Ustalić mnie [ROCZNICA ODRZUCENIA USTAWY O UZGODNIENIU PŁCI]

Sonia Muw

Świat staje na głowie i dziś już coraz częściej nie wiadomo, czy to chłop, czy baba, pedał czy lesba, pies czy wydra, a przecież trzeba jakoś żyć. Na szczęście jako obywatelki i obywatele nie zostajemy z tymi dylematami same, a czasem możemy liczyć nawet na kompleksowe wsparcie rozbudowanego aparatu sądowo-medycznego.

14585787_1630202330379347_705235421_o
Ilustracja Tosia Buszewicz

No bo, na przykład, skąd pewność, że jesteś kobietą? Albo jesteś mężczyzną? Serio? Na pewno? Ale czekaj… chwilę… może moglibyśmy to sprawdzić? Bo widzisz, że tak wybiegnę na chwilę w dalszą część tego tekstu i zacytuję gwiazdę polskiej seksuologii: „to tylko deklaracja. A ja tu potrzebuję diagnozy!”. Ach, prawie bym zapomniała! Może nie czujesz się ani mężczyzną, ani kobietą? No, na razie jeszcze nie poruszamy się w tym temacie biegle, ale spokojnie, niedługo zajmiemy się też tobą. Nie lękaj się. Przyjdziemy też po ciebie.

No więc, mój problem polega na tym, że odważyłam się powiedzieć, że jestem kobietą. No dobra, zaraz tam kobietą. Dziewczyną, powiedzmy. Albo, żeby bardziej było zrozumiałe dla najlepiej wyszkolonych w sztuce samczego przywództwa: dziunią, laską, lasią, babą, szprychą. Tak więc tak. Tak właśnie powiedziałam i zaczęło się piekło. No bo przecież sprawa nie jest wcale prosta. Czy przypadkiem kobiety, twierdząc, że są kobietami, troszeczkę nie oszukują? Czy mężczyźni, dumnie nazywając się mężczyznami, z lekka nie koloryzują? Zdecydowanie trzeba się temu lepiej przyjrzeć. A zaglądać nie trzeba głęboko, bo tylko w twoje majtki. Nie, nie, to naprawdę jeszcze niezbyt głęboko, spokojnie, zajrzymy jeszcze głębiej. No, ale na razie majtki.

No i widzisz kochana, problem jest. Bo ty, kochana, masz tam pisiorka w tych majteczkach zamiast brzoskwinki. No, nieładnie to wygląda, malutka, a nawet z lekka, że tak powiem, oczywiście metaforycznie, śmierdzi. Bo widzisz, my tu mamy taką zasadę: pisiorki na lewo, brzoskwinki na prawo. No i co my mamy teraz z tobą zrobić? Czy ty przypadkiem nas nie próbujesz, że tak powiem, w konia zrobić? A może ty trochę jesteś nie ten teges, co? Ty wiesz w ogóle, co ty mówisz? Skąd wiesz, że tą kobietą jesteś? A może ty byś po prostu chłopców chciała legalnie bałamucić, co?

A sprawa jest poważna przecież, ponieważ jak historia długa i szeroka, to my znamy takie przypadki przecież. No na przykład ten był taki… poszukiwany czy tam poszukiwana, co to w zasadzie nie wiadomo było czego szukać. O, albo Ci dwaj, co na Florydę pojechali z kobiecym zespołem jazzowym. No sporo było takich przekrętów już. A wiesz ty, ile rocznie facetów zakłada sukienki i próbuje wyłudzić wcześniejszą emeryturę? No, ja też nie wiem, ale na pewno są ich całe setki, a może nawet i z pięciu. Więc widzisz. Łatwo nie będzie.

