Aborcja w domu to kwestia klasowa

Natalia Broniarczyk, Kinga Jelińska


Odklasowienie aborcji to pozbycie się wszystkich restrykcji narzucanych przez medycynę, prawo i rynek, które regulują, gdzie i jak tabletki aborcyjne mają być dostępne. Te restrykcje to obowiązek recepty, przymus USG, wizyt lekarskich, licencje – kto i w jakich warunkach może dystrybuować i podawać misoprostol. Tabletki aborcyjne powinny być wydawane w placówkach ochrony zdrowia. Powinny leżeć na półkach sklepowych tuż obok popularnych i lekarstw takich jak paracetamol i apap. Powinny być dostępne przy kasach na stacjach benzynowych obok gum (również tych do żucia).

Kilka miesięcy temu brytyjski rząd zatwierdził przyjmowanie tabletek aborcyjnych w domu po rozmowie telefonicznej lub e-konsultacji z osobą z personelu medycznego, zamiast konieczności udawania się do kliniki. Niedawno opublikowane pierwsze dane pokazujące, że większość pacjentek skorzystało z tej opcji, a ponad połowa wszystkich aborcji do czerwca miała miejsce w domu.

Samoobsługa aborcyjna zrewolucjonizowała dostęp do aborcji, dając osobom w niechcianych ciążach większą swobodę działania i ułatwiając procedurę. Dla wielu osób jest to jedyna szansa na bezpieczną aborcję, bo mogą ją zrobić przed pracą, po pracy, a niektóre osoby robią ją nawet w trakcie pracy, gdyż dla wielu osób każdy dzień wolny od pracy ciągle oznacza mniejszy dochód czy ryzyko jej utraty.

Odkrycie poronnego działania misoprostolu ma korzenie w Brazylii. Był to typowy eksperyment społeczny i wynikał z realnej potrzeby przerwania niechcianej ciąży. W latach 80-tych ubiegłego wieku osoby potrzebujące aborcji zauważyły ostrzeżenie na opakowaniu Cytotecu (nazwa handlowa misoprostolu), aby nie używać go będąc w ciąży i celowo je ignorując, zaczęły używać go do prowokowanego poronienia. Eksperyment ten wyszedł od ludzi i rozprzestrzenił się na cały świat.

W 1988 roku we Francji w laboratorium, zostaje wynaleziony mifepristone zwany RU-486. Aborcja farmakologiczna zaczyna powoli przyjmować się w służbie zdrowia w krajach, gdzie prawo aborcyjne jest mniej restrykcyjne, ale zawsze zmedykalizowane, obwarowana licencjami i nieracjonalnymi wymaganiami. Taka aborcja znowu staje się o wiele bardziej kwestią klasową, bo ma być wykonywana przez lekarzy_rki, wymaga specjalnych uprawnień. Tym samym staje się o wiele droższa.

Absurdy polityki okołoaborcyjnej – tańsza technologia, a cena nadal wysoka

W wielu krajach cena tabletek aborcyjnych dostępnych w oficjalnym systemie ochrony zdrowia została podniesiona do ceny zabiegu próżniowego, choć te procedury różnią się od siebie pod każdym względem. W przypadku aborcji próżniowej osoba w ciąży zostaje znieczulona albo wprowadzona w narkozę, zajmuje łóżko w klinice na kilka godzin, opiekuje się nią zazwyczaj trzyosobowy personel. W przypadku aborcji farmakologicznej osoba w ciąży podczas wizyty otrzymuje zestaw leków i instrukcje. Przy personelu medycznym przyjmuje mifepristone, a misoprostol dostaje na wynos. Całe poronienie przeprowadza samodzielnie w domu. W niektórych krajach, za sprawą pandemii wprowadzono możliwość e-konsultacji a tabletki aborcyjne dostarczane są pocztą. 

Wniosek nasuwa się sam – w oficjalnym systemie ochrony zdrowia, jeśli nie ma się odpowiedniego ubezpieczenia płaci się nie za opiekę, ale usługę, która ma być droga i dostępna dla wybranych. Kryminalizacja aborcji zawsze jest tłem do drogich usług aborcyjnych w profesjonalnych gabinetach medycznych czy u licencjonowanych pracowników ochrony zdrowia. Dostęp do lekarza oznacza dostęp do hajsu, szczególnie w ginekologii. Każda osoba która starała się kiedykolwiek o receptę na przykład na antykoncepcję hormonalną wie, że do tego potrzebna jest kasa. Wizyta, recepta, realizacja recepty – to wszystko kosztuje i te koszty należy ponosić na okrągło, jeśli chcemy używać antykoncepcji.

Vivat Misoprostol!

