Trammer: Komentarz do felietonu „Czy mężczyźni również padają ofiarą seksizmu?”

“Czy mężczyźni również padają ofiarą seksizmu?” – pyta Stanislas Kraland w felietonie “Huffington Post” zamieszczonym na Codzienniku. Do niedawna nie poświęcałem zbyt wiele uwagi temu pytaniu. Irytowało mnie ono wręcz, dlatego, że zwykle, gdy słyszałem podobną tezę, padała ona albo z ust osób tęskniących za “tradycyjnym” podziałem ról między mężczyzn i kobiety, albo przynajmniej osób, dla których “równość” jest tym samym, co “nie branie pod uwagę jakiegokolwiek kontekstu społecznego”. Jednak dość łatwo dostrzec, że system patriarchalny od początku swojego istnienia godził nie tylko w kobiety, ale również w mężczyzn. Jednym i drugim narzucał ciasne, ograniczające i wymagające absurdalnych poświęceń role. Jedna z różnic jest oczywiście taka, że kobiety znajdowały się w tym układzie w znacznie gorszej pozycji. Inna różnica polega jednak na tym, że nadal nie ma poważnego ruchu dążącego do zwolnienia mężczyzn z ich tradycyjnych ról. Rozprawienie się z patriarchatem wymaga uwolnienia zarówno kobiet, jak i mężczyzn. 

Do refleksji na ten temat doprowadziło mnie ostatnio przeczytanie wpisu na blogu pani Krystyny Jandy, zatytułowanego “Wychowaliśmy takie pokolenie mężczyzn”. Zacytuję obszerny fragment:

Wsiadłam kilka dni temu do pociągu. – Przepraszam pana, czy mógłby pan pomóc mi włożyć walizkę na półkę? Walizeczka mała na jeden dzień, ale jednak, dla mnie i wysoko i stoi obok mężczyzna… – Nie. Mam chory kręgosłup. Ani przepraszam, ani pani wybaczy… Nic. Wcześniej włożył swoją wielką walizę bez wysiłku. Wstała obok siedząca pani i powiedziała:- Pomogę pani. Wzięła moją walizkę zanim zdążyłam zaprotestować i wrzuciła na górną półkę.

Kiedy wysiadałam, zanim zdążyłam się zorientować zdjęła moją walizkę i podała mi wyciągając rączkę i dopinając zamek. – Pomóc panu? – zapytała mężczyznę? I naprawdę nie było w tym ani grama złośliwości. Byłam w szoku.

Na dworcu schodach po schodach, z walizką, żaden z mijających mnie panów nawet się nie zawahał żeby mi pomóc. W pewnym momencie ktoś krzyknął – Halo! Proszę pani! Odwróciłam się. Jakiś pan, pokazywał mi nogą papierek leżący przy nim na posadce. – To pani wypadło! I czekał, że podejdę i podniosę. Podeszłam, podniosłam nieważny jakiś kwitek i powiedziałam – Dziękuję panu. 

Przysięgam, że był w tym z kilogram złośliwości, ale on tego nie zauważył. Przed dworcem inny pan zabrał mi jedyną stojącą taksówkę, do której zmierzaliśmy razem, a taksówkarz wysiadł, włożył jego walizkę do bagażnika, nawet na mnie nie spojrzawszy.

Zaszokowało mnie takie podejście Krystyny Jandy, osoby, którą cenię i która według mojej najlepszej wiedzy nie jest rasistką, homofobką czy transofobką, a raczej osobą, po której można by się spodziewać większej tolerancji. Jest ona jednak najwyraźniej absolutnie przekonana, że każdy mężczyzna (nawet mężczyzna z chorym kręgosłupem) ma niezbywalny obowiązek nad własne zdrowie przedkładać przelotną wygodę każdej przypadkowo spotkanej nieznajomej kobiety. Uważa też, że posiadanie męskiej tożsamości płciowej1 nakłada na właściciela obowiązek podnoszenia śmieci po nieznajomych posiadaczkach żeńskiej tożsamości płciowej, a niewywiązanie się z tego obowiązku jest oburzające. No i wreszcie jej zdaniem każdy mężczyzna powinien oczywiście ustąpić miejsca każdej napotkanej kobiecie – w tym wypadku miejsca w taksówce, ale, jak się domyślam, ten obowiązek rozciąga się dużo szerzej.

