Rozmowa: Kowalska i Romanowski – wokół „Teorii Feministycznej…” bell hooks a sprawa polska (cz. 2)

Publikujemy drugą część rozmowy wokół książki „Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum” bell hooks. Rozmawiamy o tym, jak tekst może być przełożony na polskie realia.

2

Mateusz Romanowski: Jeśli chodzi o przełożenie bell hooks na polski grunt, wyjątkowo pomocne były dla mnie artykuły „Konstruowanie odmienności klasowej jako urasawianie. Przypadek Polski po 1989” Moniki Bobako i „O Kongresie Kobiet i neoliberalno-konserwatywnym zwrocie feminizmu w Polsce” Ewy Charkiewicz. Dość często osoby utożsamiane w Polsce z ruchem feministycznym mają władzę nazywania pewnych grup, sortowania ich i kreowania swojej bardzo hierarchicznej wizji tego czym jest feminizm, co dobrze oddaje tekst Ewy Charkiewicz. Pierwszy z artykułów to rzecz o rasizmie jako sposobie podtrzymania swojej wyższej pozycji w hierarchii. Ujmując rasizm w ten sposób, prościej czytać bell hooks jako autorkę, którą można odnieść do właściwie każdego kraju na świecie.

Justyna Kowalska: W artykule Bobako bardzo dobrze widać jak działa neoliberalizm, ruch przeciwstawiony komunie jako „wolny rynek”, kierujący się prawami hiperindywidualizmu. Jest to system „konstruujący” słabszą, tanią siłę roboczą, która ma być utrzymywana w ramach nekropolityki – na granicy ekonomicznego życia i śmierci. Ta opresja jest wytwarzana między innymi na poziomie języka, poprzez wartościowanie jednostek na podstawie ich rzekomej „produktywności” i „nieproduktywności”. W tym kontekście urasowienie jest mechanizmem narzucania określonym grupom definicji, która sytuuje ich na podporządkowanej pozycji.

MR: Rasizm i seksizm w tym artykule został ładnie nazwany „magiczną formułą wspierania kapitalizmu”. Wracając do płaszczyzny języka, ta etnicyzacja siły roboczej jest czymś regularnie powracającym. Te wiecznie wąsate, pijane, pogryzające kiełbasę, niezaradne, roszczeniowe, sikające w krzakach i tkwiące nogami w poprzednim ustroju związki zawodowe, którym zarzucane jest mówienie „tylko w swoim interesie”. W takim razie cały syfny dziennikarski mainstream spod znaku Janiny Paradowskiej w czyim interesie nabija się ze związkowców? Ustawieni, pro-kapitalistyczni dziennikarze oczywiście żadnych interesów nie mają i mówią głosem rozsądku. Ich interes, jako podmiotów posiadających władzę nazywania, których Foucault nazywa enucjatorami dyskursu, po prostu nie jest widoczny. Jak wiadomo, dostęp do mediów jest nierówny. Lewicowe think tanki są o wiele gorzej słyszalne w głównonurtowej debacie od tych neoliberalnych czy konserwatywno liberalnych. Jako czarny charakter w tym artykule pojawia się Piotr Sztompka, który jako naukowiec-legistrator po prostu trywializuje problem polskiej transformacji przypisując osobom w danym momencie niezdolnym do podjęcia pracy „niekompetencje cywilizacyjną”, jako „trwały syndrom kulturowy”, całą nadzieję pokładając w jakiejś mglistej „cywilizacyjnej awangardzie”.

JK: Taką grupą uprzywilejowaną jest też jakby nie patrzeć część polskich feministek z Kongresu Kobiet. Sytuacja w Polsce jest dosyć podobna do tej opisanej przez bell hooks, ponieważ członkinie Kongresu są to głównie kobiety z wyższej klasy średniej, które nie dopuszczają do procesu decyzyjnego kobiet uboższych i bardziej predysponowanych do mówienia o sytuacjach, które Kongres nazywa za nie. Charkiewicz podkreśla w swoim tekście, że na przykład na temat „Solidarności” wypowiadają się w ramach kongresu znane medialne twarze, a nie zasłużone działaczki związkowe. Mówiłeś o podejściu Sztopmki do transformacji, jej koszty społeczne zostały wypchnięte poza nawias mainstreamowego feministycznego dyskursu. Skład komitetu programowego ma bardzo niewiele wspólnego z kobietami wykluczonymi ekonomicznie, co też było widać w momencie udostępnienia programu Kongresu, który został ustalony bez żadnych konsultacji społecznych. Można było się tylko pod nim podpisać bądź nie.

MR: Dla mnie w ogóle ten artykuł, mimo że odnoszący się do pierwszego Kongresu Kobiet dalej jest bardzo mocno aktualny i na takim mikro-przykładzie pokazuje szerszy problem jeśli chodzi o feminizm i pewne stereotypy, które są reprodukowane między innymi przez wizerunkową ekskluzywność tych ładnych, ustawionych, uśmiechniętych pań. Jak u hooks, gdzie uboga, czarnoskóra kobieta będzie miała więcej wspólnych interesów z ubogim czarnoskórym mężczyzną, tak w Polsce, myślę, że więcej kobiet odczuwa więcej wspólnych problemów ze swoim partnerem czy partnerką zaiwaniającą na umowie śmieciowej albo na czarno, niż z Henryką Bochniarz uelastyczniającą prawo pracy. Widać to było przy okazji ostatniego Kongresu, gdzie z plakatów straszyła jakaś super-woman. Jest to o tyle niesmaczne, że żeby rzeczywiście się odnaleźć na rodzimym rynku pracy trzeba być super-manem, czy super-woman, a przede wszystkim dlatego, że jest to podkreślanie tej jednostkowej perspektywy, której sprzeciwia się hooks. Z drugiej strony jest to utrwalanie feminizmu pozornej zmiany, który tylko utrwala obecne relacje władzy.

