Każdego dnia kobiety przerywają ciążę. W Święta również. Komentarz do tekstu na WP.PL

Natalia Broniarczyk, Karolina Więckiewicz

26 grudnia, czyli w drugi dzień obchodzonych przez większość osób w Polsce, Świąt Bożego Narodzenia, na portalu wp.pl opublikowany został reportaż o przykuwającym oczy tytule „Bóg się rodzi, a Polki jadą za granicę usuwać ciążę. Pojechaliśmy tam z ukrytą kamerą”.


Na co dzień jako członkinie grupy Aborcyjny Dream Team staramy się normalizować aborcję, robić przestrzeń na język doświadczeń, mówić o aborcji normalnie, bez tabu, bez wstydu, bez dramatu. Zdając sobie sprawę z ogromnej stygmatyzacji aborcji, staramy się doceniać każdą próbę pokazania realnego doświadczenia przerywania ciąży. Dlatego też z ciekawością i zainteresowaniem (pomimo tytułu) siadłyśmy do lektury. Niestety, z każdym kolejnym zdaniem ciekawość słabła. Nasz dyskomfort budzi już sposób, w jaki powstał ten tekst – reporterka udaje, że jedzie zrobić aborcję podczas, gdy jedzie po to, aby nagrać ukrytą kamerą to, co się dzieje, opublikować film i opisać każdy szczegół wyprawy.

Natomiast sposób opisywania poszczególnych elementów niepotrzebnie buduje atmosferę sensacji i grozy, czającego się za rogiem dramatu. Większość z nich to najzwyczajniejsze na świecie sytuacje i okoliczności wielu innych doświadczeń i podróży, w bardzo różnych sprawach. Nie chcemy się pastwić nad całym reportażem, ale do kilku fragmentów postanowiłyśmy się odnieść cytując je poniżej. 

„Tydzień przed Wigilią, w czasie gdy Polacy zajęci są przygotowaniami do świąt, dwa vany przekraczają polską granicę”.

Kobiety codziennie przerywają ciążę, nie tylko tydzień przed Wigilią. Wiele klinik organizuje transport kilka razy w tygodniu. Autorka sama podaje nawet skalę zabiegów w konkretnej klinice. A jednak wybiera się w tę podróż w okresie świątecznym i też wtedy publikuje swój reportaż. Już samo to buduje określoną atmosferę. 

„‚Aborcja Słowacja’ – wpisuję w wyszukiwarkę internetową. Od razu wyskakują linki do prywatnych klinik”

Potrzeba aborcji jest powszechna, wiele osób decyduje się na podróż za granicę i szuka informacji w internecie. Aborcja w Słowacji jest dostępna w szpitalach publicznych także dla osób z zagranicy, za opłatą. Jednak to prywatne kliniki mają ofertę po polsku i polskie infolinie. Są też dobrze spozycjonowane, dlatego tak łatwo jest je odszukać wpisując najprostszą frazę. Uważamy, że to bardzo dobre. Gdyby nie to, wiele osób nie wiedziałoby, co robić. 

„- Potrzebuje pani transport?

– Tak.

– Z Krakowa 300 zł, z Warszawy 800. Zabieramy też z Cieszyna”.

Transport zazwyczaj kosztuje, tak już jest ułożony świat, że ostatecznie za dojazd ktoś musi zapłacić. Za podróż na aborcję do słowackiej kliniki też. Oferta transportu jest bardzo przydatnym i pomocnym rozwiązaniem. Osoby jadące do kliniki nie muszą się tym zajmować, szukać dojazdu, połączeń, być skazanymi na ewentualne opóźnienia czy awarie. 

„W środku siedzi już jedna dziewczyna. Uśmiecha się nieśmiało i przedstawia”.

