciążę?

To było 4 lata temu (lato 2013). Byłam wtedy w toksycznym związku (przekonałam się o tym post factum, choć już wtedy czułam, że to nie jest partner dla mnie i że nie chcę wiązać się z nim formalnie ani tym bardziej mieć z nim dzieci). Miałam szczęście w nieszczęściu. Dowiedziałam się, że jestem w ciąży stosunkowo szybko – w 6.-7. tygodniu od ostatniej miesiączki. 

W jaki sposób szukałaś bezpiecznej aborcji?

Zaczęłam gorączkowo szukać informacji w internecie. Trafiłam na stronę Women on Waves, a tam na informację o Arthrotecu, leku na reuamtyzm dostępnym w Polsce, który zawiera substancję czynną – misoprostol – stosowaną w krajach, gdzie aborcja jest legalna, jako jeden ze środków na poronienie. Mój partner miał te tabletki. Nie wiem, jakim cudem. Mówił, że kiedyś jego siostra (która jest lekarką) przepisała mu je na bóle nóg, jednak nigdy ich nie wykorzystał.

Co czułaś po?

Zarówno przed zabiegiem, jak i po nim byłam absolutnie pewna słuszności swojej decyzji. Ani przez chwilę nie miałam wyrzutów sumienia czy depresji. Przez kolejne lata nie było też śladu tzw. syndromu postaborcyjnego. Czułam i czuję do tej pory wyłącznie ulgę i radość, że udało się tak w gruncie rzeczy bezproblemowo, niedrogo i skutecznie.

comingout2fot. Anna Poszytek

Twoja historia udowadnia, że wcale nie musimy być straumatyzowane tą decyzją. Nie musimy się swoich decyzji wstydzić i komukolwiek z nich tłumaczyć. Nie musimy mieć także „wystarczajaco dobrego” powodu, by zdecydować się na aborcję, jak próbują nam to wmówić rządzący, działacze i działaczki antichoice, ale czasem niestety także osoby, które uczestniczą w demonstracjach na rzecz szeroko pojętych praw kobiet. 

Tak, poruszasz tu ważny problem. Niedawny Czarny Protest, który całym sercem popierałam i popieram, skupił się niestety – mam wrażenie – głównie na sprzeciwie wobec zaostrzenia prawa aborcyjnego. Obawiam, że 25 lat obowiązywania obecnej ustawy, mówiąc kolokwialnie, wyprało mózgi wielu młodym kobietom, które sądzą, że obecny tzw. kompromis to coś, co należy utrzymać. A przecież wystarczy zerknąć za którąkolwiek granicę, by się przekonać, że europejskim standardem jest aborcja do 12. tygodnia, Polska zaś na tym tle to zaścianek Europy (obok Irlandii i Malty).  

Na Natalię Przybysz za przerwanie milczenia w wywiadzie dla Wysokich Obcasów” zwaliła się lawina nienawiści i pogardy. Nie boisz się, że i ciebie to spotka

Nie. Jestem absolutnie przekonana, że robię rzecz właściwą, choć faktycznie, nawet osoby uważające się za postępowców pisały mi w prywatnych wiadomościach, że „nie rozumieją mojego ekshibicjonizmu”. Ale zjawisk nie należy rozpatrywać w oderwaniu od tła i to, czy coś jest ekshibicjonizmem, czy nie, zależy od kontekstu polityczno-społecznego. 

To trochę tak, jak gdy środowiska prawicowo-konserwatywne zarzucają osobom homoseksualnym epatowanie swoją prywatnością, bo „róbcie, co tam sobie chcecie, ale w domu, po kryjomu”. Dopóki jakaś grupa jest dyskryminowana i nie cieszy się pełnią praw człowieka, dopóty jej „sprawy prywatne” są prywatne nie z jej wyboru, tylko dlatego że uprzywilejowana większość unieważnia je i spycha w niebyt. I dlatego trzeba o tym mówić, wręcz krzyczeć, żeby te prawa sobie wywalczyć, żeby znów mogły być prywatne, ale tym razem z wolnego wyboru.

Po upublicznieniu mojego wyznania na własnym profilu spotkałam się też ze stwierdzeniem, że „każdy podejmuje własne decyzje, bo generalnie chodzi o to, żeby każdy żył w sposób, który mu odpowiada”. No właśnie. Teraz niestety nie każdy może żyć w sposób, który mu odpowiada. Nie mogę, zachodząc w niepożądaną ciążę, pójść legalnie do lekarza i bezpiecznie ją usunąć. Gdybym mogła, gdyby w Polsce było normalnie, jak w prawie całej Europie, nie byłoby sprawy, nie byłoby walki, nie byłoby potrzeby takich wyznań. I to jest clou sprawy.

Wiele kobiet, które mają za sobą doświadczenie aborcji, mówi, że nie miały i nadal nie mają nikogo, z kim mogłyby szczerze porozmawiać i zwyczajnie podzielić się swoją historią. Mam nadzieję, że Twój coming out sprawi, że więcej kobiet pozbędzie się poczucia lęku, wstydu, osamotnienia i przekonania, że są z tym doświadczeniem zupełnie same. I tym samym rozpocznie się fala aborcyjnych coming outów.

Właśnie taka nadzieja mi przyświeca. Albo zaczniemy walczyć o swoje prawa odważnie, z otwartą przyłbicą, albo będziemy tkwić w zaścianku Europy przez kolejne lata. Historia pokazuje, że wszelkie walki o prawa dyskryminowanych grup wymagały poświęceń, ale w końcu je wygrywałyśmy i wygrywaliśmy. Ja już nie zamierzam się kryć.


Potrzebujemy więcej aborcyjnych coming outów, napisz: redakcja@codziennikfeministyczy.pl lub wyślij swoją historię na #MiałamAborcję, niedawno powstałą inicjatywę Codziennika Feministycznego.


Korekta: Kaja Makaruk

design & theme: www.bazingadesigns.com