Gdyby jakiś znany mężczyzna opublikował podobne “refleksje” na temat kobiet (powiedzmy pełen oburzenia opis tego, jak w domu, do którego udał się z wizytą, kobieta miała czelność nie udać się do kuchni, aby przygotować posiłek dla męskiego gościa) spotkałoby się to ze słusznym i powszechnym oburzeniem. Tekst Krystyny Jandy przeszedł bez echa – to, co napisała, jest mainstreamowe i akceptowane. W jedynym znalezionym przeze mnie artykule komentującym to, co napisała, przeczytałem “choćbym bardzo chciał, nie da się obronić zachowania mężczyzn, które nagłośniła artystka” oraz “choć od lat mówi się o konieczności równouprawnienia, z pewnością żadna ze stron nie chciała, aby przybrało ono tak chore i sprzeczne z założeniem oblicze”.

Byłem jeszcze pod sporym wrażeniem tego tekstu, gdy przypadkiem trafiłem na nagrane przez Karen Straughan wideo “Feminism and the Disposable Male”. Nie potrafię zgodzić się z wnioskami przedstawionymi przez Straughan, która sugeruje całkowite odrzucenie feminizmu2. Z mojego punktu widzenia uwolnienie kobiet i mężczyzn od ich tradycyjnych ról doskonale ze sobą współgra, nawet jeśli to drugie bywa zaniedbywane. Jednak diagnoza przedstawiona w tym nagraniu wydaje mi się warta refleksji, dlatego poniżej zamieszczam jego fragment (w moim, czasem trochę nieporadnym, tłumaczeniu):

Ludzkość zawsze wyznawała zasadę „najpierw kobiety i dzieci” i zupełnie się to nie zmieniło. 93-procentowa różnica śmiertelności w pracy jest tego dowodem, chociażby dlatego, że nikt jakkolwiek ważny nie przejawia zainteresowania zmianą tej sytuacji. Ostatnio czytałam wręcz artykuł w gazecie, który jako wielki problem opisywał zwiększenie się odsetku kobiet, które doznają obrażeń w pracy. Absurd polegał na tym, że ta zmiana wynikała ze zmniejszenia się liczby obrażeń u mężczyzn, a nie zwiększenia się jej wśród kobiet. Liczba wypadków wśród mężczyzn zmniejszyła się dlatego, że załamanie ekonomiczne spowodowało utratę pracy przez wielu mężczyzn zatrudnionych w sektorze surowców naturalnych. W związku z tym mniej mężczyzn było przywalanych przez drzewa czy maszyny. Mimo tego zostało to przedstawione jako ogromny, wymagający natychmiastowej reakcji problem kobiet. Jakby chcieli powiedzieć, że społeczeństwo popełnia jakiś błąd, jeśli mężczyźni nie umierają w pracy 20 razy częściej niż kobiety. (…)

Badania wykazały, że chociaż mali chłopcy zwykle płaczą częściej niż małe dziewczynki, to rodzice szybciej zajmują się dziewczynkami i szybciej starają się je pocieszyć. (…) Zastanówcie się, czego nasze dzieci uczą te najwcześniejsze doświadczenia, te różnice w tym, jak opiekujemy się nimi w zależności od ich płci: Czego uczymy dziewczynki, kiedy zajmujemy się ich płaczem tak szybko? Uczymy je, żeby prosiły o pomoc, bo ich potrzeby są istotne. Uczymy je, żeby dawały nam znać, gdy się boją albo coś je boli, bo chcemy wiedzieć, kiedy są chore czy w niebezpieczeństwie – żebyśmy mogli coś z tym zrobić. Uczymy je, żeby – gdy są smutne albo samotne – wzywały pomoc, a pomoc nadejdzie. Uczymy je, że są ważne. Ich potrzeby i dobrostan – zarówno psychiczny, jak i fizyczny – są bezwarunkowo istotne.