Odnosi się wrażenie, że ten „nieśmiały” uśmiech jest autorce na rękę, że potwierdza jej ukrytą tezę o odbywającym się dramacie, że tylko taki uśmiech jest adekwatny do tej sytuacji. Tymczasem niektóre osoby, z którymi podróżujemy są nieśmiałe, inne się w ogóle nie witają, jeszcze inne rozmawiają z nami całą drogę. Nieśmiały uśmiech oczywiście może być związany ze wstydem czy zakłopotaniem związanym z sytuacją oraz ogromem stygmatyzacji aborcji. Ale nie wiemy, czy ta dziewczyna zazwyczaj uśmiecha się śmielej i jakie sytuację ją onieśmielają. 

„W samochodzie jest bardzo cicho. Nikt się nie odzywa”.

Co w tym dziwnego i dlaczego jest to tak warte podkreślenia? Jest środek nocy, w tym samym czasie wiele innych samochodów i autobusów jeździ po drogach, w bardzo różnych kierunkach i celach. W wielu panuje cisza.

W reportażu wielokrotnie autorka zwraca uwagę na to, że podróż odbywa się w nocy a zabieg wczesnym rankiem. Wydaje się, że także po to, aby wzbudzić określoną atmosferę. Tymczasem spowodowane jest to względami praktycznymi – chodzi o to, aby wyjazd był jak najkrótszy i aby osoby, które wybrały się w podróż, mogły jak najszybciej wrócić do pracy, domu, dzieci. Dla wielu z nich nawet kilkunastogodzinna nieobecność powoduje wiele utrudnień.

„W pewnym momencie kierowca nagle zbacza z głównej drogi.(…) Kierowca dopytywany o zmianę trasy mówi, że tak będzie szybciej”. 

„Przez całą drogę nie mówi ani słowa o celu naszej podróży. Pomija wszelkie pytania albo odpowiada bardzo ogólnikowo”.

Cały fragment dotyczący kierowcy busa jest kuriozalny. Rozumiemy, że podróż w nocy i nagła zmiana trasy mogą budzić niepokój, wręcz strach. Nie chcemy negować odczuć osób, które w takiej sytuacji poczuły dyskomfort, zwłaszcza, że temat aborcji jest silnie stabuizowany i obarczony stygmą. Nie rozumiemy jednak, po co autorka tekstu, opisując podróż do słowackiej kliniki, doszukuje się złych zamiarów u kierowcy i wprowadza czytelnika i czytelniczkę w atmosferę niczym z thrillera o autostopowiczkach, w którym samochód nagle porywa pasażerki, by kierowca potem mógł je uśmiercić. Kierowcy są bardzo różni – ten akurat nie rozmawiał z pasażerkami o tym, po co jadą. Podkreślanie tego buduje poczucie, że jest to związane z celem podróży. Czai się w tym sugestia, że gdyby ten cel był inny, to kierowca ochoczo rozmawiałby z pasażerkami. Nie rozumiemy też, jakich szczegółów w rozmowie z kierowcą oczekiwała reporterka i dlaczego z „ogólnikowych” odpowiedzi czyni pewnego rodzaju zarzut. Kierowca (nawet pracujący dla kliniki, w której przerywane są ciąże) ciągle jest kierowcą, nie musi pełnić roli terapeuty, uspokajać podróżujących, zapewniać im rozrywki czy znać odpowiedzi na ich pytania.„Gdy odjeżdżamy, przed nami wyrasta owalny budynek kościoła katolickiego. Znajdują się w nim relikwie Jana Pawła II. Z drugiej strony, w dwukondygnacyjnym budynku jest m.in. klub nocny”.

Wygląda na to, że otoczenie kliniki, w której wykonywane są aborcje powinno być jakieś inne niż to. Nie wiadomo, jakie, ale najwyraźniej obecność kościoła i klubu nocnego nie jest „właściwa”, a przynajmniej na tyle problematyczna, że warta odnotowania. 

