Romanowski: Robert, przeproś PKB

Mam dużo zajęć. Na tyle dużo, że internet wystarcza mi jako źródło bieżących informacji. Tygodniki przestały mnie interesować na wysokości odkrycia przez kogoś, że lewicowy „przekrój” to nierentowny „przekrój”. To miał być kolejny tydzień bez tygodnika. Niestety, nie wyszło. Pierdut, „Polityka” na biurku. Dobra informacja jest taka, że mój tata przeczytał tam, co to gender. Zła jest taka, że wziąłem pismo do ręki i też dowiedziałem się tego i owego.

205860

Na zdjęciu obok artykułu „Gniazdownicy” typek pod trzydziestkę ze smoczkiem w piżamce. Oho, będzie zabawa. I jest ubaw po pachy, a nawet po smoczek. Marta Mazuś pisze o gniazdownikach. Gniazdownik to pieszczotliwe określenia dużego dziecka pasożyta, które nie wyprowadza się z domu. Dlaczego? Przyczyn jest kilka. Co gorsza, żadna z nich nie jest przyczyną.

Na dzień dobry autorka nakreśla nam obrazek czterdziestolatka Roberta, który odkrywa, że każdy rachunek płaci się gdzie indziej i karton po proszku do prania nie napełnia się zaraz po zużyciu proszku do prania. Całe życie mieszkał z rodzicami, potem rodzice zachorowali i Robert odkrywa trud egzystencji. Podobnych Robertów w różnym wieku jest ponad 3 miliony, a od 2005 roku ich liczba ciągle rośnie. Więcej Robertów jest tylko w Portugalii, Grecji, Malcie, Bułgarii i Słowacji.

Jakie są przyczyny? Po pierwsze, kiedy Robertowie studiują to nie pracują, żeby dłużej móc czuć się jak licealiści. Po drugie, przez niepracowanie rosną im wymagania. „Należy jednak pamiętać, że wraz z wykształceniem rosną aspiracje. Mam dyplom, więc powinienem mieć dobry samochód, odpowiednio wysokie dochody i własne mieszkanie” – mówi ekspertka numer 1, prof. Anna Giza-Poleszczuk. „Wciąż jesteśmy społeczeństwem na dorobku i powszechnie uważa się, że własna nieruchomość to najlepsze zabezpieczenie na przyszłość. Jednocześnie jesteśmy bardzo nieufni wobec wynajmu ze względu na restrykcyjne prawo, które chroni nawet nieuczciwych lokatorów, z drugiej z powodu braku możliwości najmu po preferencyjnych cenach” – dodaje w dalszej części artykułu. Pewnie ekspertka numer jeden, zresztą podobnie do autorki tekstu, nie czytała dalszej części numeru „Polityki”. Na stronie 45 jest jak wół napisane „Kasa murowana”, a w leadzie trochę mniejszymi literkami „Inwestowanie w nieruchomości należy do bezpiecznych. Jak się poruszać na tym rynku, by zarobić jak najwięcej?”. No, ale wiadomo nie od dziś, że co dobre dla rynku nie jest dobre dla Roberta, który do 40 roku życia nie wiedział, że po proszek do prania chodzi się do sklepu. „Przekonanie, że mieszkanie musi być własne, rodzice przekazują dzieciom wraz z całym pakietem (że nie po to inwestowali w dzieci, żeby jakiś krwiopijczy pracodawca ich wykorzystywał, że muszą się szanować, coś im się należy)”, denerwuje się Marta Mazuś, która być może pisze dla krwiopijczego pracodawcy teksty za darmo, każdy z nich kończąc posłowiem z podziękowaniem, że jeszcze ma parę oczu i palce. Autorka daje każdemu potencjalnemu Robertowi ważną lekcję: nie szanuj się. Proste i skuteczne. Tylko jak nieszanujący się Robert zarobi na mieszkanie? Odpowiedź czeka w następnym akapicie.

