Musimy porozmawiać o depresji

Coraz więcej ludzi otwarcie mówi o swojej depresji, tylko gdzie jest ta zmiana w publicznym postrzeganiu osób, które cierpią z jej powodu?

roller_coaster

Kiedy ktoś upublicznia swoje osobiste doświadczenia związane z depresją, zawsze czuję się zachęcona. Od tego eseju, po filmik i post na blogu, mnóstwo osób cierpiących na chroniczną i kliniczną depresją próbuje przemówić, zacząć rozmowę, walczyć z piętnem niezrozumienia, otaczającym tę chorobę psychiczną.

Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), depresja to choroba całego świata, dotykająca 350 milionów ludzi bez względu na wiek. Występuje dwa razy częściej u kobiet niż u mężczyzn, co sprawia, że jest najczęstszym problemem zdrowia psychicznego u kobiet.

Jak widać, na świecie jest dużo depresji. Ale ludzie mówiący o swoich zmaganiach to fantastyczny start. Widzę tych, którzy są chorzy, wyrażających wdzięczność, że w końcu nie są sami, że ktoś ich rozumie. Jednak to, czego nie widzę, to ta zmiana, zmiana w postrzeganiu tej choroby przez osoby zdrowe.

Po prawdzie, to często zastanawiam się, czy ludzie bez depresji w ogóle przysłuchują się takim wyznaniom.

Pod koniec czerwca Cate Diharry napisała szczery esej o poczuciu utraty siebie w pierwszym roku macierzyństwa. Odbiło się to szerokim echem wśród wielu słuchaczy/ek, jednak szybki rzut oka na komentarze pokazał, jak szybko ludzie przeszli do osądu, że Cate jest umysłowo chora. Było to niepokojące, jednak jeden komentarz wyróżnił się:

Depresja jest bardzo narcystyczna.

Co, proszę?! Byłam zła, ale jakoś w grzeczny sposób wyraziłam, że się nie zgadzam i próbowałam puścić to w niepamięć. Lecz wciąż nie potrafię przestać myśleć o ignorancji i wręcz wrogości tego komentarza… Tylko ktoś, kto nigdy nie przeżył prawdziwej depresji może powiedzieć coś tak głupiego i okrutnego wręcz, w szczególności do matki 10-miesięcznego dziecka. Bo depresja jest chorobą, a nie objawem narcyzmu. Na pewno wielu narcyzów cierpi na depresję, ale nie wszyscy ludzie z depresją są narcyzami. Nie mogę uwierzyć, że trzeba wyjaśniać takie oczywistości.

Zamierzam wyjaśnić, czym jest depresja na przykładzie mojego doświadczenia. Jednak nie z myślą o współtowarzyszach/kach niedoli – ludziach tak jak ja, cierpiących na depresję –  tylko o tych, którzy nigdy depresji nie zaznali, a w szczególności tych, którzy sądzą, że depresja to symbol słabości, narcyzmu, czy wręcz egoizmu. O tych wierzących, że depresja to rzecz, z którą można sobie poradzić ot tak. Jeśli jesteś jedną z nich, proszę, zostań ze mną – zamierzam włożyć Cię w moje smutne buty, byś zobaczyła i naprawdę, naprawdę wyobraziła sobie, co się czuje w takiej spirali.

Pewnego dnia zaczynasz czuć się troszkę smutno. Jednak nie rozumiesz dlaczego. Twoje życie jest wspaniałe, masz te wszystkie rzeczy, które miały Cię uszczęśliwić, ale jednak nie uszczęśliwiają. Możesz czuć się winna z powodu dzieci głodujących w Afryce, możesz powiedzieć sobie że to tylko chandra, że Merkury jest w przesileniu, że to tylko chwilowe…

Ale to nie jest faza. Po kilku tygodniach nie czujesz się już tylko „troszkę” smutno. Płaczesz nad swoją poranną kawą, po kryjomu w kabinie łazienki, gdy jesteś w pracy. Teraz czujesz się naprawdę smutna, winna, zakłopotana, ponieważ nie możesz ukryć tego wszystkiego, a nie lubisz rozklejać się przed swoją kawą. Kochasz swoją kawę. Sprawia że jesteś szczęśliwa i nie chcesz, żeby patrzyła na Ciebie z góry…

W tym momencie możesz wciąż stwarzać pozory, że wszystko jest w porządku, możesz być normalna w pracy, wśród przyjaciół, wygłupiać się z dziećmi – te rzeczy prawdopodobnie sprawią, że przez moment poczujesz się lepiej, choć na chwilę. Są to jednak męczące czynności i możesz potrzebować zwinąć się w kłębek i uciąć sobie drzemkę w ciągu dnia, częściej niż kiedyś, ale nadal możesz grać, kiedy musisz. Nadal możesz jakoś funkcjonować.