Fragmenty, które przytaczamy nie są uzupełnianie żadnym komentarzem. Mogą wręcz wydawać się neutralne, ot, po prostu autorka wiernie opisuje to, co widzi. Ale jednak w całej sekwencji opisu poszczególne elementy tę neutralność tracą, są jakieś „podejrzane” i niejako właściwe tylko tej podroży tylko w tym celu. 

Cały artykuł, łącznie z tytułem zalatuje tanią sensacją i przypomina teksty nagłaśniające takie afery, jak handel trzydziestoletnim mięsem w puszkach, czy korupcje w urzędzie miejskim. Nie dziwi nas, że po lekturze pojawiają się komentarze pełne troski o „nasze rodaczki”. Akcentowanie cen za zabieg, podkreślanie, że koszty aborcji rosną wraz z długością ciąży również są elementem tej narracji. Bardzo byśmy chciały, by wszędzie zabieg aborcji był darmowy i faktycznie dostępny dla wszystkich osób, które jej potrzebują. Ale tak nie jest. Zakazy aborcji to do siebie mają, że czynią aborcję droższą i trudną w dostępie. Ceny w słowackich klinikach i tak są o połowę tańsze niż w polskich gabinetach prywatnych. Kobiety wracające z zagranicznych klinik bardzo często mówią, że zdecydowały się na aborcję za granicą, bo tam kobiety w niechcianych ciążach traktowane są podmiotowo. W przeciwieństwie do polskich gabinetów prywatnych słowacki gabinet w którym przerywane są ciąże, nie jest miejscem przestępstwa.

Pragniemy jednak przypomnieć, że na taki los skazało nas „nasze państwo” niemal 25 lat temu wprowadzając jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. Niektórzy politycy i polityczki odpowiedzialni za wprowadzenie zakazu ciągle są u władzy, a ich młodsi koledzy i koleżanki – przedstawiciele i przedstawicielki liberalnego centrum (.N, PO) – z uporem nazywają ten zakaz „kompromisem” i są za jego utrzymaniem. To nie słowackie kliniki i zatrudnieni przez nich kierowcy są naszymi opresorami. Bliżej im do roli wybawców, ale też tylko dla tych bardziej uprzywilejowanych. Warto zdawać sobie sprawę, że podróż taka jest możliwa tylko dla tych osób, które mają pieniądze oraz faktyczną możliwość wyjazdu (wzięcia urlopu, zapewnienia opieki dziecku). Fakt, że nie można poddać się zabiegowi w Polsce powoduje przymus radzenia sobie w inny sposób. Nocna podróż do zagranicznej kliniki jest jednym z nich. W sprawie A,B i C przeciwko Irlandii przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka argumentowano wręcz, że sam przymus podróży do Anglii po aborcję, która jest w Irlandii zakazana, jest nieludzkim i poniżającym traktowaniem przez państwo.  

Jednak warto zaznaczyć, że w opisywanej przez reporterkę sytuacji nie ma zarejestrowanego żadnego poniżającego traktowania ze strony osób zaangażowanych w zorganizowanie podróży i przeprowadzenie zabiegu.

Autorka w naszej opinii celowo rozkłada akcenty na sytuacje, które mogą budzić zastanowienie, podczas gdy cenne fragmenty reportażu, takie jak opis przerwania ciąży metodą próżniową, czy informacja o tym, jak wygląda aborcja po 22 tygodniu ciąży, pozostają niemal niezauważone. Uprzejmość i troska pracowników i pracowniczek kliniki, uspokajający anestezjolog, czy  pacjentka pocieszająca inną pacjentkę – najcenniejsze fakty z zapisu podróży giną w natłoku insynuacji o zbliżającym się dramacie.

Nie rozumiemy, po co powstał ten reportaż i dlaczego w taki sposób. Doświadczenie aborcji za granicą ma za sobą wiele kobiet, warto z nimi na ten temat rozmawiać zamiast dokumentować z ukrycia „dramat” własnej udawanej podróży. Potencjał na dobry reportaż został naszym zdaniem zmarnowany. 

design & theme: www.bazingadesigns.com