Robert pewnie nawet jakby mógł kupić mieszkanie to by go nie kupił, „bo model kulturowy jest, jaki jest”. Jest, jaki jest i basta. Po co robić coś z mieszkaniami, których nie można kupić, skoro i tak nikt by ich nie kupował, prosta sprawa. Nie ma starych kawalerów, są tylko single, i „maleje znaczenie kulturowej normy”, a „tradycyjne wzorce męskości odchodzą”. Czemu? Ekspertka numer 2, psychoterapeutka Ewa Woydyłło mówi, że to głównie przez nasze Mamy, „Wina leży głównie po stronie rodziców, a zwłaszcza matek, które często kierują się zasadą, że najważniejsza w wychowaniu jest miłość, ale pojmowana jako bezgraniczne dawanie, wręcz poświęcanie się”. Całe szczęście dostajemy z ust tej samej ekspertki przepis na mądrą miłość, „która wymaga. Dlatego jeśli obie strony, zarówno rodzice, jak i dzieci, nie powiedzą sobie w pewnym momencie „dość, teraz radzisz sobie sam”, konsekwencje mogą być poważne. I to głównie dla dziecka”. W końcu lepsza konkretna bezdomność, niż mieszkanie z rodzicami. Nie chcesz być bezdomny, nie szanować się i pracować za darmo? Ciepła z Ciebie klucha Robercik! Artykuł w szalenie ciekawy sposób stosuje zaczerpniętą z transformacyjnego dyskursu wybitnego polskiego socjologa Piotra Sztompki taktykę. Wytłumaczeniem niezaradności, bezrobocia i innych brzydkich rzeczy jest „niekompetencja cywilizacyjna”, taki tam „trwały syndrom kulturowy”. Bezrobocie robią sobie ludzie, którzy mają „trwały kulturowy syndrom cywilizacyjnej niekompetencji”, nie ma w tym wielkiej filozofii.

Kropkę nad i stawia ostatnia ekspertka Konfederacji Lewiatan, dr Grażyna Spytek-Bandurska, która upiera się, że Robert nie kupując mieszkania robi źle dla gospodarki, „Jeśli mamy jedno gospodarstwo domowe, a nie dwa, o wiele mniej rzeczy nam potrzeba i ich prawdopodobnie nie kupimy. Wychodząc przede wszystkim od mieszkania, przez pralkę, lodówkę, po rzeczy codziennego użytku, jak proszek do prania. Korzystanie z wody, światła, gazu czy gotowanie na kilka osób również wychodzi taniej”. Wystarczy doczytać artykuł do końca, żeby się dowiedzieć, że niekoniecznie. Dziewczyna Roberta z artykułu zostawia na przykład włączony na cały dzień telewizor, bo pewnie wierzy, że robi w ten sposób dobrze PKB. Sam Robert niestety nie zrozumiał konieczności płacenia w jednym domu za dwa telewizory, bo „pensji ma 2 tys. zł, z tego tysiąc na opłaty – i jeszcze ma kogoś utrzymywać? Taka dziewczyna chyba nie jest dla niego. W końcu wyjechała”. Demografowie i socjologowie podkreślają związane z tym skutki demograficzne. Albo dzieci, albo PKB i większe zużycie prądu. Nie ma przebacz.

Zastanawiająca w tego typu skomplikowanych i interdyscyplinarnych strukturach myślowych pozostaje jedna sprawa: dlaczego rozwiązań dla problemów ekonomicznych nie szuka się w ekonomii. Pewnie czynniki psychologiczne i kulturowe też odgrywają jakąś rolę, ale czy rzeczywiście zasadniczą? W tym samym artykule mamy na przykład informację, że w krajach skandynawskich Robertów jest co najwyżej kilku na stu. W Szwecji na przykład na wystawach sklepowych zamiast lalek barbie stoją manekiny o normalnych kształtach, co prawdopodobnie każdego dnia wywołuje masowy kryzys męskości, a jakimś cudem zarówno tam, jak i w innych krajach skandynawskich rodzą się dzieci. I to całkiem sporo. Ten niski wskaźnik robertostwa udało im się uzyskać nie wyrzucając dzieci z domu w imię darwinistycznej „dobrej miłości”. Z tego, co mi wiadomo, ludzie tam też się uczą i chyba nawet bardziej szanują, bo nie pracują za darmo. Tylko po co nam mieszkania, których nie kupimy, za pieniądze, których nie zarobimy, dzięki studiom, które skończymy, żeby dłużej czuć się jak w liceum, skoro i tak nie kupimy mieszkania bez pieniędzy, których nie zarobimy, nawet jeśli skończymy studia, „bo model kulturowy jest, jaki jest”? Robert, przeproś swoją mamę za polskich ekspertów i ekspertki, ja w międzyczasie przeproszę PKB, że przez całe życie nie robiłem obiadu tylko dla siebie w mieszkaniu, którego nie kupię za pieniądze, których nie mam.

Mateusz Romanowski

* wszystkie cytaty zaczerpnięte z artykułu „Gniazdownicy” autorstwa Marty Mazuś w: „Polityka” nr 43 (2930), 23.10-28.10.2013

design & theme: www.bazingadesigns.com