Kilka tygodni później przestajesz wychodzić z przyjaciółmi. Przestajesz krzyczeć na swoje dzieci. Nie masz energii, żeby udawać. Nic nie przynosi ci radości, nic nie sprawia, że czujesz się lepiej, choć przez chwilę. Ciągle chodzisz do pracy, nie potrafiąc się skupić – Twój szef zaczyna patrzeć na Ciebie uważniej. Teraz jesteś smutnym człowiekiem, który czuje się winny, zakłopotany i na dodatek przerażony, ponieważ nie chcesz stracić ani dzieci, ani pracy, ani przyjaciół.

W końcu mówisz partnerowi – mam doła, może depresję, może coś innego. Twój partner kiwa głową, robi pocieszające ruchy, gesty, dźwięki, po kilku minutach myślisz, że Cię rozumie. I wtedy mówi coś takiego – „pójdziesz może do spożywczego?”. I wtedy zaczynasz rozumieć, że on nic nie rozumie. Teraz jesteś smutnym człowiekiem, który czuje się winny, zakłopotany, przerażony i na dodatek samotny. I  to wygląda perfekcyjnie racjonalnie, że nie możesz się pozbierać – jesteś przecież sam/a ze swoją depresją.

Pewnego ranka otwierasz oczy i nie możesz wstać z łóżka, ponieważ nie potrafisz wyobrazić sobie przeżywania kolejnego dnia z tymi wszystkimi uczuciami, odczuciami, wątpliwościami, które rozpieprzają ci głowę. Dzwonisz do swojego szefa, mówiąc, że nie czujesz się zbyt dobrze. Swojemu partnerowi – to samo. Zostajesz w łóżku, czując ulgę, że nie musisz dziś udawać. Wmawiasz sobie – potrzebuję snu, dużo snu. Wyśpię się i wszystko będzie znów okej.

To bycie „okej” nie stanie się w magiczny sposób – im dłużej w łóżku, tym dłużej chcesz w nim pozostać. Łóżko to bezpieczne miejsce, ponieważ już dawno się poddałaś. Skończyłaś z udawaniem i nie musisz już dłużej radzić sobie z kimkolwiek. Pomiędzy drzemaniem a gapieniem się na włosy porastające twoją rękę (ponieważ jesteś zbyt rozpieprzona, żeby oglądać TV albo czytać) cały ten smutek, poczucie winy, zakłopotanie, strach, samotność, rozmywa się i staje się mniej określone.

Te uczucia nie znikną, a jakże. Zamiast tego zlewają się w jedno, dojmujące – rozpacz. Powoli zdajesz sobie sprawę, że z Tobą jest coś naprawdę nie tak. Zastanawiasz się, czy znów będzie okej. Zastanawiasz się, czy w ogóle chcesz, żeby znów było okej. Życie wydaje się ciężkie, pełne pracy, wymaga więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.

W końcu, po pewnym czasie, znika nawet rozpacz, a Ty nie czujesz już nic. Patrzysz wstecz z chorą nostalgią na smutek, poczucie winy, zakłopotanie, strach, samotność i rozpacz. Pragniesz snu, ponieważ w snach coś czujesz.

Jesteś teraz w sercu depresji, czyli dolinie nicości.

Nie możesz spać, więc kręcisz się wokół szafki z lekarstwami. Znajdujesz jakieś proszki nasenne. Bierzesz jedną tabletkę i w końcu śpisz, ale tylko na chwilę. Kiedy budzisz się – bierzesz następną. A potem znów, kolejną. Zaczynasz liczyć tabletki, które zostały w buteleczce i zastanawiasz się – może wziąć je wszystkie i zasnąć na wieki? Mówisz sobie, że twoim dzieciom, partnerowi, współpracownikom będzie lepiej bez ciebie.