A czego uczymy chłopców, gdy zostawiamy ich płaczących? Uczymy ich, że nie ma większego sensu szukać pomocy, bo ta będzie udzielona niechętnie, jeśli w ogóle. Uczymy ich, że powinni nauczyć się sami radzić z uczuciami takimi jak: strach, bezsilność, samotność, smutek, ból, rozpacz; uczymy ich stoicyzmu. Uczymy ich, żeby cierpieli w milczeniu3. Uczymy ich, że ich strach i ból to rzeczy, które najlepiej zignorować. Uczymy ich, że ich psychiczny i fizyczny dobrostan nie jest tak ważny, jak inne kwestie. 

To, czego uczymy małych chłopców, to rzeczy, które mężczyzna musi wiedzieć o sobie, jeśli ma stać przed swoją chałupą z bronią, podczas gdy jego żona i dzieci ukrywają się w środku. Przygotowujemy go na dzień, gdy przyjdzie czas założyć bagnet na broń i szturmować wzgórze pod ostrzałem wroga. Przygotowujemy go do decyzji o poświęceniu siebie, podczas gdy kobiety i dzieci odpływają w łodziach ratunkowych. Uczymy go zinternalizowania tego, że jest mięsem armatnim4.

A co z dziewczynkami? Reagując na ich płacz tak szybko, pokazując, że dziewczynka jest dla nas bezwarunkowo ważna, przygotowujemy ją na dzień, gdy będzie musiała myśleć przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie, nawet jeśli oznacza to, że mężczyzna, którego kocha, zostaje sam, stojąc z bronią przed chałupą. Przygotowujemy ją do tego, żeby zajęła miejsce w łodzi ratunkowej. Trenujemy ją do tego, żeby nie pozwoliła poczuciu winy, empatii, świadomości człowieczeństwa tego mężczyzny, albo myśli, że może on zasługuje na nie bardziej, przekonać ją do oddania mu swojego miejsca. Wynika to z faktu, że przez tysiące lat sukces ludzkiego gatunku absolutnie zależał od jej poczucia bycia w 100% uprawnioną do tego miejsca. (…)

Nie potrzebujemy już tej zasady. Naszemu gatunkowi nie grozi już wyginięcie. Jest nas 7 miliardów. Jaki jest najgorszy możliwy scenariusz, jeśli zdecydowalibyśmy wspólnie, że życie mężczyzny nie jest już mniej istotne, a życie kobiety nie jest już bardziej wartościowe?

To, że mężczyźni byli tradycyjnie wychowywani do tego, żeby (z własnej inicjatywy i bez narzekania) poświęcali swoje zdrowie i życie, nie jest opinią – jest niezaprzeczalnym faktem. Podobnie jak to, że mali chłopcy byli i nadal są silnie socjalizowani do skrywania uczuć (“nie maż się!”, “nie bądź baba!”, “zachowuj się jak mężczyzna!”, “chłopaki nie płaczą!”), nawet kosztem ich zdrowia psychicznego i fizycznego5. Jak pokazują reakcje na tekst Krystyny Jandy, takie podejście jest nadal powszechne i akceptowane, a na horyzoncie nie widać ruchów chcących podjąć walkę o zmianę tego stanu.

Jeszcze nie tak dawno temu noszenie przez kobiety męskich strojów nie było dobrze widziane, a jeszcze wcześniej było absolutnie nieakceptowalne społecznie. Dziś jest mainstreamem i normą. Kobieta może swobodnie wybierać zarówno spośród elementów ubioru tradycyjnie uważanych za męskie, jak i tych uważanych za damskie. W drugą stronę jednak zupełnie to nie działa. Mężczyźnie, który zdecydowałby się na taki krok, grożą nie tylko szykany ze strony otoczenia, ale i realna groźba fizycznych ataków. Przykład może wydawać się trywialny, ale sfer, w których funkcjonuje podobny mechanizm, jest dużo więcej. 