Dokładnie rok temu nawet przez chwilę uwierzyłam, że może nie będzie łatwo, ale chociaż łatwiej. Nawet już kompletnie naiwnie wkręciłam się, że może w tym sejmie rzeczywiście ktoś może się tym przejmować. A jako że tonąca brzytwy się chwyta, odważyłam się nawet zaapelować do – uwaga – sumień parlamentarzystek i parlamentarzystów. Co prawda już pół roku przed tamtym pamiętnym dniem, w którym ostatecznie dowiedziałam się, co myśli o mnie większość patriarchalnego społeczeństwa, ze złotoustym patriarchą na czele, pozwałam swoich rodziców. Nie chciałam czekać. Nie mogłam czekać. No, ale po pół roku czekania zorientowałam się, że przyjęcie tej ustawy, nawet jeżeli potrzebne będzie jeszcze parę miesięcy na jej wprowadzenie w życie, może pozwolić mi zakończyć to upokorzenie szybciej. Cóż. Ustawę ujebano od lewa do prawa. Ze strachu. Strach to taka część poselskiego garnituru.

Dziś mija rok od tych dni, w których osiągnęłam najbardziej niewyobrażalne pokłady nadziei w swoim życiu i od tych następnych dni, w których moje łzy osiągnęły niewyobrażalną objętość.

Dziś też mija półtora roku od dnia, w którym poszłam do sądu z trzydziestostronicowym plikiem papierów, których pierwsza strona zawierała jakże piękne i bliskie każdemu słowa: POZWANI – MAMA I TATA. No dobra. Tak ckliwie było tylko w połowie, jeżeli mam być szczera. Nie będę oszukiwać: imię i nazwisko ojca na tych papierach nie robiło na mnie szczególnego wrażenia. Nie miałam z nim kontaktu od wielu lat, nie wiedziałam nawet, gdzie przebywa, toteż wniosłam o wyznaczenie kuratora. Jednak państwo opiekuńcze przyszło mi z pomocą już od pierwszych chwil.

Ku mojej szalonej radości, która wysysała z moich oczu kolejne łzy, armia urzędników odnalazła mojego ojca. Łzy tego pamiętnego dnia, którego się o tym dowiedziałam, uprzedzały zapewne czekające mnie łzy złości i przerażenia, kiedy spotkamy się na sali rozpraw po latach rozłąki. Sprawę mojej kobiecości potraktowano poważnie i pieczołowicie. Co prawda odrzucono mój wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych, ponieważ stwierdzono, że sprawa nie jest pilna ani nagła, więc jeżeli mnie nie stać, to mogę zarobić pieniądze i złożyć pozew później.

Rozpoznano również, że sprawa leży jedynie w moim osobistym interesie i nie nosi znamion interesu społecznego. No, tu bym polemizowała, pamiętając te wszystkie spojrzenia pań na poczcie, kontrolerek i kontrolerów, policjantek i policjantów, pracowniczek i pracowników uniwersytetu. Te spojrzenia nie wydawały się wcale zadowolone, że muszą konfrontować się z dziwactwem i pederastią. No ale cóż. Sąd zapewne słusznie uznał, że nie jest to interes społeczny, a społeczeństwo powinno być po prostu bardziej queerowe i otwarte na różne rozbieżności w dokumentach oraz porzucić swoje wymyślone przyzwyczajenia do binarności płci i jej oczywistości. Niezbyt queerowa okazała się jednak również aparatura seksuologii sądowej.

2000px-transgender_pride_flag-svg

Pomimo przedstawienia w trzydziestostronicowym pliku opinii dwóch lekarzy seksuologów, sąd z pokerową miną postanowił powiedzieć – sprawdzam! Wszyscy zresztą wiemy, jak to z tymi lekarzami jest. Tu się machnie, tam coś pominie, tu weźmie pod stołem. A pewność musi być, no bo stawka przecież nie byle jaka. Można by jakiejś bogu ducha winnej kobiecie, zupełnie niesłusznie, wpisać do dowodu, że jest… kobietą… A te pedały już się tylko czają na legalne śluby. Wiadomo, że to nie jest jakaś reprywatyzacja albo inne codzienne błahostki. W takich sprawach trzeba zachować szczególną ostrożność, toteż sąd powołał biegłego. Biegłego nie byle jakiego. Wybitnego specjalistę, lwa polskiej seksuologii, człowieka, który szeroko opisał wszystkie schorzenia i inne złe skutki zwyrodnienia zwanego masturbacją.