W Afryce misoprostol jest lekiem zarejestrowanym również do leczenia i zapobiegania krwotoku poporodowego. Stanowi skuteczną alternatywą dla oksytocyny, która wymaga zamrażania i zastrzyku. W krajach zachodniej i wschodniej Afryki wiele porodów odbywa się bez udziału wykwalifikowanej położnej głównie ze względu na brak infrastruktury i personelu medycznego. Z punktu widzenia polityki zdrowia publicznego jak najłatwiejszy dostęp do misoprostolu mógłby gwałtownie obniżyć śmiertelność okołoporodową w tych krajach. Niestety, misoprostol podlega intensywnej medykalizacji i reglamentacji mimo, że jego największy potencjał to wyrównywanie nierówności klasowych w ochronie zdrowia reprodukcyjnego, ale on wynikałby z wolnego i łatwego dostępu.

Im lepszy dostęp do misoprostolu i większe zaufanie, że osoby w ciąży mieszkające w mniejszych miejscowościach z gorszą sytuacją w zakresie infrastruktury, będą potrafiły go zażyć, tym dostęp do aborcji będzie sprawiedliwszy. Odklasowienie aborcji to pozbycie się wszystkich restrykcji narzucanych przez medycynę, prawo i rynek, które regulują, gdzie i jak tabletki aborcyjne mają być dostępne. Te restrykcje to obowiązek recepty, przymus USG, wizyt lekarskich, licencje – kto i w jakich warunkach może dystrybuować i podawać misoprostol. Tabletki aborcyjne (i sam misoprostol) powinny być wydawane w placówkach ochrony zdrowia. Powinny leżeć na półkach sklepowych tuż obok popularnych lekarstw takich jak paracetamol i apap. Powinny być dostępne przy kasach na stacjach benzynowych obok gum (również tych do żucia). 

Kto i dlaczego nie chce, żeby aborcja mogła odbywała się w domu?

Zdarza nam się słyszeć, że aby móc bezpiecznie przeprowadzić aborcję w domu trzeba mieć wielkomiejski przywilej. Tak, na pewno osoby żyjące w większych miejscowościach mają lepszy dostęp do usług, przede wszystkim medycznych, ale można czasem odnieść wrażenia, że obawy te trącą wiejskim tokenizmem* i klasistowskimi uprzedzeniami wobec osób ze wsi i małych miejscowości. Każdego dnia asystujemy w aborcjach osobom z mniejszych miejscowości i wsi. Jako Aborcyjny Dream Team nie pytamy ich skąd są, ale wiemy, że przyjmują leki w trakcie dwunastogodzinnej zmiany na kasie w sklepie spożywczym, a do najbliższego szpitala mają kilkanaście a czasem nawet kilkadziesiąt kilometrów a autobus odjeżdża dwa razy dziennie.

Women Help Women czyli organizacja, która pomaga w uzyskaniu tabletek poronnych otrzymuje prośby z całej Polski, również z małych miejscowości i wsi. Aborcja farmakologiczna to proces identyczny jak samoistne poronienie, a poronienia są nieodłączną częścią życia osób zachodzacych w ciąże. 1 na 4 ciążę kończy się samoistnym poronieniem, dotyczy to osób rozsianych po całej Polsce.

Osoby, które były kiedyś w ciąży albo borykały się z poronieniami rozmawiają ze sobą o tym na forach internetowych, szukają wsparcia i porady u innych osób, a internet zapewnia im anonimowość. Nie są to fora medyczne ale najczęściej popularne platformy dyskusyjne o makijażu, wyglądzie, modzie czy sporcie. To tam osoby szukają odpowiedzi, czy w aptece zlokalizowanej w swojej miejscowości będą miały szansę zrealizować receptę na popularny środek zawierający misoprostol.

Dodatkowo każdego roku minimum tysiąc osób rejestruje się na forum Kobiety w Sieci i tam dzieli się informacjami o aborcji domowej. Te osoby o wiele częściej pochodzą z mniejszych miejscowości niż z większych. Skąd to przekonanie, że osoby w małych miejscowościach nie potrafią znaleźć informacji w internecie, zamówić leków, przejść przez protokół przyjmowania leków i poradzić sobie z poronieniem? Tylko 2 proc. osób korzystających z aborcji farmakologicznej powinna zgłosić się do lekarza_rki i uzyskać pomoc (taką samą jaką uzyskałaby w trakcie poronienia spontanicznego)[1]. 

Prawo to nie panaceum na niesprawiedliwy dostęp do aborcji

Obserwując debatę dotyczącą dostępu do aborcji, słuchając rzeczników i rzeczniczek mówiących z troską i zmartwieniem o dziewczynach z małych miejscowości bez dostępu do internetu zastanawiamy się, czy coś więcej poza obietnicą zmiany prawa mają tym osobom do zaoferowania. Przykłady z innych krajów, w których zliberalizowano przepisy aborcyjne pokazują wyraźnie, że prawo nie jest panaceum na niesprawiedliwy dostęp do aborcji. Rozwiązaniem wyrównującym dostęp do aborcji jest samoorganizacja i aborcyjna sieć wsparcia. 