Można oczywiście powiedzieć, że to mężczyźni sami sobie i innym mężczyznom narzucają tego typu zasady. Będzie to oczywiście w dużej mierze prawda. Mężczyźni zinternalizowali i przyjęli to, czego wymaga od nich społeczeństwo, tak samo jak zrobiło to wiele kobiet, które opowiadały się przeciwko ruchom feministycznym i tłumaczyły swoim córkom, jak “powinna” zachowywać się kobieta.

Poniższy mem, zamierzony jako krytyka dzisiejszych mężczyzn, przedstawia wspaniałą w moim mniemaniu wizję. Bardzo bym chciał, żeby mężczyźni – zamiast wpadać w pułapkę “heorizmu” i “poświęcenia” – przełamywali granicę tradycyjnie przydzielonych im ról. Obawiam się jednak, że autor tego obrazka się myli. Bardzo nam jeszcze do tego daleko. Na razie najmniejsze przesunięcia w tym kierunku wywołują ostre reakcje sprzeciwu (którego częścią jest ten mem), a krytykowanie mężczyzn za to, że nie są już “prawdziwymi mężczyznami” jest powszechne przyjęte i nie budzi żadnych protestów. Przed nami daleka droga. Do tego czasu należy uznać, że mężczyźni również są dyskryminowani.

mezczyzni-dawniej-vs-dzisiaj_9345

Ludwik Trammer


  1. Być może nie chodzi o posiadaczy męskiej tożsamości, a o posiadaczy penisa – należałoby dopytać Krystyny Jandy, co miała na myśli. Ciekawe też jak opisywane przez nią obowiązki wpisują się w spektrum różnych tożsamości posiadanych przez ludzi. 

  2. Nie oglądałem pozostałych nagrań Straughan, ale intuicja podpowiada mi, że jest w nich dużo więcej stwierdzeń, z którymi się nie zgadzam. 

  3. W oryginale “we teach them to suck it up”. W Polsce odpowiednikiem mówienia małym chłopcom “suck it up” jest na przykład nasze specyficzne wyrażenie brzmiące “nie zachowuj się jak baba”… 

  4. Co ciekawe, Krystyna Janda w dalszej części swojego tekstu odwołuje się dokładnie do tego samego mechanizmu. Tyle że jej zdaniem matki zaczęły w ostatnim czasie poświęcać zbyt wiele uwagi swoim synom, czego efektem są opisywane przez nią zachowania mężczyzn. Można zakładać, że Janda chciałaby zaprzestania tego niebezpiecznego eksperymentu. 

  5. Z hasła “Depresja u mężczyzn” na portalu medycznym abcZdrowie.pl: Jeden na trzech mężczyzn cierpiących na depresję lub stany lękowe w ogóle nie szuka pomocy, gdyż czuje się zbyt zawstydzony i zażenowany swoim stanem. Psychiatra, dr Steven Michael, źródeł takiego zachowania mężczyzn szuka we wzorcach zachowań przekazywanych im przez rodziny jeszcze w dzieciństwie. Choroba psychiczna czy choćby załamanie kojarzy się bardzo emocjonalnie. Tymczasem chłopców już od małego uczy się tłumienia emocji, którym – jako prawdziwi twardziele – nie powinni ulegać. Konsekwencje wpajania dziecku takiej postawy mogą być tragiczne. Dorosły mężczyzna, który w dzieciństwie słyszał ciągle: „Nie płacz, bo to wstyd” – dusi wszystko w sobie. Może to doprowadzić do zawału, samobójstwa lub innych nieszczęść. Depresja jest dla mężczyzn ciężką przypadłością 

design & theme: www.bazingadesigns.com