Kiedy jednak stawiłam się na badanie, które miało raz na zawsze, dzięki przenikliwej wiedzy profesora na temat idei mężczyzny i kobiety, odpowiedzieć na to niezwykle skomplikowane pytanie dotyczące mojej płci, okazało się, że owa legenda i gwiazda nie dotarła. Wylądowałam w przytulnie wykafelkowanym gabinecie szpitalnym z inną parą ekspertów, którzy poddali mnie obszernym badaniom kontrolującym moją kobiecość. Ich podejście było niewątpliwie holistyczne i nie pozostawiało miejsca na żadne wątpliwości, gdyż wywiad o moim życiu zaczęli od pytań o stosunki seksualne moich rodziców. Z udawaną przykrością odpowiedziałam, że nie mam na ten temat pojęcia, ponieważ nie było mnie wtedy na świecie i po cichu liczyłam na to, że jest to odpowiedź najwyżej punktowana (no bo wiadomo, Freud i te sprawy).

Dalej robiło się już tylko ciekawiej, pieczołowicie odtwarzałam historie ze swojego życia przedszkolnego, wczesnoszkolnego i okresu dojrzewania. Znaczenie miały tutaj wszelkie informacje mogące świadczyć o mojej płci lub jej braku, czy jak to oni tam sobie ujmują. Opowiadałam więc, jaką zupę lubiłam najbardziej, jak spędzałam wolny czas i kiedy nauczyłam się jeździć na rowerze. Z każdym pytaniem o to, czym się interesowałam i jak pracowali moi rodzice, rozgrzewałam zwoje swojego mózgu do czerwoności, żeby wpaść na to, jaki ma to związek z moją kobiecością lub transpłciowością. Od prowadzących dowiedziałam się tylko, że wywiad jest starannie opracowany przez wybitnych specjalistów. W końcu przyszedł też czas na pytania bardziej sprośne. W tym temacie postanowiono już naprawdę nie zostawić żadnej szarej strefy. W zasadzie nie jestem pewna, czy ostatecznie nie powiedziałam o swoim życiu seksualnym więcej, niż sama wiem. No, ale tego tematu zdecydowanie nie można bagatelizować. Wszak, jak wiemy z lingwistycznej tradycji anglosaskiej, płeć i seks są ze sobą nierozłącznie związane.

Można by rzec: powiedz mi, z kim się przespałaś, a powiem ci, czy jesteś transseksualna. Nie pozostało mi więc nic innego, jak się dzielić, rozkładać i obdzielać moich rozmówców historiami o seksualnych przygodach. Ktoś mógłby pomyśleć, że to wszystko trochę upokarzające, że przecież dlaczego w ogóle ktoś ma udowadniać, że jest kobietą i to w tak idiotyczny sposób. I dlaczego ktoś w ogóle ma być zmuszany do rozmowy na tak intymne tematy. Ale spokojnie, dopytałam się.

Nie można tego w żaden sposób nazwać dyskryminacją, podobnym badaniom poddawani są też gwałciciele, więc nie jest tak, że tylko osoby transpłciowe są w taki beznadziejny sposób zmuszane do dochodzenia swoich praw. Poza tym, ja osobiście od zawsze twierdziłam, że temat seksu w naszej kulturze jest zbyt stabuizowany i ogromnie cieszyłam się, że trafiłam na takie otwarte osoby, które bez żadnego zawstydzenia wypytywały mnie o opisy moich stosunków seksualnych, ilość partnerów i partnerek oraz wszystkie TE rzeczy, o których mówimy z rumieńcem na twarzy. Co prawda nie starczyło czasu, żebym ja też dowiedziała się czegoś o moich interlokutorach, ale przecież na pewno też z chęcią by się podzielili.