Twierdzenie, że osoby z małych miejscowości czy ze wsi nie mogą skorzystać z aborcji domowej, bo na pewno się bardziej się jej boją albo nie jest to metoda dla nich, bo w okolicy jest tylko jeden lekarz, do którego trudno się dostać jest niesprawiedliwe, upupiające, oparte na fałszywych przesłankach i przede wszystkim bazuje na błędnym przekonaniu, że do aborcji farmakologicznej zawsze i bezwzględnie potrzebny jest lekarz i kontrola. Jakoś (na szczęście!) nie słyszymy głosów, że osoby małych miejscowości nie powinny zachodzić w ciąże albo że poronienia spontaniczne są dla nich niebezpieczne, bo w ich okolicy jest tylko jeden lekarz. Te obawy zawsze dotyczą tylko aborcji.

Osoby pomagające w aborcjach na całym świecie mówią wyraźnie – nie ma potrzeby, ani sensu, by wszystkie aborcje odbywały się w klinikach. Dostęp do tabletek aborcyjnych i możliwość zażycia ich w domu nie jest warunkowany obiektywnymi przesłankami naukowymi, lecz wyłącznie polityką, brakiem wyobraźni czy potrzeby racjonalnego dostosowania prawa do rzeczywistości. Okazuje się, że ciągle wielu osobom – najczęściej decydentom i decydentkom, łatwiej jest sobie wyobrazić, że pacjentka będzie musiała jechać kilkaset kilometrów do zagranicznej kliniki niż to, że mogłaby przerwać ciążę w domu za pomocą leków.

Tymczasem warto przypomnieć, że technologia aborcji farmakologicznej jest szczególnie rozpoznawana jako wartościowa dla społeczności z małymi zasobami i słabym dostępem do infrastruktury. To właśnie aborcja farmakologiczna może być odpowiedzią na brak dostępu do gabinetu medycznego i deficyt personelu medycznego. Łatwiej jest przewieźć lek, zamówić go do domu, połknąć tabletkę niż znaleźć pieniądze na lekarza bez klauzuli sumienia, zwłaszcza gdy się mieszka w takim kraju jak Polska.

Ten brak wyobraźni czy woli nie wynika z troski, opieki czy potrzeby opartej na empatii, ale patriarchalnej kontroli. Powściągliwość w uczynieniu aborcji łatwiejszą lub bardziej dostępną opiera się na przekonaniu, że aborcja to coś złego. Trzeba robić wszystko by było jej jak najmniej, a jeśli aborcja będzie łatwo dostępna, to osoby mogące zajść w ciążę przestaną używać antykoncepcji i staną się jeszcze bardziej „nieodpowiedzialne”. Będą przerywać ciążę na każdym etapie jej trwania, nie dlatego, że chcą, tylko dlatego, że mogą. Nie ma nic złego w chceniu aborcji, ale politycy i różni decydenci wolą, żebyśmy jej nie chciały i żeby aborcja była ostatecznością. Aborcja jest jedną z metod kontroli płodności tak samo ważną jak antykoncepcja. Nie ma powodów, by politycy, medycyna i rynek narzucały nam, jaki jest lepszy sposób „ochrony” przed niechcianą ciążą.

Aborcję farmakologiczną nie robią wyłącznie „korpolaski” z Warszawy

Dostęp do bezpiecznej aborcji w domu nie jest fanaberią, powinien być priorytetem zwłaszcza podczas pandemii, gdy przebywanie w domu stało się pożądane. Przyjmując tabletki w domu, osoby nie muszą brać urlopu, ani szukać opieki nad dziećmi. Mogą zrobić aborcję, kiedy jest to dla nich najwygodniejsze.

Demedykalizacja aborcji nie oznacza, że aborcja powinna być wyjęta z oficjalnego systemu ochrony zdrowia, ale oznacza rozszerzeniu dostępu i oddanie władzy osobom, które tych leków potrzebują, niezależnie od tego, gdzie mieszkają. Nie ma powodów, by utrwalać krzywdzące stereotypy, że aborcję farmakologiczną robią wyłącznie „korpolaski” z Warszawy czy innych dużych miast. Codziennie asystując osobom w zamawianiu leków czy w ich przyjmowaniu widzimy, że aborcja farmakologiczna dzieje się w całej Polsce i silnie demokratyzuje dostęp do przerwania ciąży. 


*Tokenizm polega na pozornym włączeniu osób z mniejszości lub dyskryminowanego środowiska do grupy, nie oferując im przy tym znaczącej władzy bądź pozbawiając autorytetu, odmawiając głosu.

[1]: apps.who.int

design & theme: www.bazingadesigns.com