JK: W artykule autorka zarzuca feministkom z Kongresu, że wszystkie bolączki sprowadzają do stereotypu, nie biorąc pod uwagę kwestii kapitalizmu. Mnie w polskim feminizmie na przykład kompletnie brakuje perspektywy romskiej. Przecież Romki to też kobiety, uciśnione przez kapitalizm i patriarchat jeszcze mocniej, niż większość Polek.

MR: Wydaje mi się, że brak tej perspektywy anty-kapitalistycznej w głównym nurcie polskiego feminizmu jest koszmarny, ale niespecjalnie mnie dziwi w momencie, kiedy jeszcze tak mocno działają u nas absurdalne przesądy wpisane w transformacyjny dyskurs, które zostały świetnie uchwycone znów przez Ewę Charkiewicz w artykule „Matki do sterylizacji. Neoliberalny rasizm w Polsce” – jest to rzecz odnośnie reakcji na protest głodowy matek z Wałbrzycha w 2008 roku. Często ludzie gdzieś podświadomie utrwalają pewien sposób mówienia o rynku, transformacji, społeczeństwie, które zostały wszczepione w rodzimy grunt podczas transformacji.

JK: Ta uciskająca wolność.

MR: I parada małych Balcerowiczków.

JK: Po to, aby odwrócić uwagę od problemu ucisku, nawet sam Kongres wytwarza regulatywne ideały kobiece, które mają za zadanie wpasować się w ten system dokładnie tak samo jak wpasowują się w niego mężczyźni. Sama miałam niedawno dyskusję ze znajomym odnośnie tego, czy walka ze stereotypami nie jest przesadnym uproszczeniem problemu. Czy skala skupienia się np. na koszulkach z seksistowskimi sloganami nie jest śmiesznie duża w stosunku do zajmowania się np. problemami pracowniczymi.

MR: To trochę dylemat odnośnie tego czy myć ręce czy nogi. Niestety, robienie światopoglądowych ustawek przy kompletnym pomijaniu tego jak wiele osób jest dyskryminowanych na płaszczyźnie ekonomicznej jest czymś powszechnym. Dobrze, że ta czy inna kawiarnia jest w „Inspiratorze Równościowym” i nie dyskryminuje się czarnoskórych, czy osób homoseksualnych, ale co to za równość skoro w części z nich pracownicy mogą być zwolnieni z dnia na dzień, a wypłaty trafiają do nich w pięciu ratach albo w ogóle.

JK: Wracając do hooks – o feministkach często mówi się w kontekście zagrożenia dla rodziny, postawa ta pokutuje też w przypadku polskiego feminizmu.

MR: „Ludziom nie wolno myśleć, że antyfeminizm jest sposobem na poprawę ich życia rodzinnego. Działaczki feministyczne powinny podkreślać znaczenie rodziny jako struktury pokrewieństwa, która może wspierać ludzi i wzbogacać ich, powinny też ukazywać powiązania między seksistowską opresją i dezintegracją rodzin oraz dawać przykłady – zarówno rzeczywiste, jak i z wyobraźni – na to, jak wygląda obecne życie rodzinne i jakim mogłoby się stać, gdyby niesprawiedliwe autorytarne rządy zostały zastąpione etyką wspólnoty i podziałem odpowiedzialności oraz wzajemnością. Ruch na rzecz zniesienia seksistowskich opresji jest jedynym wśród działających na rzecz społecznej zmiany, która wspiera i umacnia życie rodzin we wszystkich domach”. To jest wyjątkowo ważne w kontekście wszystkich kuriozalnych tworów spod znaku Kobiet dla Narodu, czy sekcji Kobiet w Ruchu Narodowym, które powstały jako odpowiedź na słynny radykalny feminizm i tzw. cywilizację śmierci.

JK: Tak – feministki pod rękę z lobby homoseksualnym rozbijającym rodziny wypychają kobiety z domu i nie pozostawiają im żadnego wyboru. Chociaż, można zapytać za bell hooks, ile polskich kobiet dzisiaj ma rzeczywisty wybór w momencie, kiedy niewiele rodzin jest w stanie się utrzymać z jednej pensji?

MR: Wśród moich znajomych zdarzało się, że gdy ojcowie tracili pracę, ich rodziny musiały jakoś żyć za pensję matek. To czy kobieta może, nie może, musi, nie musi pracować zależy od jej statusu społecznego. Wydaje mi się, że w większości przypadków jest to dzisiaj obowiązek, czyli praca nie jest możliwością, tylko powinnością. Nie ma tutaj wyboru białych wykształcone feministek, o których pisała hooks. Wybór może mieć Henryka Bochniarz, a nie pracownice uchwycone w filmie „Specjalne Strefy Wyzysku”.

JK: Podsumujemy zatem: uderzanie w stereotypy bez uderzania w kapitalizm nie będzie działać jak powinno. Feminizm trzeba budować w możliwie jak najbardziej inkluzywny sposób i bez oporu przed współpracą z chłopcami.

design & theme: www.bazingadesigns.com