Pan psychiatra rozkręcił się nawet na tyle, że poprosił mnie, żebym się przed nim rozebrała, coby mógł opisać również moje wdzięki materialne. Czułam się niczym antyczna muza, będąca natchnieniem dla poety. Tutaj należy się jeszcze słowo sprostowania: oczywiście zostałam poinformowana, że mogę nie odpowiadać na pytania i nie uczestniczyć w badaniu, ponieważ jest ono całkowicie dobrowolne.

Niestety jednak, moja odmowa spowoduje przesłanie negatywnej opinii do sądu. Niezmiennie podkreślić należy, że zasada dobrowolności i możliwości decydowania o swoim ciele i swojej intymności została tu w pełni zachowana. Na szczęście rozmowa na tematy osobiste trwała jedyne cztery godziny, a później nastąpiła już tylko półtoragodzinna analiza mojej kobiecości przy pomocy specjalistycznej aparatury psychologicznej i tym sposobem, po dniu spędzonym w skajowym fotelu, mogłam udać się prosto do łóżka, głęboko pod kołdrę, żeby udawać, że mnie nie ma, że nie istnieję, żeby zniknąć, rozpłynąć się i przestać być paskudnym straszydłem, z którym zmagać się musi zdrowe społeczeństwo. Pod kołdrą jeszcze wiele godzin rozmyślałam, czy dobrze rozpoznałam plamy, które pokazywała mi psycholożka, oraz jak ocenione zostaną moje rysunki: siebie, kobiety, mężczyzny i mojej partnerki. Spać nie dawała mi też myśl, czy nie popełniłam przypadkiem jakiegoś błędu, odpowiadając na pytania, jakim chciałabym być drzewem, zwierzęciem, przedmiotem.

Mam poczucie, że ta historia jest już tak nudna, że pogrążę się totalnie, jeżeli napiszę jeszcze, że dwa tygodnie później, kiedy powoli udawało mi się wygrzebać z dołu, w jaki wprowadziła mnie sześciogodzinna diagnostyka mojej płci, zostałam wezwana ponownie na badanie, ponieważ profesor legenda chciał jednak zobaczyć mnie osobiście i jeszcze trochę porozmawiać o tym, czy naprawdę miałam tak dużo partnerek oraz wyjaśnić sprawę mojej homoseksualności, no bo przecież powiedziałam, że jestem w związku z dziewczyną, więc jaka homoseksualność… no dobra, już nie będę o tym pisać, bo znów zaczynają mi kapać łzy.

Napiszę tylko jeszcze, że całe to badanie nie poszło na marne. Kilkunastostronicowy opis mojego życia seksualnego został przesłany do mojej kochanej mamy i nieznanego ojca. Ileż godzin rozmów przy wigilijnym stole zostało tym samym zaoszczędzone.

Kocham cię polsko!

13 października jest rozprawa.

Mam nadzieje, że w końcu się dowiem, kim twierdzisz, że jestem.

Rilke – Samotność (tłum. – ja)

Samotność jest jak deszcz.

Naprzeciw zmierzchom podnosi się z wód,

z odległych i obcych wzgórz

idzie do nieba, bo w niebie jest

i prosto z nieba zalewa świat.

Strugami spływa w tym nijakim czasie,

gdy ulice wolno budzą się do dnia

a ciała, co się znowu nie nażarły

z goryczą i bólem dają sobie dość.

I kiedy ludzie pełni nienawiści

razem do łóżka kładą się spać.

po czym odpływa strumieniem – samotność


Dzisiaj o 13.30 pod Sejmem odbędzie się akcja Fundacji Trans-Fuzja związana ze smutną rocznicą odrzucenia ustawy o uzgodnieniu płci.


Korekta: Grzegorz Stompor

design & theme: www.bazingadesigns.com