Jeśli jesteś szczęśliwcem, to zauważysz szaleństwo takiego myślenia. Wybierasz jedną rzecz ze swojego życia, przez którą czujesz się paskudnie i rozważasz samobójstwo – może to być twoja rodzina, praca, albo kot. Zawsze coś.

Proszenie o pomoc wydaje się najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłaś. Rozmowa z partnerem, szukanie lekarki, nawet wzięcie telefonu i wybranie numeru wydaje się niemożliwe. Wszystko wydaje się niemożliwe. Robisz to, mimo wszystko, ponieważ są to alternatywy – z drugiej strony jest więcej nicości. Prawdziwa, permanentna nicość. Nie chcesz tego, zdecydowałaś.

Jeśli masz szczęście, otrzymasz pomoc, której potrzebujesz  – dobry lekarz, właściwa diagnoza, plan działania, który Cię z tego wyciągnie. Może lekarstwo, terapia, albo połączenie tych dwóch.

Zaczynasz robić wszystkie ciężkie jak cholera rzeczy. Rzeczy, dzięki którym zaczniesz odczuwać, coś, cokolwiek, co sprawia, że chce Ci się żyć. Jeśli doktor przepisze Ci lekarstwo, miną tygodnie zanim zacznie działać. A rozmowa z terapeutką przywróci cały ten smutek, poczucie winy, zakłopotanie, samotność i rozpacz, więc odnosi przeciwny skutek.

Masz kilka dobrych dni, lecz większość to dni złe. Jeśli wciąż pracujesz, te dni przychodzą częściej. Twoje proszki zaczynają działać. Terapia staje się łatwiejsza. Zaczynasz wykonywać swoją pracę bez względu na to, jak jest trudna. Dowiadujesz się wielu rzeczy o depresji, nawet tych, których nie chciałaś nigdy wiedzieć.

W rezultacie możesz poczuć się sobą albo prawie sobą. Jeśli jesteś mądra, będziesz wciąż pracować, ponieważ nie chcesz wylądować znów w łóżku.

I co się wtedy dzieje? Żyjesz sobie dalej, ze świadomością, że depresja to choroba i za chwilę może wkraść się do Twojego życia ponownie. Albo nie.

Nigdy nie wiesz, czy znów nie znajdziesz się w dolinie nicości.

Miałam szczęście, ale nie byłam zbyt mądra. Kiedy po moim pierwszym epizodzie z depresją, po roku, poczułam się znów sobą, odstawiłam leki, nie mówiąc nikomu. Czułam się dobrze i robiłam wszystko tak jak należy – jadłam zdrowo, ćwiczyłam jak szalona, poznawałam buddyzm. Przez jakiś czas czułam się okej.

Depresja wróciła. Z początku nie rozpoznałam jej syndromów. Wreszcie, gdy nie chciałam nic od życia oprócz pozostania na wieki w łóżku, poszłam do terapeuty, usiadłam w jego gabinecie i zaczęłam płakać. I znów zaczęła się praca nad sobą – leki, terapia, czekanie na dobre dni, gdy wokół same złe.

Tak depresja wygląda dla wielu ludzi. Nie jesteśmy chorzy na nią, ponieważ jesteśmy egoistami, samolubami, skomplikowanymi – a czasem nawet –  irytującymi ludźmi. Jesteśmy normalni. Często przyczepiamy się do zaprzeczania chorobie, zachowując się jak ludzie, którzy nie rozumieją, że depresja to choroba, która zagraża życiu, i nie jest tylko pochodną narcystycznego zachowania. Tutaj nie chodzi w ogóle o zachowanie. Nie możesz wybrać jak się zachować, kiedy nie czujesz nic w środku.

Dla mnie fala powtarza się, mimo że leki nigdy nie znikną z mojego leczenia. Co trzy-cztery lata moje antydepresanty przestają działać. Łapię ten moment najszybciej jak to możliwe, aby sięgnąć po nowe leki.

Każdego dnia jestem wdzięczna, za ludzi którzy są blisko mnie, za ich zrozumienie i empatię, a nie niewiedzę i osądy, ponieważ taka jestem i taka będę do końca mojego życia. Lecz nie wszyscy ludzie cierpiący na depresję są takimi szczęściarami jak ja.  

Laurel Hermanson

Tłumaczenie: Patryk Zalasiński

design & theme: www.bazingadesigns.com